Książka wierszem
Jutro na chwilę do Stanów, jak uda mi się podłączyć do Internetu – będę na bieżąco się wpisywał. Przed wyjazdem dzwoni do mnie Andrzej, któremu wreszcie mogę powiedzieć, że mamy razem napisać książkę. Jego reakcja – chętnie, ale pod warunkiem że książka będzie wierszem. Oczywiście tę odmowę, w naszym wspólnym imieniu, ja muszę dostarczyć nazwijmy go „zleceniodawcy”. Trudno, muszę to jakoś ubrać w argumenty i słowa.
Andrzej na drogę do Stanów wyposaża mnie w dowcip. W czasach PRL w salonie samochodowym zjawia się Polonus z Ameryki i chce kupić syrenkę. Grzecznie pobierają pieniądze i informują, że odbiór nastąpi za dziesięć lat. „Ale rano czy wieczorem?” – pyta klient. Sprzedawca trochę zdziwiony, że stanowi to jakąś różnicę odpowiada: „rano”. Klient wyraźnie zmartwiony: „to niestety muszę zrezygnować. Za dziesięć lat rano będą mi zakładali telefon…”
Dodaj komentarz