• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Dziennik Pieniacza

Opinie niepoprawne politycznie. Fakty którymi nie powinienem się dzielić. Doświadczenia o których lepiej nie pamiętać. A czasem nic z tego, tylko ble ble.

Kategorie postów

  • Nowa Kategoria (1)

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Pies szczeka, a karawana idzie dalej

Miło czasem zobaczyć, że sprawy które wpadły mi w oko zaczynają rosnąć i stawać się widoczne w przestrzeni publicznej. Dzisiaj po raz kolejny Wybiórcza przypomina o taśmach z wypustkami dla niewidomych w warszawskim metrze. Pisze Seweryn Blumsztajn: „nie jestem w stanie wymyślić, jaki interes może mieć dyrektor metra, by nie przykleić tych nieszczęsnych pasków. Nie chodzi o pieniądze, ale o jakąś niebywałą mułowatą niemoc urzędniczą, strach przed zrobieniem czegokolwiek bez dziesiątków dupokryjek. (…) Apelujemy do Hanny Gronkiewicz-Walz, prezydent Warszawy i kandydatki na prezydenta: prosimy już nie opowiadać nam, że napisała pani list do ministerstwa. Metro jest miejską spółką i to pani decyduje o tym, kto jest jej dyrektorem”.

Metro jest miejską spółką, a więc stanowisko jej szefa jest łupem partyjnym. Nie można go tak, po prostu odwołać – to wynik długotrwałych negocjacji przy podziale łupu.  To tak, jak w bandzie rozbójników – podział to żmudna praca, wyciągnięcie jednej cegiełki może rozwalić mur solidarności zbójeckiej, tzn. koalicję. Tu nie ma miejsca na działania pochopne. Inwalida wpadający pod pociąg to sytuacja jednostkowa. A trwałość koalicji partyjnej we władzach miasta – to wartość nadrzędna, niejako społeczna. Pan tego nie rozumie, panie Blumsztajn?

Nie rozumie pan także tego,  że przecież obowiązuje zasada galasizmu. Wyłoży taki jeden z drugim urzędas taśmę dla inwalidów, to potem ludzie będą generalnie oczekiwali, że będzie coś robił zgodnie ze zdrowym rozsądkiem. Nie od takich drobiazgów upadały reżymy i zaczynały się rewolucje! Mamy w Polsce prawo, które pozwala nic nie robić i które potencjalnie może karać za każde działanie.

Ta sama gazeta bierze udział w akcji, która ma stanowić dla władz miasta uzasadnienie dla bezczynności w poprawianiu ciągów komunikacyjnych i budowie parkingów. Ta akcja sprowadza się do tezy, że należy skutecznie zniechęcić kierowców do wjeżdżania do miasta. Do akcji dołącza się spontanicznie wielu – jak mawiało się w stalinowskiej Rosji o przyjaciołach z Zachodu – „pożytecznych idiotów”. Taki właśnie „idiota”, pan Marek Zbieć postuluje zwężenie dróg w Warszawie oraz takie rozbudowanie ścieżek rowerowych i ciągów pieszych, aby nie były potrzebne tuneli i kładki. Posiłkuje się przykładem znajomej z Sydney, która przestała dojeżdżać do pracy autem… Hm, w przeciwieństwie do pana Zbiecia ja byłem w Sydney i to jedno z ostatnich miast, które na jego miejscu przywołałbym jako przykład.  Wpisuję w Google nazwisko tego pana i znajduję jego protest sprzed kilku lat wobec pomysłu wprowadzenia opłat za wjazd samochodem do centrum – jeśli dotyczyć to będzie także mieszkańców. A więc pan Zbieć nie chce ograniczenia pojazdów w mieście, tylko wyrzucenia pojazdów ludzi dojeżdżających z przedmieść i dzielnic mieszkaniowych… Ciekawa koncepcja na miasto stołeczne.   Widać, że podzielana przez władze i wspierana przez prasę.

Wraca też sprawa likwidacji ulg z tytułu zatrudniania niepełnosprawnych. Pisałem już, że w tej sprawie pojawiły się też wypowiedzi „pożytecznych idiotów”.  Dzisiaj chciałem tylko zwrócić uwagę na jeden aspekt tej sprawy, który wcześniej pominąłem – jednym z powodów cofnięcia ulgi jest fakt, że zbyt łatwo można otrzymać status niepełnosprawnego. Państwo nie potrafi skutecznie i sprawnie zarządzać systemem badania i nadawania w wyniku tych badań statusu – a winnym staje się przedsiębiorca, który oczywiście „nadużywa” systemu dla swoich zbrodniczych celów.

Niech ten przyjazny ludziom i przedsiębiorcom rząd powie – na gwałt szukamy oszczędności w budżecie, bo nam się nie składa. Musimy więc się z tego wycofać.

Ale nasz rząd mówi inaczej – ludzie oszukują przy staraniu się o status inwalidzki, a przedsiębiorcy z tego korzystają inwestując w miejsca pracy dla coraz większej grupy niepełnosprawnych. A więc biedne i oszukiwane państwo musi uszczelnić system. A że przy okazji przepadną inwestycje robione w dobrej wierze przez firmy – to trudno. Jak się wchodzi w paserstwo, to trzeba ponieść tego konsekwencje.

Oczywiście jak paserką zajmuje się na wielką skalę kościół – to nic nie się nie da zrobić. Zresztą kościół jest z definicji niewinny – wciskali mu na siłę to brał. Cóż on mógł, miał tylko połowę miejsc w Komisji Majątkowej. Sam nie płacił łapówek, miał od tego zatrudnionych ludzi. To dlaczego się go czepiamy, parszywi antyklerykałowie, ludzie złych serc i złych sumień z pewnością! Majątek oddany kościołowi, za winy komunistów i zaborców, jest już tam na wieki. To znaczy tak długo, jak nie zostanie wyprowadzony do różnych ubeków – teczuszki są na każdego. A przedsiębiorcy, potencjalni złodzieje i oszuści, co nam zrobią? No co, zagłosują na PIS? Wolne żarty!

To dalej im zabierać i obrażać przy tym. Lud to lubi, jak się komuś zabiera, jak się pokazuje – patrzcie, odbieramy bogatym! A że potem zabraknie pieniędzy w kasie? To kto będzie temu winien? Znajdzie się inny winny.

Moi drodzy przyjaciele i koledzy. Mówi wam to stary wyjadacz – jak pieprznie (a pieprznie) to stracicie władzę, i wtedy to was właśnie nowa władza rzuci ludowi. Kupujecie sobie tylko trochę czasu, ale sprzedajecie potencjalnych sojuszników i przyjaciół.

Jak na piątek przystało – kilka dużych tekstów. Zaremba, który niedawno sam wydał książkę o Kaczyńskich – recenzuje nową książkę o dworze Lecha. Ja tu widzę taki drobny konflikt interesów. A swoją drogą – Jarosław Kaczyński uznał książkę Zaremby, pisaną na kolanach, za paszkwil! Mój boże, co trzeba o nim powiedzieć, aby się nie obraził? Może nieważne jest co, ale kto to mówi?

Duży wywiad z Anną Fotygą. Aż ręce opadają. Ta kobieta kierowała kiedyś polską dyplomacją, a teraz doradza w sprawach międzynarodowych PIS-owi. Stąd pewno ten idiotyczny list do ambasadorów. To niebezpieczne, ale chyba jednak warto wrócić do pomysłu obowiązkowych badań psychiatrycznych dla kandydatów na najbardziej newralgiczne stanowiska w państwie…

Niby nic w tym wywiadzie nie ma. Oczywiście zamach w Smoleńsku, chłopcy w krótkich spodenkach dają się wykorzystywać piątej kolumnie Rosjan i Niemców, głupota obecnych elit. Co istotne, to ta niemożliwa do zaakceptowania maniera, to odnoszenie wszystkiego do swoich przeżyć i obserwacji, ten całkowity brak szerszej refleksji i traktowanie polityki jako obszaru dawania wyrazu swoim kompleksom i swoim urazom.

Oczywiście zarzut zbyt małej uniżoności wobec USA. Życie, jak często to bywa, dopisuje puentę do naszych uprzywilejowanych kontaktów z Ameryką. W Polsce przebywa akurat zastępca sekretarza stanu USA niejaki James Steinberg. Udziela wywiadu PAP, który go puszcza pod tytułem: „jest postęp w sprawie zniesienia wiz do USA”.  Na czym polega ten postęp? Otóż w kwietniu (tak, kilka miesięcy temu) Radek Sikorski rozmawiał na ten temat z Hillary Clinton. I pan Steinberg dodaje, że decyzja należy do kongresu i będzie możliwa, jak liczba odmów przyznania wiz zejdzie poniżej 10%. Dzisiaj jest 13%.

Rozumiem już, dlaczego Fotyga tak lubi USA. Pan Steinerg świetnie odnalazłby się w PIS. Po pierwsze – jako postęp prezentuje brak postępu – nic się nie zmieniło od kwietnia, nic na razie się nie dzieje i nie zmieni. Po drugie – ciekawa argumentacja, dlaczego rząd nic nie robi. Otóż najpierw urzędnicy rządowi dostają polecenie, że odmów  ma być 13%, w każdym razie nie mniej niż 10%. Od kogo to zależy? Od nich przecież. Czy są jakieś obiektywne kryteria? Nie ma. A więc najpierw odmawiają 13 procentom, a potem mówią: jest 13 procent, nic nie możemy zrobić. Gdyby było 10 procent, to natychmiast!

Ja mam prośbę do pana sekretarza Steinberga – proszę mi już nic nie mówić o wizach.  O tym,  żeby polski rząd potraktował ich tak samo, jak oni nas – to nawet nie myślę. Bo nie są do tego zdolni. I w tym jednym, jedynym przypadku zgadzam się z panią Fotygą.

I żeby już nic o polityce i gospodarce, odnotowuję dobry tekst o zdrobnieniach. Ja bywam wręcz niegrzeczny, kiedy prosi się mnie o „pieniążki” – z udanym przerażeniem stwierdzam,  że nie mam, ale może wystarczą pieniądze? Albo zamiast „fakturki” proszę o fakturę, bo inaczej księgowa mi nie rozliczy.

Przytoczę za „Polska the Times” anegdotę, sytuację której sam byłem wielokrotnie bardzo bliski: policja zatrzymuje kierowcę bmw o dużym karku. „Będzie mandacik. Dokumenciki proszę… Pan Krzysiu?” „hmmmmm, no tak”. „Nazwisko Kiełbaska?” „Kiełbasa, panie władzo”. „Adresik?” „Dresik? Oryginalny adidas!”.

Traktują nas jak dzieci, jak idiotów – a my grzecznie się na to zgadzamy. I tylko czasem jakiś pieniacz zacznie pyskować, ale – psy szczekają, a karawana idzie dalej…

 

08 października 2010   Komentarze (6)
curious
11 października 2010 o 16:18
Dziękuję za wpis na moim blogu. Jak trafiłaś/trafiłeś na moją stronę?
A co do meritum – zmiana najbliższych współpracowników, gabinetu politycznego – zgadazam się. Ale nie uważam za słuszne wymieniać całej administracji i wszystkich stanowisk kierowniczych. Państwo nie jest łupem.
Pozdrawiam!
Poli
11 października 2010 o 10:46
Ale o tym, że partia obsadza na wysokich stanowiskach swoich popleczników, to nic nowego - tak było i będzie... zresztą przecież łatwiej współpracuje się z przyjaciółmi niż z wrogami!
innam
08 października 2010 o 22:25
Postępy żadne, jedna nieudana rozmowa kwalifikacyjna i parę CV zostawionych bez odpowiedzi. Nie poddaję się, tylko skończyły mi się pomysły na to, gdzie uderzać :)
curious
08 października 2010 o 18:34
obawiam się, że właśnie znoszą niestety. Oszczędzanie na ludziach dotkniętych przez los i odpuszczanie tam, gdzie ktoś zastrajkuje - to wielkie świństwo, nad którym trudno mi przejść do porządku...
albo trzymając się poetyki: porządeczku..
Innam - jakieś postepy w poszukiwaniu pracy?
she
08 października 2010 o 18:30
Zdrobnienia to jeszcze pikuś przy tym jak czasem świeżo upieczone mamusie (no może z tą świeżością trochę przesadziłam bo pociechy mają już po kilka lat) przenoszą język dzieci do pracy. Ja już nawet nie będę cytować, bo mam alergię na takie "dzieciowe" sformułowania
innam
08 października 2010 o 18:28
Zastanawiam się, jak można oszukać lekarza w kwestii swojej niepełnosprawności, skoro czasem w ogóle trudno ją lekarzom udowodnić! Mój brat od ponad roku cierpi na poważne zaburzenia wzroku wynikające ze zmian w mózgu, których nikt mu nie potrafi zdiagnozować i wyleczyć. Musiał zrezygnować ze studiów, nie jest w stanie podjąć pracy zawodowej. Miał dwie komisje, w tym jedna po odwołaniu i OBIE nie chciały nadać mu statusu niepełnosprawnego!!! I co ma zrobić taki człowiek? Tego to ja zrozumieć nie potrafię i wszystko we mnie się burzy. Tyle pierdzielenia o tym, że łatwo naciągnąć komisję i oszukać... Czasem nie da się uzyskać nic mówiąc prawdę. A co do ulg... To akurat był moim zdaniem pomysł świetny. Nigdy nikt nie chciał zatrudniać osób niepełnosprawnych. Przynajmniej tym sposobem są dla nich jakieś szanse na normalniejsze, godne życie. Mam nadzieję, że tego nie zniosą, bo wtedy wiele dobrych osób z mojego otoczenia może nie znaleźć zatrudnienia.

Dodaj komentarz

Curious | Blogi