Zabrać się do roboty
Na początku tego roku, komentując wypadek pasażerskiego Tu-154 w Iranie napisałem, że w Polsce prędzej rozbije się samolot z rządem, niż pasażerski. A zaraz potem, że najlepsza dla Lecha Kaczyńskiego (i każdego innego polityka z samej góry) byłaby śmierć w trakcie trwania kadencji… Aż strach komentować rzeczywistość.
Teraz krótka informacja, że z TVN wyciekł filmik potwierdzający, że Wałęsa to Bolek. Jak już kręcili taki film, to powinni go wyemitować . Gdzie jak gdzie, ale w telewizji powinni wiedzieć, że nie da się utrzymać czegoś takiego na półce. Można nie mieć daru przewidywania, ale czasem warto się po prostu zastanowić nad konsekwencjami tego, co robimy. To nie jest trudne.
Przechodzący turysta widzi górala, jak siedząc na gałęzi piłuje ją jednocześnie przy samym pniu. „Baco, jak dalej będziecie tak ciąć, to spadniecie!”. „Eeee tam, panocku, nie spadnę.” Po chwili oczywiście odpiłowana gałąź wraz z bacą ląduje na ziemi. Podnosi się i patrząc z niedowierzaniem za oddalonym już turystą mówi: „prorok czy co?”.
„Prawda nas wyzwoli”. Raczej – prawda prędzej czy później nas dopadnie. Zgodnie z tą zasadą Wałęsa już dawno powinien przyznać się do swoich słabości i pozwolić nam na luksus braku dylematu w jego ocenie. To niewiele pomaga, że wszyscy wielcy byli w jakiś sposób umoczeni w służby. Może to nie jest najświetniejsze towarzystwo, ale Lenin, Hitler czy dla równowagi – Piłsudski.
Nie jest miłe przyznać się do słabości. Ale jest mnóstwo ludzi, którzy lubują się grzebaniem w gównie. Szczerze trzeba dodać, że ku uciesze nas – czytelników i obserwatorów. W ostatnim Newsweeku, przy okazji wypowiedzi Hawkinsu o braku zapotrzebowania na boga (przynajmniej w fizyce) pojawia się myśl wyartykułowana przez jakiegoś anglosaskiego ateistę – że w ewangeliach można wielokrotnie przeczytać jak Jezus nauczał, nawiedzał i spożywał. Ale ani razu nie znalazł się opis jak wydalał, miał kaca czy wymioty. Zdaniem autora to dowód na nierealność tej postaci. Ale po prostu w czasach historycznych nie było dziennikarzy, nie było wpisów na blogach, nie było IPN-u.
Szkoda, że w 1989 roku nie można było i Wałęsy i Solidarności zanurzyć w formalinie i postawić na półce w muzeum narodowym…
Ale my nie żyjemy w muzeum, tylko w realnym świecie. Rząd postanowił przestać traktować żłobki jak szpitale. Trochę im zajęło czasu, aby zrozumieć że po pierwsze żłobki są potrzebne, a po drugie – że coś blokuje ich powstawanie. Tu warto na chwilę prześledzić sposób myślenia polityków. Mamy problem – dobro dzieci i konieczność powstawania żłobków. Na początek musimy ustalić cel. Co może być piękniejszym celem niż dobro dzieci? A co zapewni dobro dzieci? Białe ściany, do pewnej wysokości lamperia i trzy metry do sufitu, aby nasi milusińscy mieli dużo światła i przestrzeni. Jakie to piękne! A więc nie będzie żłobków w mieszkaniach – bo są za niskie. Ale dzieci muszą być zdrowe – dlatego osobne toalety dla personelu i dla dzieci; śluzy brudne i czyste, oddzielne wejścia dla dzieci zdrowych i chorych, ograniczone strefy dostępu. Wyeliminujemy w ten sposób domki jednorodzinne. A co, wszystko dla naszych dzieci. Kolejny idiota zacznie zastanawiać się na kwalifikacjami personelu. Inny zacznie analizować otoczenie. Rezultat? Miejsce idealne dla dzieci, które jednak trudno uzyskać. A więc mamy świetne prawo, tylko żłobków nie ma.
Czasem wystarczy odrobina zdrowego rozsądku. Doszliśmy do tego, że wpadamy w zachwyt, kiedy rząd w jednej tylko sprawie (jeśli można tak potraktować żłobki, to dlaczego nie domy opieki?) chce się zachować racjonalnie.
Na tej samej stronie gazety tekst o pasach z guzkami na peronach metra, aby niewidomi nie wpadali pod pociąg. Pasy takie montują kolejarze na dworcach PKP czy Warszawska Kolejka Dojazdowa na swoich peronach. W metrze to niemożliwe. Dlaczego? Bo metro to instytucja podległa platformiastej prezydent miasta, która zaraziła się galasizmem (od nazwiska miejskiego inżyniera ruchu). Otóż zgodnie z ta filozofią nie można montować na peronach pasów z wypukłościami, bo obowiązują przepisy kolejowe że peron ma być gładki. I zaczyna się spektakl państwa prawa w pełnej krasie. Aby zamontować pasy – znane z peronów całego świata – trzeba rozporządzenia Ministra Infrastruktury. Co stoi na przeszkodzie, aby takie rozporządzenie wydać? Nie mają czasu, bo budują autostrady? Wolne żarty! Polski urzędnik nie może wydać takiego ot sobie rozporządzenia. On musi wydać IDEALNE rozporządzenie. Musi wykonać testy. Musi ustalić czy guzki mają mieć 5, a może 6 milimetrów średnicy? Z czego mogą być wykonane. Z czego nie mogą być wykonane. Jaką szerokość ma mieć pas – z dokładnością do milimetra. Bo prawo, kurwa, ma być precyzyjne! Dokładne, przewidujące każdą sytuację. Nie pozostawiające miejsca na interpretację dla tych kretynów, którzy muszą się jemu podporządkować. No to poczekamy…
Wiadomości na kolejnej stronie układają się w logiczną całość, w jaki państwie żyjemy i kto nami rządzi. W górnictwie co pewien czas wybucha metan, giną górnicy. Aby do tego nie dopuścić wszędzie montuje się czujniki metanu. Górnik któremu każą manipulować czujnikami – zgłasza się do ABW. Agencja wyposaża go w kamerę. Ten nagrywa, jak czujnik przemieszcza się do wylotu świeżego powietrza aby fałszował wyniki. Jak oficjalny czujnik ciągle pokazuje bezpieczne mniej niż dwa procent, a w rzeczywistości jest 9 procent. To wszystko dzieje się w czerwcu 2009 roku. ABW zawiadamia Wyższy Urząd Górniczy, który przeprowadza kontrolę. Zgodnie z prawem – a mamy w naszym kraju świetne, co tam świetne, idealne prawo! – przed dokonaniem kontroli zawiadamiają kierownictwo kopalni, że będą sprawdzali konkretny chodnik. I wyobraźcie sobie państwo – kontrola niczego nie wykrywa. Czujniki zamontowane na właściwych miejscach, nadzór zaprzecza manipulacjom. Mija kilka tygodni i we wrześniu tego roku metan wybucha w tym chodniku zabijając dwunastu górników. 34 osobom z kierownictwa i dozoru w kopalni wymierzono kary dyscyplinarne. Ci biedni ludzie zarabiają dziś mniej, niż zarabiali przedtem. Ale też jedna osoba straciła pracę! Kto? Górnik, który doniósł do ABW. Bo my mamy świetnie prawo, i na dodatek my się brzydzimy agentami.
Tym się powinien zająć rząd, a nie próbą stworzenia państwowego monopolu energetycznego. Pomysł, że aby wybudować elektrownię atomową w Polsce trzeba połączyć PGE z Energią – to kolejny przykład paranoi. Panie Premierze! Proszę przyjąć do wiadomości, że jak zaczniemy budować elektrownię atomową, to nie będzie mógł Pan (nawet jeśli ciągle będzie Pan Premierem!) dać ten kontrakt polskiej, państwowej firmie bez przetargu. A polska, państwowa firma będzie mniej efektywna, niż jej międzynarodowa konkurencja. Dlatego, że będzie łupem polityków i że będzie sparaliżowana filozofią inżyniera Galasa. A w międzyczasie, my będziemy płacić więcej za prąd.
Tak, jak czeka nas płacenie więcej za gaz. Tu już nie chodzi o to, że nasi geniusze gospodarczy nie ptrafią wynegocjować dobrej umowy z Gazpromem. Europa zużyła w pierwszej połowie roku więcej gazu, niż poprzednio – ale ograniczyła dostawy z Rosji o 14%. To Rosjanie mają problem z ulokowaniem swojego gazu, a nie my. Ale jest jedno "ale". W ramach walki z niemieckimi wpływami w Polsce rząd PIS zablokował w latach 2006-2007 budowy transgranicznych połączeń z Niemcami, co uniemożliwia nam dywersyfikację dostaw.
PIS walczył z Niemcami działając na korzyść Rosji. Platforma chce na wzór koreański budować czebole. Czy kiedyś powstanie partia, która zajmie się robotą? Ja tego nie dożyję...
A’propos roboty – trzeba skończyć pisanie i zacząć zarabiać na swoją dzisiejszą miseczkę ryżu.
Dodaj komentarz