Choroba czy wizja męża stanu?
Jeszcze nie przebrzmiały echa wypowiedzi Macierewicza w Martinez, a tutaj głos zabrał sam wielki prezes. Czy to jest wynik wyrachowania politycznego, czy przejaw choroby? Sam zresztą nie wiem, co lepsze…
Swego czasu ambasada Korei Północnej rozsyłała miesięcznik „Korea” – może zresztą dalej to czyni, ale ja już nie jestem na rozdzielniku. Trzeba się powoli przyzwyczajać, że wypadam z wielu rozdzielników. Z tamtych czasów, kiedy jeszcze byłem na wielu listach adresowych pamiętam dwa takie wydawnictwa: wysyłane przez Koreę Północną właśnie i przez USA. Z amerykańskiej gazety zapamiętałem artykuł o uczniu szkoły średniej, który przez wakacje pracował w biurze lokalnego prawnika i na zakończenie tej pracy kupił sobie używany samochód. Zdjęcie tego samochodu śniło mi się później po nocach. Marzyłem, że ja kiedyś też będę miał auto…
Koreańska gazeta była wykonana na jeszcze lepszym papierze, z jeszcze lepszymi zdjęciami. Ale na każdym z nich był Kim Ir Sen. Teksty budziły pusty śmiech – zdjęcia wiedeńskich dorożkarzy i teksańskich farmerów, jak w przerwie pracy czytają grupowo i z zapałem dzieła Kim Ir Sena. Zdjęcia z targów książki w Monachium. Z lotu ptaka widać, że na wszystkich stoiskach pusto, tylko tłok w boksie zajmowanych przez Koreę Północną.
Doczekałem chwili, kiedy do Polski zawitał Kim Ir Sen. Przygotowanie wizyty wskazywało na to, co mogliśmy podejrzewać z lektury gazety – że nie jest to człowiek normalny. Na ulicach Warszawy co kilka metrów musiał stać milicjant z długą bronią, gość w obawie przed zamachem lotniczym przyjeżdżał pociągiem, w oddanym mu do dyspozycji hotelu (na ulicy Parkowej) wszyscy goście zabierali wieczorem pościel i kładli się pokotem w jednym pokoju. U nóg Kim Ir Sena położył się z wielką dumą ambasador Korei w Warszawie.
Zapamiętałem śmieszny problem protokolarny z wizyty u Jaruzelskiego w pałacu Namiestnikowskim. Jest tam (była?) mała winda, do której – jak ustalił koreański protokół dyplomatyczny – mogą wejść dwie osoby. Powstało pytanie, kto naciśnie guzik. Nasz protokół nie wierzył, że generał Jaruzelski poradzi sobie z tak skomplikowanym zadaniem. Nie wiedziano też, czy można o to poprosić Kim Ir Sena. Po długich negocjacjach ustalono, że lepiej aby obaj dostojnicy weszli na piętro piechotą.
A w czasie rozmów – szok. Kim Ir Sen potrafił rozmawiać z sensem, nawet z odrobiną autoironii. Cały ten dwór, idiotyczne odniesienia, zabezpieczenia itd. – były przeznaczone wyłącznie na użytek wewnętrzny. Wobec świata Kim Ir Sen potrafił zachowywać się normalnie.
A Jarosław Kaczyński? Pokazuje takie samo oblicze na zewnątrz jak i do wewnątrz. Jest bardziej szczery niż Kim Ir Sen, czy też – w przeciwieństwie do niego – sam wierzy w to, co mówi i co mówią jego pretorianie?
Dotychczas bardziej szalony wydawał się Macierewicz, teraz idą z prezesem łeb w łeb… Macierewicz w Martinez mówił, że nie można wykluczać że po katastrofie Rosjanie dobijali rannych z prezydenckiej Tutki. To szczególne miejsce, to Martinez. Niby Kalifornia, niby blisko uniwersytetu w Berkeley – ale lata świetlne od Doliny Krzemowej czy Hollywood. Pamiętam spotkanie z Polonią księdza prałata Jankowskiego – i zarzut, że nowo mianowany konsul w Los Angeles jest komunistą. „Jak to” – spytałem szczerze zdumiony – „przecież to dyrektor gabinetu ministra Parysa, członka założyciela Porozumienia Centrum!?” . „Może i tak, ale to absolwent komunistycznej uczelni!” „Jakiej na Boga?” „Uniwersytetu Warszawskiego!”.
Po prelekcji księdza prałata wstał jakiś jegomość i przy burzliwych brawach na końcu każdego zdania powiedział: „W imieniu polonii amerykańskiej hrabstwa Martinez! Hrabstwa San Francisco! Hrabstwa Berkeley! Hrabstwa Sacramento! Przekazujemy na ręce Księdza Prałata czek w wysokości pięćdziesięciu dolarów amerykańskich!”.
Niech sobie Macierewicz jedzie do Martinez. Świr do świra, a na koniec dotacja która nie pokryje nawet kosztu przejazdu z lotniska na spotkanie. Na szczęście Polska jest tu, a nie nad Pacyfikiem.
O czym można pisać, kiedy głównym problemem Polski jest fakt, że jakiś nie wymieniony z nazwiska poseł Platformy podsiadł w restauracji sejmowej jakąś też nie wymienioną z nazwiska posłankę PiS ? Takie chamstwo, jacy mężowie stanu…
Dodaj komentarz