Droga przez Atlantyk
Tak narzekam na stosunek władzy do przedsiębiorców, ale czy nie podobnie traktowani są dziennikarze? „Moi” dziennikarze, tzn. rodzina i przyjaciele jakoś się tym zbytnio nie przejmują… Tymczasem inwigilacja dziennikarzy jest tylko fragmentem większej całości. Co składa się na szerszy obraz? Ja bym wskazał na chybcika przynajmniej na trzy elementy układanki.
Primo – podsłuchują wszystkich, jak leci. Więc niby dlaczego mieliby nie inwigilować dziennikarzy właśnie? Że akurat dziennikarze są pod specjalną ochroną prawa? Kto by się tym przejmował, skoro władza jest w naszych rękach!
Jak mawiał mój kolega – po drugie primo – inwigilacja nie skończyła się wraz z rządami PIS. Ani z tymi rządami się nie zaczęła. I nie widzę, aby ten rząd przynajmniej coś w tej sprawie zmienił – poza zwalaniem na poprzedników.
Trzecie primo – nasi genialni agenci i wywiadowcy jedyne co potrafią (i na tej podstawie awansują) to donosić władzy na „nielojalnych” urzędników.
Bohaterem polskich służb wywiadowczych był gen. Zacharski, który najpierw przekupił swojego zapijaczonego sąsiada na rozkaz Rosjan, a potem łaskawie dał się złapać. Geniusz po prostu!
Ale czy nasi politycy chcą dzisiaj coś kraść Amerykanom? Nie, chcą rano przeczytać kto z kim, kto komu i kto na kogo. Ktoś, kto dostarcza takich informacji – to zaufany przyjaciel. Casus Bochenkowej u Lecha Kaczyńskiego był dobrze opisany. Ale przy każdym na świeczniku pojawia się ktoś podobny, no może nie aż tak jaskrawie jak u Lecha – ale też i Lech był wyjątkowy w swoich oczekiwaniach, paranojach i kompleksach.
Dziennikarze mają teraz psi obowiązek drążyć ten temat, w swoim i w naszym interesie. Ale głos środowiska jest wyjątkowo anemiczny… Solidarność grupowa została już dość dawno zniszczona. Teraz wręcz z satysfakcją obserwują zmiany w telewizji i publicznym radio… Mnie zainteresowała wiadomość, że Minister Skarbu po raz pierwszy skorzystał ze swojego prawa do odwołania prezesa radia, konkretnie Filipa Rdesińskiego z radia Merkury. Powód? Przyszedł pod konsulat rosyjski protestować przeciwko aresztowaniu premiera Czeczenii na uchodźctwie.
Zaczyna się od ministra skarbu i regionalnego radia, potem przyjdą do właściciela Polsatu czy TVN i zasugerują zmiany prowadzących. Niemożliwe? Widziałem stosunek do prasy ze strony pierwszych demokratycznych polityków, samych przecież byłych dziennikarzy – Mazowieckiego z Niezabitowską. Jak już się tam człowiek znajdzie, jak zaczyna dzień od zestawienia kto go obraził i splugawił – zapomina skąd przyszedł i jakie miał wartości. Nie mam na to dowodów, ale na mój nos – ci, którzy przychodzą dzisiaj nie mają zresztą żadnych…
Siedzę sobie w przestarzałym (nie można podłączyć komputera do prądu) Jumbo Jecie Lufthansy w locie do Nowego Jorku. Przed chwilą skończyłem czytać dzisiejszy Puls Biznesu. Muszę się przyznać do małostkowości – co chwilę wracam do pierwszej strony z olbrzymim zdjęciem Jacusia i napisem: „Kolejna wpadka ekipy Siwickiego”. To miód na moje serce i muszę mieć odwagę się do tego przyznać. Red. Nawacki analizuje powody bankructwa Wemy wskazując na błędne decyzje kadrowe. To oczywiste w przypadku młodych wilków w private equity, Sebastiana i Agnieszki. Do samodzielnej pracy, w konkurencji z prywatnymi przedsiębiorstwami – dobiera się ludzi z korporacji, którzy mówią po angielsku (to ich główna kompetencja) i nigdy nie podjęli samodzielnie decyzji. A następnie zarządza się takimi ludźmi zwracając uwagę na pozycje bilansowe, a nie rachunku wyników… to co ma się stać?
Biorąc sobie do serca krytykę, nie będę rozwijał czym się różnią te dwa pojęcia. Powiem tylko, że cały biznes państwowy jest rozliczany właśnie w takich standardach rachunkowości, które dają dużo do niczego nie potrzebnej informacji. Prywatny przedsiębiorca natomiast patrzy na dynamikę przychodów i ilość generowanej gotówki (co jest zupełnie inną liczbą od zysku).
Była taka stara anegdota o Harvardzie, którą z czystym sumieniem można „przepisać” na analityków finansowych i w EI, i w firmach państwowych.
Leci sobie facet balonem na ciepłe powietrze i ląduje na polu pszenicy. Widzi przechodzącego faceta i pyta:
„Czy może mi pan powiedzieć, gdzie jestem?”.
„Oczywiście” – pada odpowiedź – „jest pan w gondoli balonu na ciepłe powietrze, który wylądował na polu pszenicy”.
„Dziękuję! Pan musi być analitykiem finansowym w funduszu private equity?”.
„Skąd pan zgadł?”
„To proste. Udzielił mi pan całkowicie poprawnej i całkowicie bezużytecznej informacji”.
Red. Nawacki nie wie jeszcze, że w tym samym czasie ekipa Siwickiego zbankrutowała także firmę w Słowacji. Wspaniała seria… A jej autorzy, w nagrodę za ślepą lojalność są delfinami, przyszłymi szefami tej firmy. I tak lepiej, że w ich przypadku nagradzana jest tylko lojalność. Kandydatka na office manager’a musi się bardziej postarać. Miało nie być o Galasie i EI, więc na tym kończę J
Kończę o EI, ale słówko o Galasie – przedłużą bus pasy do Piaseczna na najdłuższej ulicy Warszawy: Puławskiej. Nie żeby zwiększyli ilość jeżdżących tam autobusów. Piękny prezent dla mieszkańców akurat na wybory samorządowe! Czy tym idiotom naprawdę się wydaje, że większość głosujących chce i może dojeżdżać do pracy rowerami? Będę złośliwy maksymalnie – ale rowerem można dojechać do pracy nie tylko jak się mieszka w centrum, ale jak się żyje w związku partnerskim z osobnikiem tej samej płci. Niech rodzice spróbują na rowerze odwieźć dziecko do szkoły i wrócić z zakupami.
Ale jak to pięknie brzmi – oddajmy miasto pieszym i rowerzystom!
Nawet jednak dziennikarze Wybiórczej, tak zakochani w pedałach (rowerowych) muszą jednak napisać, że nie da się teraz dojechać komunikacją publiczną z Pruszkowa, Piastowa, Ursusa, Włoch do Warszawy – bo nie da się wsiąść do pociągu. Zostaje auto, pozamykane drogi i radosne bus pasy, na których nie ma autobusów – bo utykają w korkach zanim do tych bus pasów się dostaną.
Czytam, że Hilton jest kolejnym hotelem w Warszawie, który z własnej woli oddał jedną gwiazdkę. Ma ich teraz cztery (a nie pięć), nie zmienił za to cen. Ach, te korporacyjne zasady! W ramach oszczędności pozwala się ludziom nocować maksymalnie w czterogwiazdkowych, to nocują w takich. Mimo, że w pięciogwiazdkowych może być akurat taniej… ale cen już nikt nie jest w stanie sprawdzić.
Pamiętam, jak w Novartisie dyskutowaliśmy o polityce samolotowej. Przyjęto zasadę, że do dwóch godzin latać należy w klasie ekonomicznej. Potem okazało się, że po pierwsze – do dzisiaj nie rozumiem jak to możliwe – na niektórych trasach bilet ekonomiczny był droższy od klasy biznes. Dodatkowo tego pierwszego nie można było zmieniać, trzeba było nocować, trzeba też było wcześniej przyjechać na lotnisko… same plusy! Udało mi się wynegocjować budżet na przeloty, bez rozbicia na bilety… Co roku musiałem ten budżet zmniejszać o jakiś procent.
Zaopatrzyłem się na drogę w dużą ilość prasy, także tej której zwykle nie czytam. W Superekspresie apel redakcji, aby nie ośmieszać Polski i kupić wreszcie jakieś samoloty dla rządu. Ja się do tego apelu nie przyłączam. Miller spadł z helikopterem, bo pilot zapomniał włączyć odladzania. Tutka się rozwaliła, bo na nie przygotowanym lotnisku piloci zdecydowali się pod presją lądować we mgle. Czy gdyby mieli lepsze maszyny, to przy tym poziomie wyszkolenia i tym braku zorganizowania naszych VIP-ów – mieliby większe szanse?
Holandia, Szwajcaria, Belgia, Austria – kraje bogatsze od nas. Czy ktoś się z nich wyśmiewa, bo nie mają samolotów rządowych – tylko je wynajmują wtedy, kiedy są rzeczywiście potrzebne? A u nas huśtawka nastrojów – teraz, po Smoleńsku wypada być za samolotami dla władzy.
Nie tylko nie kupiłbym im samolotów, ale także zmniejszył ilość samochodów służbowych. Dlaczego w kancelarii prezydenta (który korzysta z samochodów BOR) jedno auto przypada na mniej niż 10 urzędników?
Znowu pojawił się mercedes klasy S przed budynkiem wywiadu wojskowego na ul. Filtrowej. Sprawdźmy skuteczność służb – będę fotografował ten samochód z wyraźnymi numerami rejestracyjnymi i puszczał w Internet, aby każdy mógł sobie ten samochód rozpoznać.
Czytam o próbach stworzenia partii Palikota. Aby obejść przepisy o finansowaniu partii politycznych, na początek zakłada stowarzyszenie, w które sam wpompuje pieniądze. W partię by tego już nie mógł zrobić. Wracam jak pijany do płotu – czy nie zdawano sobie z tego sprawy, jak dyskutowano sposób finansowania partii? Wszyscy moi przyjaciele uważali wtedy, że lepiej aby robiło to państwo, a nie żeby szukać pieniędzy u ludzi. Bo będą przekręty…
Nieumiejętność identyfikacji związków przyczynowo-skutkowych to przypadłość powszechna. Dajemy się ponieść narzuconej narracji, przyjmujemy za dobrą monetę każdą bzdurę powiedzianą z przekonaniem.
To jeden z nielicznych przypadków, kiedy mająca (wtedy!) dobre intencje Platforma została pozostawiona sama sobie. Zabawne, że potem nawet miano do niej pretensje, że skoro wszyscy pieniądze z budżetu biorą – ona też bierze!
Znalazłem w skrzynce list komitetu popierającego kandydata na burmistrza, naszego znajomego. Z jednej strony podziwiam jego determinację – chodzi z rodziną i wrzuca ulotki. Z drugiej strony czytam ulotkę i aż się rumienię ze wstydu. Wstydzę się, chociaż nie ja ją pisałem, nie ja ją dystrybuuję. Wystarczy, że znam autora… I jak tu się odnaleźć w tych wyborach? Nie mam partii, którą mogę poprzeć. Nie mam kandydata na burmistrza… Nigdy jeszcze nie miałem takiego dylematu..
Ale obiektywnie rzecz biorąc, życie oszczędziło mi innych dylematów. Nie wiem, jakbym sobie poradził gdybym dzisiaj wchodził na rynek pracy.
Duże miasto i stołeczna uczelnia stwarza lepszą perspektywę. Syn właśnie w tym tygodniu znalazł sobie praktykę w banku, która może się przekształcić w etat. Zaskoczył mnie, że postanowił zrobić to sam, bez pomocy ani swojej mamy ani mojej. Zresztą chyba bym mu nie pomógł, dla jego dobra zresztą… Więcej na ten temat nie piszę, bo znalazł mojego bloga i wiernie czyta. Wczoraj dostałem od niego sms’a, żebym się nie przejmował krytyką, dalej pisał o gospodarce, a nawet o Galasie i EI… Ale w Nowym Yorku mam nadzieję o nich na chwilę zapomnieć!
Granica przeszła wyjątkowo szybko i bez zwykłych upokorzeń, chociaż immigration officer rozmawiał ze mną jak Indianie w Winnetou (bezokolicznikami). Może oni tam też czytają moje wpisy? Mają w końcu Echelona… Jest trzecia w nocy, spróbuję zasnąć, chociaż wycie karetek i policji skutecznie to utrudnia…
Do wycia karetek można się przyzwyczaić, mieszkam obok pogotowia, karetki wyją mi tu całą dobę, hehe.
Dodaj komentarz