Możemy się tylko zapienić...
Jak na osobę, która nienawidzi bali i podobnych imprez galowych – dość często muszę wciskać się w smoking. W sobotę bal Przymierza Rodzin zaszczycony przez prezydenta Komorowskiego. Bawiłem się do rozpuku patrząc na poloneza, którym zaingerowano imprezę. Bardzo długi sznur tancerzy rozpoczynały dwie pary – Bronisław Komorowski z tancerką, jego małżonka z tancerzem. Za nimi, znudzonym krokiem, maszerował smutny ochroniarz. Potem kolejna para, a więc potencjalne zagrożenie dla bezpieczeństwa naszej głowy państwa – pani prezydent Warszawy z małżonkiem.
Pan Prezydent pojawia się na imprezie z zamkniętą grupą uczestników w towarzystwie 11 ochroniarzy (liczyłem osoby wysiadające z limuzyn na podjeździe). Nieokreślona liczba obstawia salę, groźnie spoglądających osobników widać w każdym kącie. Ale mimo to w tańcu też musi towarzyszyć mu jeden smutny pan. Dla uniknięcia śmieszności wystarczyłoby dołożyć mu dziewczynę, aby przynajmniej udawali balowiczów.
Byłem na balu z prezydentem USA, któremu nie pętał się pod nogami ochroniarz. A oni na tym punkcie – zresztą mają powody! – są mocno przeczuleni. W tej samej sali (aula Politechniki) odbywają się bale dziennikarzy. Jak ostatnio tańczył na nim Lech Kaczyński – też oszczędził nam ostentacji w postaci ochroniarza na parkiecie. Osoba tańcząca w jednej z kolejnych par podzieliła się ze mną dodatkową obserwacją – ochroniarz wyraźnie był po wysiłku i miał na sobie poliestrową koszulę, bo swoim zapachem skutecznie zniechęcał do bliższego kontaktu. Może to dodatkowa, tajna broń polskiego Biura Ochrony Rządu?
Miarą niezależności jest dla mnie umiejętność sprzeciwu wobec argumentów przyjaciół. Dzisiaj w Gazecie Prawnej mój przyjaciel broni decyzji w sprawie OFE pod tytułem: „Nie merytokracja podejmuje decyzje, lecz Sejm”. Na wszelki wypadek sprawdzam, cóż to takiego ta „merytokracja”. Cytuję za wikipedią: „system społeczny, w którym pozycje społeczne uzależnione są od zasług, a także koncepcja sprawowania władzy przez osoby o największych zasługach czy kompetencjach w jakiejś dziedzinie wiedzy, w zawodzie, branży, np. wg wykształcenia, zdolności, umiejętności, talentu”. „Zasługa” zaś powstaje – jak pisze analityk tego pojęcia Michael Young – w wyniku połączenia talentu i wysiłku. Jak się jest częścią tak zdefiniowanej merytokracji – to chyba komplement, to chyba dobrze?
Mój przyjaciel pisze, co mu się nie podoba w merytokracji. Otóż nie podoba mu się to, że elity uważają, że pewne sprawy powinny być dyskutowane publicznie, a nie na forum najbardziej kompetentnym. Co jest forum najbardziej kompetentnym? Parlament jest takim forum!
Mój ograniczony umysł ma problemy ze zrozumieniem sprawy emerytur. Czytam w „Pulsie Biznesu” : „giełda traci, koszt obsługi rządowego długu rośnie. To pierwsze skutki rozbicia drugiego filara”. Mój instynkt mi podpowiada, że ta sztuczka księgowa niczego nie załatwia (poza krótkookresowym liczeniem długu), oddala w czasie rzeczywiście niezbędne działania, stwarza niebezpieczny precedens. Ale może się mylę, może rację mają ci którzy powtarzają za Bonim – czego się czepiacie, przecież nic takiego się nie stało. Może. Ale jeśli ktoś mi mówi, że najbardziej uprawnionym miejscem do dyskusji na ten temat jest parlament – to tracę wątpliwości. To na pewno jest złe rozwiązanie! Już bez dylematów lojalności (przyjaciel kontra wewnętrzne przekonanie) zabieram się do lektury tekstu Macieja Samcika w Gazecie Wyborczej pod tytułem „Emerytalne wciskanie kitu.”
Jutro muszę się udać do Katowic na święto uczelni. Stały dylemat – jak tam pojechać? Drogi pewno zamarzną i nie uśmiecha mi się ślizganie po koleinach. Najwygodniejszy jest pociąg. Ale jak sobie przypomnę dworzec w Katowicach i toalety w pociągach – decyduję się na samolot. To zresztą pewno jedna z ostatnich okazji. Czytam bowiem, że w ramach oszczędności i budowania w Warszawie centrum przesiadkowego – likwiduje się dużą część połączeń krajowych. Trochę to co prawda nielogiczne, ale przecież nie będzie nam merytokracja decydowała, co jest dobre dla firmy a co nie. Rząd wie lepiej, czego oczekiwać od zarządów swoich spółek. W tym przypadku mamy do czynienia z dwoma ministerstwami – infrastruktury i skarbu. Minister Infrastruktury, jak już wiemy, jest nie do ruszenia.
Przypomina mi to trochę sytuację mojego ulubionego sędziego piłkarskiego, Howarda Webba. Ten łysol sędziował wczoraj mecz Liverpoolu i Manchester United. Już w drugiej minucie podyktował on rzut karny za faul na piłkarzu Manchesteru. Kamery natychmiast po zdarzeniu pokazywały powtórki, z których wynikało że piłkarz Liverpoolu nie dotknął przeciwnika, który jednak efektownie upadł na polu karnym. Sędzia Webb, mimo słuchawki w uchu i kontaktu z sędziami bocznymi, nie miał – jak to zwykle on – wątpliwości. Nie miał także wątpliwości (albo pomyliły mu się drużyny i w rzeczywistości chciał zrekompensować Liverpoolowi krzywdę) aby jeszcze przed przerwą wyrzucić z boiska kapitana Liverpoolu – trudno powiedzieć za co.
Webb wypacza wyniki piłkarskie od lat. Naraził się Polakom, w RPA wypaczył wynik finału, popełnia głupie pomyłki w macierzystej lidze angielskiej. Wróżę mu długą karierę. Dlaczego? Bo to trochę tak jak z ministrem Garbarczykiem – nie będzie nam opinia publiczna decydowała, kto się kompromituje, a kto nie. Na tym polega władza, jakby ktoś nie rozumiał.
Poniedziałek jest dla mnie napiętym dniem, więc na koniec tylko stałe rubryki.
Co mnie dziwi? Dokonuje się podział Sudanu na muzułmańską północ i chrześcijańsko-animistyczne południe. Po raz pierwszy w znanej mi historii – ropa jest obecna nie wśród wyznawców Allacha, ale na południu właśnie. Aby zachowany został jakiś porządek rzeczy, musi nastąpić teraz podział na południe chrześcijan i południe animistów. Bo „nam” ropa nigdy nie tryska…
Co mnie nie dziwi? Trwający atak na PO że chce zlikwidować dotacje na partie polityczne. W tym roku, już po obcięciu o połowę dotacji, PO ma dostać 20 mln złotych, prawie tyle samo PIS, a PSL i SLD mniej więcej 7-7.5 mln złotych. Najwięcej do stracenia ma PO, ale krytycy mają im za złe że mają dzisiaj najwięcej na koncie. Proszę sobie wyobrazić, że partia ta odłożyła sobie 60 milionów złotych! PIS, które dostało w przeszłości więcej niż PO – ma dzisiaj podobno pustą kasę. Po prostu wszystko wydało. Partia, która wydała tyle milionów złotych – ma oczywiście największe kwalifikacje do rządzenia Polską. Bo przecież rządzenie polega na wydawaniu naszych pieniędzy!
Gdyby obciąć im dotacje – to startowałoby z tej samej pozycji, co ugrupowanie Kluzikowej. A przecież w interesie Polski jest aby nie powstała żadna nowa siła polityczna. No chyba, że powstanie coś za pieniądze lobbystów. Jak Kluzikowa czy Palikot chcą być w parlamencie – niech najpierw zbiorą trefną kasą, a potem – jak już wejdą do parlamentu – niech pilnują, aby nikt nowy tam się nie dostał.
A PSL i SLD nie mają pieniędzy i dostaną zdecydowanie mniej od PO i PIS. Ale godzą się na stałe bycie w drugiej lidze, ba – walczą o taki podział – bo przecież nie pierwsza liga jest ważna, ale te trochę grosza do marnych emeryturek.
System finansowania partii politycznych – przy wszystkich swoich podobno szczytnych intencjach – spetryfikował nam scenę polityczną. Ci, którzy narzekają, że nie powstają alternatywy polityczne nie zauważają tego związku przyczynowo-skutkowego.
Zmiana systemu emerytalnego to początek lawiny, która przyniesie nam szereg skutków. Ale jak to w ekonomii bywa – połączenie tych skutków z przyczyną będzie udziałem jedynie merytokracji. A przecież wszyscy wiemy, że talent i wysiłek są podejrzane, niegodne zaufania. Nasi politycy zwalą problemy na kryzys światowy, niechęć ludzi do robienia dzieci (chciałbym ten zarzut usłyszeć kiedyś z ust Jarosława Kaczyńskiego!), klęski żywiołowe, opozycję… Zwalą wreszcie na merytokrację, bo za cicho protestowała lub nie wystarczająco entuzjastycznie pomagała rządowi demontować system.
Co więc możemy zrobić? Zapienić się tylko możemy…
Dodaj komentarz