A może by gdzieś tak..?
Pani Premier Australii prawdopodobnie pożegna się ze swoim stanowiskiem, ponieważ zbyt mało obniżyła podatki dla międzynarodowych koncernów wydobywających surowce mineralne w Australii. Nie chodzi o fundusze inwestycyjne (jak w Londynie na fali populizmu zwiększono im podatki, to natychmiast Sarkozy namawia do przeprowadzki do Paryża w zamian oferując 20 letnie zwolnienia podatkowe), które mogą działać wszędzie – tylko o firmy surowcowe, które tak łatwo tych surowców gdzie indziej nie znajdą. Ale jednak – zdaniem wyborców – trzeba o nich dbać, aby się nie zrazili…. Żeby tak u nas….
Egzamin wstępny na uniwersytecie imienia Łomonosowa w Moskwie. Zdaje kandydatka z Czukotki. „Proszę omówić stanowisko towarzysza Mołotowa wobec światowego imperializmu”. „Mołotow?” – pyta zdziwiona kandydatka – „u nas w Czukotce nie uczyliśmy się o Mołotowie”. „Hm, w takim razie proszę powiedzieć coś o towarzyszu Stalinie?. „Stalin, Stalin? Nie uczyliśmy się o nim w Czukotce”. Komisja jest zamurowana ze zdziwienia, ale dają dziewczynie jeszcze jedną szansę. „Proszę w takim razie opowiedzieć nam o towarzyszu Leninie”. „Lenin? - dziewczyna spokojnie powtarza nazwisko –„jestem pewna, że o nim też się nie uczyliśmy w naszej szkole”. Dziewczyna wylatuje za drzwi z oceną niedostateczną, ale szef komisji robi przerwę. Podchodzi do okna, otwiera je i rzuca w przestrzeń: „oh, rzucić tak to wszystko i wyjechać gdzieś daleko. Na przykład do Czukotki!”.
Gdyby tak można było mieć wyborców w Polsce, jak w Australii… Ale nie mamy. Zbliżają się wybory samorządowe i już widać, że traktują nas jak idiotów. Aleja Rzeczpospolitej na warszawskim Wilanowie już gotowa do oddania. Teraz już tylko czeka. Na co czeka? Aż ktoś łaskawie znajdzie czas, aby w świetle fleszy przeciąć wstęgę. Czy „oni” naprawdę myślą, że wyborcy będą pamiętać w dniu wyborów kto przeciął wstęgę? Ja bym zapamiętał, ale tylko po to, aby na tego patafiana NIE zagłosować. Nie mieszkam na Wilanowie. Ale już wiem, że nie powinienem zagłosować na kandydata Platformy. Bo nie chcę użerać się z PLS-owskim samorządem województwa (mamy jak w banku koalicję PO i PSL na Mazowszu), obecna prezydent miasta nie zmieni pana za przeproszeniem Galasa na stanowisku miejskiego inżyniera ruchu, nie chcę popierać tej całej karuzeli układów i stanowisk. Że inne partie wcale nie są lepsze? A dlaczego mam dokonywać wyboru na zasadzie mniejszego zła?!
Dlaczego pozwoliliśmy na petryfikację polskiego systemu partyjnego? System dotacji publicznych sprawia, że nowe ruchy praktycznie nie mają szans. Ten system (uczciwie trzeba powiedzieć, że PO było przeciw, a PIS jest bardzo za) stworzono podobno dlatego, aby nie było korupcji. I tak jest. To można i trzeba sprawdzać inaczej. Ale nie może być tak, że jak już mamy partię ogólnopolską, to wszyscy ambitni politycznie ludzie MUSZĄ się podłączyć do istniejących struktur, bo własne inicjatywy przegrywają na wejściu materialnie. Czyli hipotetyczny wyborca mazowiecki musi głosować albo na Gronkiewicz-Waltz, albo na kogoś kogo wystawi PIS. Albo jego głos się zmarnuje…
To jeszcze jeden dowód na hipokryzję walki z korupcją. Jak inne rządy wyznaczają szefów państwowych spółek, to korupcja. Jak PIS przyznaje PZU, PKO BP, PKN Orlen swoim ludziom (takim jak wyciągnięty z gabinetu osobliwości prezes PZU za czasów świętej pamięci prezydenta Kaczyńskiego) – to jest przywracanie tych instytucji Polsce. W czasie dyskusji na temat finansowania partii główny argument, jaki słyszę nawet z ust skądinąd mądrych dziennikarzy (Konrad i Z, wy też!) – to że przecież Platforma jest przeciwna, ale pieniądze bierze. A co ma do cholery robić? Pozwolić, aby cała konkurencja brała i dystansowała ich w wyborach – a sama zostać z boku, bez bilbordów i bez reklam?
Tak już jest, że nasi wyborcy dokonują wyborów politycznych tak, jak wybierają markę piwa do grilla. Była fajna reklama z żubrem, to kupujemy żubra… A potem się dziwimy, że mamy kaca…
Dodaj komentarz