• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Dziennik Pieniacza

Opinie niepoprawne politycznie. Fakty którymi nie powinienem się dzielić. Doświadczenia o których lepiej nie pamiętać. A czasem nic z tego, tylko ble ble.

Kategorie postów

  • Nowa Kategoria (1)

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Pamiętniki i pamiętnikarze

Rano w hotelu do  śniadania tylko Rzepa, a w niej ciekawy wywiad Mazurka. Trochę odpłynął ostatnio, ale trzeba przyznać że zawsze ciekawie się go czyta. Tym razem rozmawia z posłanką PO o nazwisku Zaremba, jak sama mówi – z 14 rzędu w Sejmie.

Rozmowa jest przerażająca. Wybieramy do Sejmu idiotów, a jednocześnie przekonanych o swojej wyjątkowości – ta jest przekonana nie tylko do tego że jest mądra i skuteczna, ale także że jest piękna.  

Przy okazji okazuje się, że weszła do Sejmu omijając prawo o finansowaniu kampanii – i denerwuje się, kiedy o to jest pytana.

Pamiętam, jak pomagałem MK tworzyć w Polsce pierwszą agencje PA (public affairs – dzisiaj na to by się raczej mówiło lobbing) o nazwie Burson Marsteller (już ich nie ma w Polsce). Dość szybko okazało się, że stosowane na świecie metody w Polsce nie działają, bo natrafili na nie spotykaną wcześniej przeszkodę – blisko połowa posłów nie miała umiejętności czytania ze zrozumieniem! Myślałem, że to była przypadłość pierwszych wyborów w wolnej Polsce – ale Pani Poseł Zaremba wyprowadziła mnie z błędu.

Swoją drogą panie posłanki Zaremba, Rokita, Kempa – są świetną reklamą dla konieczności parytetów w polityce!

A wywiad polecam do przeczytania. Bo jeśli zacznę go opisywać, to przy moim temperamencie pieniacza zacznę formułować sądy, które mnie doprowadzą przed sąd... a jak wiadomo polskie sądy przy stwierdzeniu że ktoś jest idiotą – nie badają, czy ten ktoś jest głupi, ale czy się leczy psychiatrycznie na idiotyzm (zgodnie z literalnym znaczeniem tego słowa).

Pięknie kończę tydzień – zacząłem od idiotów w prokuraturze, potem w parlamencie, a kończę na niezawisłych sądach... trzeba zmienić szybko temat!

AZ zachęcił mnie do kupienia książki napisanej przez Zacharskiego. Szczerze mówiąc ciekawy byłem, czy coś o mnie napisał. Nie napisał, bo pisał tylko rzeczy o sobie pochlebne.

Dwie rzeczy rzuciły mi się w oczy – zupełne niezrozumienie swojej roli w Pewexie oraz sposób próby zwerbowania Ałganowa. W Pewexie nie zauważył, że skończył się monopol państwa i że taka firma nie ma racji bytu. A próba werbunku – po prostu żałosna. Zaczynając od techniki (idzie zagrać na Majorce w tenisa z czarną, plastykową aktówką z pół milionem dolarów i urządzeniem nagrywającym!); a na psychologicznym rozegraniu tego kończąc. Jeśli wierzyć Zacharskiemu (bo oczywista jest tutaj jego konfabulacja) – to próbuje werbować rosyjskiego agenta ostro krytykując jego wcześniejszą rolę w Polsce.

Wielki specjalista od wywiadu, którego tytułem do chwały jest to, że dał się złapać Amerykanom jak kupował dla Rosjan jakieś części do rakiet – i w związku z tym wszyscy o nim usłyszeli. Po takiej wpadce ludzie zmieniają zawody, ale przecież nasz as niczego innego nie umiał. Więc został w służbach, a umożliwił mu to kolejny wybitny mąż stanu – min. Milczanowski.

Nie będę powtarzał swoich doświadczeń z tym asem, odsyłam do wcześniejszych notek (pisałem o nim 4 marca).

Tak go krytykuję, że książka jest miałka – ale sam dobrze wiem, jak trudno jest ciekawie napisać o swoim życiu. Po lekturze współczesnych pamiętników utwierdzam się w przekonaniu, że autorzy mają do wyboru dwa scenariusze: „Jak rozpętałem drugą wojnę światową” – tzn. jak wiele ode mnie zależało; po wersję: „Kapciowy jaśnie Pana” – kiedy minimalizujemy swoją rolę. Trzeba takiej głowy, jak wuja Z., Zygmunta Mycielskiego, aby napisać coś, co się nie mieści w żadnej z tych pułapek i jest do tego fascynującą lekturą. Ale takie pamiętniki można wydać dopiero po śmierci...

Rozważając jedną z inwestycji spotykam byłego właściciela „Sukcesu”. Przypominamy sobie, jak kiedyś nieopatrznie dałem się namówić na cykl – chyba 6 tekstów wspomnieniowych. Pamiętam, jak w jednym z tych tekstów obsmarowałem strasznie Jerzego Urbana. Traf chciał, że spotykam go niedługo potem na jakimś przyjęciu. Szykuję się na atak gniewu, ale on bierze mnie pod rękę i ... gratuluje ciętego języka!  Jakbym go potem ciut polubił :)

Inna z „bohaterek” moich wspomnień - Elżbieta Jaworowicz - wykazała albo mniej klasy, albo większą szczerość. Na dorocznym balu „Sukcesu” jak zobaczyła mnie wchodzącego do sali, ryknęła do mnie przez całą jej długość (i w obecności jakiejś setki oficjeli): „Napisałeś o mnie, że jestem idiotką!”. Jedyne, na co się mogłem zdobyć – to sprostować: „Uroczą idiotką, uroczą – Eluniu!”. Trochę ją to udobruchało. Ale znajomość się skończyła...

A więc po śmierci... ale, ale. Mycielski nie miał dzieci, więc mógł szczerze pisać o swoich podbojach homo-erotycznych i innych intymnych myślach. Czy ja chciałbym, aby po mojej śmierci moje dzieci czytały te wszystkie straszne rzeczy, które ja robiłem??? Może będą już wtedy dorosłe....

26 lipca 2010   Dodaj komentarz
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz

Curious | Blogi