Lobbing
Mimo, że nie ma to żadnego znaczenia - piszę dla siebie, a nie dla przypadkowych czytelników - denerwuje mnie, że nie potrafię wejść na swój blog jako gość. Cokolwiek nie wpiszę do przeglądarki - nazwy bloga, mojego nicka, słów użytych w zapisie - wyskakuje informacja, że niczego takiego w zbiorze nie ma. Co bardziej denerwujące, że nie można skontaktować się z administratorem który zasłania się za idiotycznym formularzem. Portal internetowy boi się maili od użytkowników. Kto jak kto, ale oni wiedzą dlaczego.
(Ten wpis jest o tyle nieaktualny, że wyemigrowałem z Wirtualnej Polski).
Słuchałem wczoraj przesłuchań w komisji ds. hazardu. Uderza nie tyle niekompetencja, ale po prostu intelektualna miałkość przesłuchujących. Chociaż - kto jak kto - powinienem dawno pozbyć się złudzeń co do jakości naszej klasy politycznej.
Lobbing - ciągle odbywa się na podobnych zasadach. Tylko teraz zamiast ładnych panienek z międzynarodowych agencji pojawili się mafiosi.
Pamiętam początki Public Relations and Public Affairs w Polsce. W końcu moja była żona współzakładała lokalne biuro jednej z największych agencji - Burson Marsteller - w Polsce, a potem była szefem korporacyjnym jednej z dużych korporacji. To kolejny zawód, którego nie potrafiłbym wykonywać. Pierwszy - to polityka.
Wolę nie pamiętać, co i jak się wtedy robiło J. Ale są rzeczy, których nie można zapomnieć. Poseł, później euro poseł, swego czasu szef sejmowej komisji etyki poselskiej (sic!). Żarliwy obrońca narodowego charakteru polskiej gospodarki (co to zresztą znaczy?!), a więc i przeciwnik prywatyzacji. Korporacja mojej byłej potrafiła to jakoś „zaadresować". Nie tylko przestał się sprzeciwiać, ale zaczął wykonywać nocne telefony. Wtedy nie było komórek, a telefon stacjonarny był po mojej stronie łóżka. „Dobry wieczór. Tu P. Czy jest M.?" Przekazywałem słuchawkę i chcąc nie chcąc słuchałem, kto jeszcze się waha, kogo i jak należy przekonać.
Dziwne, że wtedy nikt nie podsłuchiwał telefonu mojej żony?
Już mniej dziwne jest to, że do dzisiaj poseł P. jest żarliwym patriotą, któremu nie podobała się Unia Europejska (co nie przeszkodziło mu zostać europosłem).
Moja była nie nosiła mojego nazwiska, więc pan poseł P. nie ma pojęcia o moim istnieniu. Strasznie mnie korci, aby mu kiedyś o sobie przypomnieć...
Pogorszył się stan mojego teścia. Stan mojej mamy jest praktycznie bez zmian. Może to podłe, ale w obu przypadkach czekam na dobry koniec. Tu nie ma dobrych rozwiązań, a jedynie - z czasem coraz bardziej okrutna - próba naszych charakterów...
Dodaj komentarz