Prawo jazdy
Moja sekretarka po raz piąty oblała egzamin na prawo jazdy. Jechała po przepisach (50 km na godzinę), więc instruktor (na dodatek całkiem słusznie) uznał, że nie dostosowała prędkości do warunków jazdy (wszyscy jechali szybciej, ale ona się bała. Bała się instruktora oczywiście).
Czytam, że rozkwitł proceder robienia prawa jazdy w Czechach. Zdaje się tam normalnie, jedyny problem to trzeba mieć zaświadczenie o co najmniej 6 miesięcznym zameldowaniu. Taki dokument następnie można walidować w Polsce.
Jakoś nie słyszałem, aby w Czechach ludzie zabijali się na drogach. Ilość wypadków na 1000 mieszkańców mniejsza niż w Polsce. Zdecydowana mniejsza ilość wypadków śmiertelnych.
W Stanach prawo jazdy jest dokumentem tożsamości. Nie słyszałem, aby ktoś oblał egzamin. Miliony aut, zatłoczone drogi i... zaskakująca niska ilość wypadków.
Jak robiłem prawo jazdy w Szwajcarii, też nikt nie mierzył mi centymetrem ile stoję od krawężnika. Zdałem, mimo że polecenia dostawałem w języku niemieckim – którego nie znam. Niech ktoś spróbuje w Szwajcarii złamać przepisy ruchu drogowego!
A więc jest jakiś problem. Polska jest jedynym znanym mi krajem, gdzie nie można zdać egzaminu normalnie. Jest to kolejny idiotyzm naszego życia społecznego. Egzaminuje się z idiotycznych spraw, a potem drogi są pełne z jednej strony szaleńców, a z drugiej – przerażonych idiotek (rodzaj żeński był użyty jako licencia poetica, przerażoną idiotką może też być samiec oczywiście).
To samo podejście dotyczy innych sfer naszego życia – ilość pozwoleń na rozpoczęcie budowy jest największa w Europie. W efekcie mamy najbardziej rozchwiany ład urbanizacyjny, bez żadnego ładu i składu. Najbardziej restrykcyjne prawo o zamówieniach publicznych. W efekcie rozstrzyga nie cena i jakość, ale poprawność przecinków w ofercie. Można mnożyć przykłady.
Ale sprawa praw jazdy dotyka tak dużo ludzi, jest powodem tak wielu stresów – że ktoś rozsądny mógłby to przeciąć. A co zrobiła nasza władza? Dodała kolejny poziom kontroli – nagrywanie egzaminu, aby mieć pewność że nikt nie został przepuszczony, jeśli zamiast 7 cm było 7.5.
Oczywiście lobby tych tysięcy osób które z tego żyją, zaraz podniosłoby krzyk. Że nie można igrać bezpieczeństwem i życiem ludzkim. W Czechach, w Stanach i w Szwajcarii – życie obywateli mają w pogardzie i pozwalają jeździć tłumokom, którzy w Polsce by nie zdali nawet za 20 razem. Ale u nas dba się o dobro ludzi. Drogi są dziurawe, idiotycznie oznakowane, po szosach jeżdżą pijani kierowcy samochodami z 20-letnią karoserią, ale z 300 konnymi silnikami – ale za to po prawo jazdy trzeba jechać do Czech.
Ja robiłem prawo jazdy 30 lat temu. Dzisiaj pewno bym nie zdał egzaminu, mimo że przejechałem mocno ponad milion kilometrów na wszystkich kontynentach. Wypadek miałem raz. Mimo że zjechałem na pobocze i zatrzymałem się – walnął we mnie czołowo pijany kierowca, który otwierał w czasie jazdy kolejną butelkę i nie zauważył zakrętu drogi. Kierowcę tego nie można było ukarać, jak się okazało. Dlaczego? Bo po pierwsze mnie nie zabił, ani nawet nie wylądowałem w szpitalu (widząc go z oddali jadącego wężykiem – uciekłem na pobocze i zatrzymałem pojazd). Po drugie – wielkość szkody jaką mi wyrządził została wyceniona ciut poniżej jakiegoś limitu, jaki jest niezbędny aby uznać to za przestępstwo. Po trzecie – bo policja zawiozła go na badanie krwi (na moje żądanie), ale nie dopilnowała jego pobrania (facet uciekł ze szpitala), więc nie było dowodu na to, że był w sztok pijany. Po czwarte wreszcie – facet nie miał prawa jazdy ani dowodu rejestracyjnego swojego auta. A to wykroczenie tylko...
System mamy taki, że przejechanie przez Polskę to jak szykowanie się na śmierć. Ale za to system wydawania praw jazdy mamy bardzo szczelny.
Czy można spodziewać się od władzy, że coś poprawi? Nie, zgodnie z zasadą że jeśli można coś zupełnie bezkosztowo poprawić ludziom, to jedyne czego się można spodziewać – to pogorszenia.
Zamiast poprawić oznakowanie dróg – fotoradar na każdym skrzyżowaniu. Co kosztuje, aby uznać fakturę przesłaną mejlem? Nic. Dlatego nie wolno przesyłać. Czy komuś do czegoś są potrzebne meldunki? Nikomu. Dlatego do dzisiaj obowiązuje prawo, że trzeba się meldować w miejscu, gdzie nocujemy.
Czasem myślę, że naszym największym wrogiem jest nasza własna władza. Przez nas samych demokratycznie wybrana. Ci ludzie, jak czegoś nam nie wymyślą – to są chorzy.
Tylko anarchia. Tylko władza absolutna, pod warunkiem że nieoświecona – tylko to może poprawić sytuację. Ale ja bym na poprawę nie liczył...
Jak meldujesz sie w hotelu, to hotel musi zrobic to za cienie (stad w wielu miejscach prosba o chwilowe zostawienie dowodu)
Dodaj komentarz