Najważniejsza jest Polska
Ciągle trzyma upał… jeszcze całkiem niedawno słyszałem narzekania, że straciliśmy w Polsce pory roku. Że zimy są ciepłe, nie ma praktycznie wiosny i zaczyna się lato. Na które zawsze narzekaliśmy. To mamy w tym roku wyraźne pory roku – bardzo mroźną zimę i upalne lato. Jakoś cicho o ekologach i ich piosence o globalnym ociepleniu. Nie mogą się jeszcze pozbierać po skandalach.
Tymczasem straszą nas czymś nowym – brakiem aktywności słońca. Od dwóch lat nie pojawiają się plamy. Całe moje życie straszono mnie, że słońce jest zbyt aktywne. Teraz – że za mało. Jaka z tego nauka? Że po pierwsze, ciągle nas będzie ktoś czymś straszył. A po drugie, że (o czym przekonaliśmy się podczas powodzi) człowiek tak naprawdę mało może zrobić aby zmienić klimat.
Co możemy, to naśmiecić w lesie, zabudować poldery, zabrudzić rzeki. Ale jak pokazują tereny wokół Czarnobyla, przyroda nawet z tym szybko potrafi sobie poradzić. A więc w sumie jest optymistycznie – nie wiele możemy napsuć. A i tak wcześniej czy później pochłonie nas najbliższa gwiazda…
Fakt, optymistycznie jak cholera.
Dowcip, który opowiedziałem kolegom w Stanach – ale jakoś nie zrozumieli. Bill Gates rozdał już cały swój majątek i wybrał się na poszukiwanie sensu życia. Po długiej wędrówce w Himalajach dociera do mędrca, który zna odpowiedzi na wszystkie pytania. „Mistrzu” – pyta pokornie – „przychodzę z bardzo trudnym pytaniem”. „Pytaj, synu”. „Co jest w życiu najważniejsze?” „Ooo, to bardzo proste pytanie” – odpowiada uśmiechnięty mistrz – „najważniejsza jest oczywiście Polska”.
Ciągle dyskusja na temat rady radiofonii i telewizji. Zamiast o tym, jak ją zlikwidować to o tym, kogo do niej powołać. Tu nie ma dobrych rozwiązań. Tylko rozwiązać.
Do wszystkiego, co się dzieje w sferze publicznej mam bardzo osobisty stosunek i osobiste doświadczenia. Jeden z poprzednich szefów rady doszedł kiedyś do wniosku i uzgodnił to nawet ze swoimi politycznymi mocodawcami z Unii Wolności, że do rady nadzorczej telewizji powinni przyjść zupełnie nie-polityczni kandydaci, którzy wiedzą jak restrukturyzować i zarządzać firmami. Zgłosili się do mnie, abym się tego podjął (bez rezygnacji z mojej pracy korporacyjnej). Bardzo niechętnie, ale jednak się zgodziłem. Odbyłem szereg przesłuchań, złożyłem oświadczenie lustracyjne i czekałem na dalsze kroki. Okazało się jednak, że Unia musiała się dogadać z PSL i SLD, więc oferta przestała być aktualna. Ale proces już trwał! Wyszedłem na jelenia, bo moje nazwisko zaczęło pojawiać się w prasie, a na koniec musiałem stanąć przed Radą. Wszedłem, przedstawiciel PSL (oni często mają takie rolnicze nazwiska) Strąk spojrzał na mnie – aa, to pan… Wyszedłem, wsiadłem w samolot i starałem się zapomnieć o sprawie.
Nie zdobyłem się jeszcze na przeczytanie mojej teczki, bo mam podejrzenia że kilka osób bardzo mi bliskich nie było wobec mnie zupełnie szczerych. Jeszcze nie jestem gotowy na zweryfikowanie swoich podejrzeń. Ale raz jeden wpadła w moje ręce notatka na mój temat, gdzie opisywano mnie nie wiedzieć czemu jako „Jerzego”. Kiedy moja kandydatura pojawiła się w mediach, przeczytałem duży artykuł Kwiatkowskiego na swój temat. Że jaki tam ze mnie bezpartyjny fachowiec, że się nie znam na telewizji (miałem się znać na zarządzaniu procesami i restrukturyzacji, a nie robić programy – to tak dla przypomnienia). Tekst, jak tekst. Tyle tylko, że cały czas pisał o mnie per „Jerzy”. Taki przypadek…
Kwiatkowski (ten, który został SLD-owskim fachowcem od TV) jest synem płk. Kwiatkowskiego, który zakładał dla Jaruzelskiego Centrum Badania Opinii Społecznej. Ten sam, który przestrzegał przed wyborami w czerwcu 1989 roku, aby nie wziąć wszystkiego, bo opozycji będzie głupio. Kiedy wyrzucili go (syna) z telewizji, postanowił zatrudnić się w firmie lobbystycznej założonej kiedyś przez swojego ojca. Tak jak wszyscy znają się na telewizji, tak nic prostszego niż lobbing. Szczególnie, jak po aferze Rywina nosi się nazwisko Kwiatkowski. Cóż, pod światłym kierownictwem pana K. firma zniknęła z rynku. Ale nie pan Kwiatkowski. Razem z panem Czarzastym promują teraz nową gwiazdę lewicy, Napieralskiego.
Cóż, jak się nie potrafi robić nic konkretnego w realnym świecie, to trzeba zajmować się lobbingiem, zarządzaniem państwowych spółek lub promocją polityków.
A ja jestem wdzięczny za to, że mi po raz kolejny i tym razem już na dobre wybito z głowy robienie czegokolwiek pro publico bono w porozumieniu z politykami.
Dodaj komentarz