To teatr tylko
Odwiedziłem Wieśka w jego wydawnictwie I., które pełni rolę biura i mieszkania. Pełno tam obrazów, sztychów, książek. Zawsze zresztą wychodzę stamtąd obładowany książkami, co mnie – czytającemu głównie opowieści sensacyjne dla niepoznaki w oryginałach – przynajmniej na moment odchamia.
Kolega i były współpracownik napisał był ostatnio książkę i postanowił ją wydać. Nie czuję się kompetentny w ocenianiu tej literatury, stąd pytanie do eksperta. Wiesiek uważa, że autor ma dobre pióro, ale że nie jest to rodzaj literatury z którego można wyżyć (czytaj – nie da się na wydaniu takiej książki nie stracić). Zdaniem Wieśka autor ma jednak duże rozdygotanie emocjonalne i wydanie tej książki miałoby duży sens terapeutyczny. To ma dla mnie znaczenie, więc dzielę się pomysłem na zasponsorowanie wydania. „Ile chcesz dać?” – pyta Wiesiek. „Całkowity koszt wydania książki to jakieś 30 tysięcy, chciałbym dać połowę”. „Daj 5 tysięcy” – radzi od razu Wiesiek. Okazuje się, że przy nakładzie 1.5 tysiąca koszt wydrukowania książki w miękkiej okładce to jakieś 5 złotych od sztuki. Złamanie – 1.5 tysiąca. Okładka – tysiąc. Budżet powinien zamknąć się w 10 tysiącach. „Jak go przekroczą, dopłacisz. Ale niech mają poczucie że budżet jest ograniczeniem. Aha, chyba autor nie chce w takim układzie dostać swojego honorarium z góry?”.
Swoją drogą jak tanim kosztem można zaspokoić swoje ego i wydać książkę! Muszę natychmiast o tym zapomnieć!
Rozmawiamy chwilę o polityce – bo o czym można dzisiaj rozmawiać! W pewnym momencie Wiesiek mówi: „dla intelektualistów, a zważ że ciebie mimo żeś groszorób też uważam za intelektualistę, najważniejsze w życiu jest to co dzieje się wokół nas. A polityka to jakiś teatr, którym nie wolno nam się ekscytować. To tylko dzieci w teatrze nie widzą dekoracji i boją się wilka z papieru”.
A więc jak intelektualista z intelektualistą zaczynamy rozmawiać o babach. Wiesiek ma za dwie godziny randkę, boli go kręgosłup i boi się, jak wypadnie. To jest prawdziwe życie, a nie jakieś tam przepychanki przy krzyżu!
Był kiedyś taki wiersz Załuckiego, w którym dwóch poetów wspólnie chłonie piękno wiosennej nocy. W pewnym momencie jeden zwraca się do drugiego: „Porozmawiajmy jak poeta z poetą. Ile kolega zarabia?”.
A więc po babach przychodzi chwila na rozmowę o przyszłości firmy i rynku księgarskiego w całości. Ile można rozmawiać o babach i o rynku? Więc znowu wracamy do polityki. Dzielimy się wrażeniami z naszych rozmów ze świętej pamięci Lechem prezydentem.
Moje doświadczenie to rozmowa-brak rozmowy. Godzinne siedzenie na wprost siebie bez słowa w oczekiwaniu na audiencję u premiera Mazowieckiego. Kaczyński przyjeżdżał z instrukcjami od Wałęsy, Mazowiecki nie miał zamiaru brać ich sobie do serca, a na dodatek nie budził się na czas aby zdążyć na umówione spotkanie. Robił tak wszystkim (kiedyś budząc panikę u Kissingera, że coś się wydarzyło w świecie skoro premier się spóźnia godzinę), ale Kaczyński uważał że to osobiście adresowany wobec niego afront. I odpowiednio, urażony reagował.
Wiesiek ma podobne doświadczenia. Zna i lubi się z matką Kaczyńskich, która pracowała w Instytucie Badań Literackich. Popełniła tam kiedyś dobrą pracę na temat Leona Kruczkowskiego i jego „Niemców”. Dla przypomnienia, Kruczkowski był miernym pisarzem, mocnym ideologicznie w partii. Na promocji książki Urbańskiego Wiesiek popija wino z obecnym tam Lechem Kaczyńskim i w pewnym momencie sugeruje, aby może wydać w formie książki pracę pani Jadwigi. Widzi, jak jego rozmówca tężeje… okazuje się, że natychmiast powstaje w umyśle byłego prezydenta myśl, że jest to zakamuflowana krytyka komunistycznych zainteresowań literackich jego matki. Wiesiek długo i bardzo energicznie musi się tłumaczyć.
Martwi mnie u Wieśka mocno artykułowane poczucie przemijania. Nie tylko dlatego, że randka budzi strach przed kompromitacją. Komentarze na temat kolegów z o wiele młodszymi żonami. „To zawsze źle się skończy!” . Tutaj to może w części obawa konsekwencji różnicy wieku, ale także obawa przed konsekwencjami każdego związku. Na tym tle rozbawia mnie przestroga starszego kolegi: „Ty już zostań z Z., nie rzucaj jej mimo że kończy 40 lat. Ja się na tym znam, ona naprawdę jest w porządku!”.
Na tym tle dobry tekst w dzisiejszej prasie o 50-latkach. Że to zawodowo najlepszy wiek. Ale w Polsce obarczony wieloma uprzedzeniami. Bo kiedyś można było iść na emeryturę w wieku 55 lat, a więc że kojarzy się z końcem, a nie ze szczytem możliwości. I że 20 lat temu, w momencie przełomu, jak ktoś miał 30-35 lat, był uwikłany w poprzedni system. A więc nastąpiła dziura pokoleniowa – na scenę weszli dwudziestolatkowie.
Na świecie komentator telewizyjny jest szpakowatym facetem. U nas ciągle pokutuje przekonanie, że może to robić 30-latka. A jak dojdzie do 40-tki, to przestaje ją lubić kamera. I czas na nowa młodą siksę.
Dotyczy to oczywiście nie tylko telewizji. Podoba mi się wzięty z gazety przykład ubezpieczeń na życie – sprzedają nam to młodzi chłopcy i młode dziewczyny. Rzeczywiście, wiarygodni w tej roli …
Czekam na uwagi do złożonej oferty (stąd drugi wpis dzisiaj) i mam jeszcze czas zaglądnąć do Internetu. Dwie informacje, które chcę odnotować z kronikarskiego obowiązku. Pierwsza to ciągła obecność w sejmie zdjęć i kwiatów na miejscach, które kiedyś zajmowali posłowie których Lech Kaczyński uszczęśliwił zaproszeniem do swojego samolotu. W piątek będzie zaprzysiężenie Komorowskiego. W Sali sejmu musi się zmieścić sejm i senat, rząd, korpus dyplomatyczny, rodzina. Ale miejsca opuszczone przez posłów PIS będą puste, z portretami i kwiatami. Oni jednak mają fajne poczucie humoru! Bo tego nie da się wziąć na poważnie.
I wytłuszczona wiadomość : „Ukradł 6 złotych, trzy miesiące aresztu, grozi mu 18 lat więzienia!”. Podejrzewam jakąś znowu aferę z polskim wymiarem sprawiedliwości – ale okazuje się, że to znowu nasze kochane środki masowego przekazu. Facet na zwolnieniu warunkowym napada na przechodnia i rabuje mu pieniądze. Pech chce, że facet ma przy sobie tylko 6 złotych. Gdyby miał 1000 złotych, to przestępstwo byłoby większe. Co ma za znaczenie, ile w kieszeni ma ofiara rozboju? A jak zabije i ofiara ma tylko 10 złotych to tytuł powinien brzmieć: „Ukradł 10 złotych i grozi mu dożywocie!”.
Komentarze internautów: a politycy nakradli się milionów i nie idą siedzieć. Wiesiek ma jednak rację. Wszystko to teatr.
Dodaj komentarz