Właściwi ludzie na właściwym miejscu
Korwin Mikke chyba nie czyta komentarzy na swoim blogu (byłem przekonywany, że ma świetny zespół monitorujący Internet), albo nie zależy mu na wpłacie na jego kampanię – zdaje się, że limit wynosi 14 tysięcy. Szczerze powiem, że nawet mnie to cieszy – chętnie wesprę kogoś rozsądnego w tych wyborach, a w tej kategorii akurat ten kandydat mi się nie mieści. Ale wychowałem się w przekonaniu, że zobowiązań trzeba dotrzymywać – i skoro zadeklarował wyrzucenie z pracy pana za przeproszeniem Galasa, to trudno. Jak się zgłosi, zapłacę…
Nie chcę już pisać o kościele… Tym bardziej, że miałem ostatnio dwie miłe rozmowy z kilkoma proboszczami. Mój lokalny proboszcz, świetnie wiedzący że nie chodzę na msze – rozmawia ze mną na temat zwierząt w kościelnym ogrodzie (ostatnio dzikie psy zjadły ozdobne kaczki i wyrwały pióra z ogonów pawi) i potrzebie wsparcia konkretnych inicjatyw obywatelskich (parkingi na rowery, budowa boiska). Wracam po takiej rozmowie do domu i widzę migawki z Jasnej Góry – brzuchate eminencje wypowiadają się do kamer. Trudno o większy dysonans.
Jasna Góra… byłem tam swego czasu częstym gościem. Bardzo pragmatyczni Paulini w zamian za lepsze warunki zakupu Coca-Coli i protekcję przy wyznaczeniu lokalnych dystrybutorów – zaoferowali prestiżowe członkowstwo w Bractwie Rycerskim Czarnej Madonny szefowi Coca-Coli, Danowi Keough. Z rozpędu takie samo członkowstwo zaoferowano mnie, a potem kilku moim kolegom. Podoba mi się ceremoniał i stroje, ale ja nie lubię kupczyć z panem Bogiem. Z zakonnikami w białych habitach najlepiej się rozmawiało o marżach i upustach, kosztach inwestycji w dom pielgrzyma, bilansach i budżetach. Bardzo uduchowione miejsce!
I dzisiaj z tego miejsca wypowiada się arcybiskup Głódź. Przeproście za obelgi wobec Lecha Kaczyńskiego. Niech w takim razie zacznie ojciec Rydzyk, następny guru duchowy narodu, za obelgi wobec Marii Kaczyńskiej.
Trzeba sobie otwarcie powiedzieć, skąd się wzięły w kościele te prymitywne, pazerne typy. Odpowiedź na to pytanie jest prosta, polityczna poprawność nie pozwala o tym przypominać. Wszyscy hierarchowie, od proboszczów zaczynając nominowani przed 1989 rokiem musieli mieć akceptację władz, które zazwyczaj wybierały z kilku przedstawionych kandydatów. Stąd proboszczami właśnie, dziekanami, biskupami zostawali ludzie, którzy według urzędu ds. wyznań mogli temu kościołowi zaszkodzić najbardziej. Księża ideowi nie mieli szans, wybierano tych, których można było przekupić, na których były haki.
Jak przez takie sito przeszedł Karol Wojtyła? Cud Boży, a w wymiarze politycznym – pomysł władz, że przy swojej ambicji i charyzmie będzie skuteczną przeciwwagą dla kardynała Wyszyńskiego.
A więc mamy takich hierarchów, jakich mamy. Prymitywów, materialistów, wielu z nich ze skazą na charakterze. Biskup Paetz może sobie funkcjonować zgodnie z biblijną zasadą: „niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto sam bez grzechu”. Gdzie takiego znaleźć w polskim kościele hierarchicznym?
Nawet się już szukać nie chce…
W Wybiórczej tekst pod tytułem „Mentalność postkomuny” o zasiłkach dla najuboższych. Sekretarz w Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego – sam nie wiem co robi. Krytykuje czy broni? Bo broni obecnych zasad wypłacania razem z niesprawiedliwymi obcięciami, a z drugiej twierdzi, że system wymaga zmiany prawa.
Taką dwoistość – tak chwalić, że aż krytykować – spotykałem dotychczas tylko w anegdotach. Żona chwali męża: „jesteś po prostu wspaniały w łóżku! Zapewniam ciebie, nikt z twoich przyjaciół i kolegów z pracy nawet się nie może równać z tobą. Żaden mi tak nie pasuje, jak ty”. Czy chcielibyście usłyszeć taki komplement?
W tym samym tekście, który – przypominam – dotyczy tego, że zasiłek dla najuboższych jest dochodem (a więc łączy się z innymi dochodami i podlega np. opodatkowaniu), pan sekretarz wali , że jego własna siostra żyje z zasiłku dla bezrobotnych i on jej robi z własnych pieniędzy zakupy. Stąd wie, że 444 złotych to za mało na żywność. Czy pan sekretarz zgłasza te zakupy jako darowiznę? Czy jego siostra płaci od tego podatek?
Takie samo głupie prawo, które obniża wielkość zasiłku dla najuboższych, każe nam płacić podatek za pomoc dla siostry. Facet, który współdecyduje o tym w skali kraju, najwyraźniej nie zdaje sobie z tego sprawy. Tu też działa negatywna selekcja – jak już nic nie umiesz, idziesz pracować do administracji publicznej. I albo jako miejski inżynier ruchu blokujesz miasta, albo jako specjalista od zasiłków socjalnych pilnujesz, aby ludzie nie dostali tego, co można im dać aby pomóc.
Osoby z takimi kwalifikacjami lądują często wysoko. Przez prasę przewala się dyskusja na temat pani Marty Gajęckiej, wiceszefa Europejskiego Banku Inwestycyjnego. To stanowisko z klucza politycznego, którymi państwa członkowskie dzielą się między sobą. Standardowo kadencja trwa 6 lat, ale w wyniku porozumienia pastw członkowskich rotacja następuje co 3 lata, w połowie kadencji. Aby pani Gajęcka tam się mogła dostać, musiał zrezygnować wiceprezes z Czech, Iwan Pilip. Teraz, kiedy my oddajemy to stanowisko na kilka lat Słoweńcom – pani Gajecka krzyczy o zdradzie interesów Polski.
Ja robię interesy z Europejskim Bankiem Inwestycyjnym, ale nie tylko nie widzę, aby ta pani pomagała pozyskiwać pieniądze dla Polski, ale nawet nie natknąłem się na ślad jej tam obecności. Może na szczęście. Podobnie jak w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju jest tam wyraźny podział na ludzi profesjonalnych, pracujących i podejmujących decyzje – i polityków, trzymanych w wygodnych gettach jak najdalej od rzeczywistej działalności.
Patrzę na życiorys pani Gajęckiej. Urzędniczka ministerstwa finansów która potrafiła sobie załatwić pracę w przedstawicielstwie RP w Brukseli. Po dojściu PIS do władzy na miesiąc zostaje p.o. dyrektora departamentu polityki podatkowej w ministerstwie finansów (jako pełniąca obowiązki nie musi przechodzić procedury kwalifikacyjnej). Po tym miesiącu zostaje wiceministrem. Nie zapracowuje się zbyt długo, już w sierpniu przechodzi do banku. Biorąc pod uwagę, że takie przejście musi trwać jakieś pół roku – decyzję o przejściu podjęto mniej więcej w miesiąc po jej ministerialnym awansie. Decyzję tę podejmuje nota bene Minister Finansów.
Klasyczny przykład kariery polskiego civil servant. I jakże klasyczne zakończenie tej kariery… ciekawe, czy tak wybitny bankowiec odnajdzie się w realnym świecie, czy też wyląduje – na nasz koszt – w administracji państwowej lub samorządowej.
Dodaj komentarz