Kangur w parku
Mówisz – masz! Wczoraj skarżyłem się na brak w Rzeczypospolitej red. Feusette’a. Dzisiaj wraca na swoje miejsce. Czytam, szukam inspiracji – nie znajduję, nie dorastam (za mało kawy z rana?) do jego wyżyn intelektu.
Kilka razy w ciągu minionego roku (tak! to już ponad rok na tym blogu!) zdarzyło mi się pisać o czymś i z zaskoczeniem odnotowywać dość szybko że moje pesymistyczne projekcje się spełniają. Wycieczka do Egiptu zaowocowała przeświadczeniem, że to kraj nad przepaścią. Całkowicie się ze mną nie zgadzał Z., który kupił sobie domy koło Hurgady. Tam jak jakiś Egipcjanin podpadnie, to od razu zabiera go policja i traci przepustkę do lepszego życia. Podpadnie na przykład czym? Z. opisuje sytuację, która go spotkała. Gosposia poprosiła o podwyżkę. Z. uznał, że to przesada – ale jednocześnie się przestraszył. On odmawia podwyżki, a potem zostawia ją ze swoimi dziećmi? Co więc robi – składa skargę na policję, że czuje się szantażowany. Policja przyjeżdża, zabiera kobiecinę bez słowa i deportuje ze strefy dla turystów. Moim zdaniem oni nas nienawidzą, bo nasze życie jest sprzeczne z ich religią. A tu na dodatek nowi kolonizatorzy, wychowani nad Wisłą i nad Wołgą robią wszystko, aby poprawić relacje… To się nie może dobrze skończyć. I kończy się na naszych oczach. Najpierw zamachy na Koptów, teraz tysiące ludzi na ulicach żąda ustąpienia Mubaraka. Ciekawe, kogo teraz deportują z Hurgady…
Szukam jakiejś optymistycznej puenty i znajduję ją w egoistycznym przekonaniu – gdzie indziej to dopiero mają problemy! Nasze w tym kontekście nabierają innej perspektywy, to problemiki tylko po prostu. Ale jak będziemy je karmić i hołubić, kto wie co z nich wyrośnie?
Tomasz Wróblewski w dzisiejszej Gazecie Prawnej przywołuje Friedmana, który w trakcie prezydentury Cartera powiedział dwa zdania, wypisz wymaluj jakby brał udział w polskim dyspucie narodowym. Najpierw sarkastyczna uwaga: „Przewidywanie jest trudne, kiedy dotyczy przyszłości”. Tu warto dodać, że w polskich warunkach łatwiej o konsensus co do przewidywania przyszłości, niż oceny faktów z przeszłości (vide – dyskusja o Smoleńsku). I na zakończenie – konkluzja: „Grzechem jest, kiedy przepowiadanie lepszej przyszłości zastępuje działanie w teraźniejszości”.
Rząd zapowiada, że podniesienie wieku emerytalnego i zniesienie przywilejów emerytalnych będzie możliwe i zostanie zrobione najwcześniej za jakieś dwadzieścia lat. Rozmawiam o tym z Z., która zbija mnie z pantałyku – to wcale nie jest głupie. Chodzi o to, że należy pozbawiać tych przywilejów powoli, tych którzy nie mają jeszcze praw nabytych. A podniesienie wieku będzie następowało powoli, po kilka miesięcy w roku. A więc nie jest to obiecywanie gruszek na wierzbie, tylko całkowicie logiczne wyjaśnienie dynamiki zdarzeń. Sprzeciwienie się Z. jest ryzykowne, bo choć nie czyta tego blogu, to przecież świetnie wie, żem pieniacz i krytykant. To, co mówi – brzmi logicznie. To znaczy brzmiałoby, gdyby… gdyby osoby teraz rozpoczynające pracę nie dostawałaby praw nabytych, i gdyby teraz – nawet o tydzień – zacząłby wzrastać wiek emerytalny. A więc może jednak jest to mówienie ludziom, co TEN rząd zrobi za dwadzieścia kilka lat!
Łatwiej mówić o tym, co zrobimy za dwadzieścia lat niż zrobić coś teraz. W mojej pracy z zarządami spółek wiem, że jak się dyskutuje budżety – to zawsze najbliższy rok jest trudny, ale za dwa-trzy lata sprzedaż rośnie, zysk się multiplikuje. Kto wie, kto będzie zarządzał i kto będzie rozliczał za kilka lat, a przyszły rok jest za progiem. Nie można ryzykować!
Od czerwca polski rząd negocjuje z Rosjanami sprawę umowy transportowej pozwalającej polskim tirom poruszać się na Wschodzie. Stara umowa wygasła 15 stycznia. Polskie ciężarówki stoją teraz na granicy i czekają na zmiłowanie. Mogą poczekać długo, bo Rosjanie nawet nie ukrywają, że chodzi im o wyeliminowanie konkurencji polskich firm transportowych.
Polski rząd może mieć kłopoty z negocjacjami, zwłaszcza kiedy Rosjanie stawiają pod ścianą. Ale dlaczego my też nie możemy postawić Rosji przed ścianą? Dlaczego nie możemy utrudnić im wjechanie na teren Polski? Co, przejadą dnem Bałtyku? Oni nas po zbójecku, to my też.
Ale przecież rząd nie będzie się wysilał w interesie polskich firm. Oni są od polityki, oczywiście – wielkiej polityki, to co się będą martwili sytuacją firm. Zresztą jak się zajmą, to zaraz im ktoś powie, dlaczego pomagają tej, a nie innej. Teraz miliardy stracą firmy transportowe. To pryszcz w porównaniu do sprawy zakupu certyfikatów dwutlenku węgla. Firmy chemiczne będą musiały wynieść się z Polski. Energetyka się nie wyniesie, więc zabraknie im pieniędzy na inwestycje, a nam wzrośnie cena energii. Orlen straci tych kilka miliardów zainwestowanych na Litwie, nie rozwinie się port w Świnoujściu, bo Nordstream kładzie rurę na dnie, zamiast ją zakopać. Przykładów można mnożyć.
Polski rząd nie robi nic skutecznego w tej sprawie, bo myśmy się już przyzwyczaili, że w sprawach gospodarczych trzeba lat i determinacji prywatnych podmiotów. To „ich”, a nie „nasz” problem.
Zgodnie z moimi przewidywaniami rozwija się na przykład sprawa napoju Tiger. Krótkie przypomnienie – Michalczewski ma prawo do marki, związał się umową licencyjną z Foodcare. Kiedy Foodcare przestał płacić za licencję, a jednocześnie zaczął promować marki odchodzące od słowa „Tiger” – Michalczewski zerwał umowę i przekazał prawa do marki Maspeksowi.
Co się wydarzyło dotychczas? Sąd w Krakowie na wniosek Michalczewskiego i Maspeksu zakazał Foodcare produkcji i dystrybucji Tiger’a. Na to sąd w Gdańsku, na wniosek Foodcare, zakazał Maspeksowi produkcję nowego Tiger’a. Na to odwołał się Maspeks, i sąd w Gdańsku cofnął zakaz. W międzyczasie odwołał się Foodcare do sądu w Krakowie, który też cofnął zakaz. A więc w chwili obecnej, w majestacie prawa, obie firmy mogą produkować i sprzedawać napój o tej samej nazwie. Ciekawe, ile lat im zajmie dochodzenie swoich praw przed sądem? Chyba, że z rozpaczy dogadają się między sobą. I o to chodzi polskim sądom!
Mamy w Polsce system prawnej ochrony własności (kradzież marki to taka sama kradzież, jak ktoś nam ukradnie auto sprzed domu) porównywalny z Ukrainą i Rosją. Bo już na Białorusi mają sprawniejszy system.
Ale nasza władza się tym nie przejmuje. Ma ważniejsze sprawy na głowie. Teraz trwa walka między partiami o nazwy warszawskich ulic. 299 nazw jest do zmiany! Zmiany są drobne, ale za to kłopot dla mieszkańców – olbrzymi! Ale kogo to obchodzi, zmieniać dowody, prawo jazdy, rejestry działalności gospodarczej, rejestry sądowe, umowy bankowe…
Mnie rozbawiła proponowana w Wawrze zmiana ulicy Barburki na Barbórki. Ja jestem ze Śląska, więc wiem że prawidłowe są obie formy. Z tym, że w gwarze śląskiej prawidłowo jest Barburka właśnie. Ale co mieszkańców Wawra powinny obchodzić dywagacje językoznawców? Zmienią im na Barbórki, co oznacza że nie będą mogli korzystać z wielu sklepów internetowych. Dlaczego? Bo coraz częściej przy płatności kartą trzeba podać adres, na który przychodzą wyciągi bankowe instytucji, która wystawiła kartę. A serwer w Londynie nie potrafi rozpoznać literki „ó” – i autoryzacja jest odrzucana.
Więcej się emocjonujemy zmianami nazw ulic, niż ustawą o szkolnictwie wyższym – która sobie cichutko, cichutko dojrzewa w Sejmie. Dla nas szkoły wyższe – to szkoły zawodowe, które nadają blisko 2 milionom studentów tytuły magistra. Takie same tytuły nadaje uniwersytet warszawski, jak wyższa szkoła pod Stalową Wolą. Cały ten system to jedna wielka ściema. Pieniądze idą za studentami, działalność naukowa jest więc zbędna i szkodliwa. Bo jeszcze jakiś młody człowiek coś opublikuje w świecie, i okaże się że osiągnął coś przed czasem, szybciej niż nakazuje hierarchia uczelniana.
Co dominuje w dyskusji? Za mało pieniędzy na uczelnie. Trzeba podrzucić do pieca, oczywiście zgodnie z zasadami sprawiedliwości społecznej. Tyle samo na studenta do Stalowej Woli, co w Warszawie.
Taka teza ma w sobie tyle samo sensu, co słowa mec. Rogalskiego o zamachu w Rosji. W oczywisty sposób nawiązuje do słów (przytoczonych podobno w notatce amb. Bahra) jakiegoś rosyjskiego urzędnika. Na pytanie – to co, nie wpuścicie do Rosji polskiego prezydenta? – miał podobno odpowiedzieć, że zawsze na lotnisku może być mgła, która uniemożliwi lądowanie. Problem w tym, że może także dlatego nikt nie miał odwagi powiedzieć polskim pilotom, że nie powinni lądować.
To już jakaś plaga, że wszyscy starają się wypowiadać na każdy możliwy temat. Rodzina Radwańskich na swojej stronie wypowiada się na temat rosyjskiego zaprzaństwa w sprawie Smoleńska. Niech Radwańska wygrywa z Rosjankami, a nie bawi się w politykę. Ale może coś jest takiego w tenisie, że nie można normalnie… Karolina Woźniacka zamiast powiedzieć, że się podrapała przy przewrotce na treningu, tłumaczyła dziennikarzom że ją podrapał kangur na spacerze w parku.
Ten kangur w parku pojawia się nie tylko Woźniackiej…
Milton Friedman i jego "Wolny Wybór" stoi w opozycji do mojego pojmowania szansy cywilizacyjnej. Myśl wyrwana z kontekstu ideologicznego jest zawsze ładna. Zacytowana jest perełką paradoksu i pasuje do naszej rzeczywistości ale we mnie drzemie czujność klasowa i chociaż nie jestem pieniaczem oskarżam ją o naruszenie spójności rozumowania kilku pokoleń ekonomistów. Nie jestem ekonomistą.
Ponadto z Tobą nie ma dyskusji, punktujesz, masz rację, kiwam tylko głową i zastanawiam się, jak inni tego nie widzą, nie słyszą nie czują, chyba nie wszyscy udają wariatów.
Dodaj komentarz