• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Dziennik Pieniacza

Opinie niepoprawne politycznie. Fakty którymi nie powinienem się dzielić. Doświadczenia o których lepiej nie pamiętać. A czasem nic z tego, tylko ble ble.

Kategorie postów

  • Nowa Kategoria (1)

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Zdrowy rozsądek boi się prokuratury

Dzisiaj lunch z Krzysztofami. Obaj nie pojawili się na mojej sobotniej imprezie – pożegnanie lata – i w ramach ekspiacji zostałem zaproszony na rybę w soli do ich ulubionej włoskiej restauracji.

Byłem ciekawy, jak oceniają ogłoszone dzisiaj odejście Profumo. Krzysztof nie krył satysfakcji. Tym bardziej, że jego następczyni w banku już doprowadziła do odwołania Luigego, zastępcy prezesa w Polsce. Dostał wezwanie do Mediolanu po odebranie odwołania, a tu niespodzianka – zmienił się prezes grupy i odwołanie stało się nieaktualne.

Kto tę panią wprowadził do świata bankowego? Okazuje się, że osobiście zrobił to kiedyś Krzysztof właśnie. Dzisiaj ta pani z właściwym sobie wdziękiem kieruje bankiem jak folwarkiem. W ostatnią sobotę uczestniczy w turnieju tenisowym w Szczecinie o puchar banku. Ponieważ chce obsłużyć jednocześnie tę imprezę i inaugurację olimpiady specjalnej w Warszawie – wynajmuje sobie samolot. Cóż, robi to w prywatnej firmie na koszt udziałowców. Drugi Krzysztof opowiada, że w czasie lunchu podniósł się od stołu, aby napić się wody. „Proszę nie wstawać, panie prezesie”- usłyszał z jej ust i zaraz potem polecenie wydane członkowi zarządu banku -„proszę podać wodę panu prezesowi!”.  W ten sposób buduje się autorytet.

Jeszcze jeden argument za parytetami. Kobiety łagodzą obyczaje…

Nie da się uciec od gospodarki. Chwila rozmowy na temat deficytu budżetowego i roli samorządów. Dowiaduję się, że w sobotę wiceszefem partii zostanie minister Rostowski. Kto by tego faceta podejrzewał o taki polityczny instynkt, talent i apetyt…  To nie jest dobry pomysł. Czy jedyny?

Mówię, co myślę na temat dyskusji o wartości państwowych firm. Obydwaj Krzysztofowie z wielkim przejęciem tłumaczą się. Mówią, że dzisiaj nie można już mówić o niewidzialnej ręce rynku, że pieniądz zyskał narodowość, że nie możemy jako kraj dać się wykorzystywać.

Na mój argument, że zmieni się rząd i wtedy się przekonają, jakiego potwora wyhodowali na swojej piersi – twierdzą, że mówię jak Schetyna. I że nie mam racji, bo oni w międzyczasie doprowadzą do zmian zasad korporacyjnych, aby oderwać państwowe firmy od polityków. Mówię im grzecznie, że nie wierzę ale że życzę im sukcesów.

Aby trochę uciec od niezręcznego tematu – wskazuję na proste projekty, które można wprowadzić ku zadowoleniu ludzi. Uproszczenie zasad egzaminu na prawo jazdy; wyciągnięcie z szarej strefy ośrodków opieki nad ludźmi starymi, z demencją i z Alzheimerem; zmuszenie gmin do uchwalania planów zagospodarowania przestrzennego…

Na koniec wracamy do tematu przewodniego naszego spotkania – rocznicy rządu. Okazuje się, że moi gospodarze mają pomysł na obchody. Po prostu powinienem napisać książkę o tamtych czasach. Ludzie, żeby napisać książkę trzeba mieć talent! Obiecuję, że spróbuję znaleźć jakiegoś murzyna do napisania i kogoś, kto coś pamięta z tamtych czasów.

Potwierdza się stara zasada, że nie ma czegoś takiego jak darmowy lunch…

Prokuratura złożyła odwołanie od decyzji sądu. Nie mówię o sprawie Zakajewa (tu też), ale o sprawie beznogiego rencisty z Krakowa. Poproszony o naprawę lady stał się mimowolnym  świadkiem kłótni między małżonkami. Dwoje interweniujących przechodniów zostało przepędzonych przez krewkiego małżonka (karany wcześniej za przemoc i pobicia). Kiedy inwalida staje w obronie kobiety, uderzony ląduje na ziemi z takim impetem, że odpada mu proteza nogi. Kiedy napastnik nachyla się nad nim aby znowu uderzyć, broni się narzędziem którym naprawiał ladę – młotkiem. Efekt – dwa wybite zęby.

Prokuratura nie oskarża napastnika, tylko inwalidę że nie dostosował samoobrony do zagrożenia. Napastnik użył ręki, a on – leżąc – sięgnął po młotek. A mógł przecież przyjąć kolejny cios, wtedy pan prokurator w Krakowie (znowu Kraków!) miałby wynik badania lekarskiego co pozwoliłoby mu na – jak pisze – wynikające z doświadczenia życiowego zaakceptowanie wyjaśnień.

Według prokuratury – broniąc się powinniśmy tak dać się pobić, aby nie było wątpliwości kto jest napastnikiem. W skrócie – to atakowany ma stracić zęby. Ma przyjąć pokornie cios, a potem dochodzić swoich praw (jak przeżyje) przed sądem. Tylko że po drodze jest zawsze prokurator, który w takiej sytuacji może z kolei uznać, że pobity miał pod ręką młotek i jego nie użył. Ergo – prosił się o pobicie, nie wykazał staranności w obronie i trudno mieć pretensje do napastnika, skoro został w tak perfidny sposób sprowokowany.

Wczoraj w radio TOK FM mecenas z kancelarii Bird & Bird opowiada o zaletach arbitrażu. Dziennikarz pyta – czy arbitraż jest szybszy, niż sprawa sądowa? Z reguły tak, ale nie zawsze tak jest. To może tańszy? O nie, jest o wiele droższy od postępowania sądowego. To po jaką cholerę ktoś chce jeść tę żabę? To proste, bo w arbitrażu istnieje przewidywalność, można spodziewać się wyroku zgodnego z prawem i zdrowym rozsądkiem.

W naszym systemie prawnym, cechującym się legalizmem i idiotyzmem, zaczynając postępowanie nigdy nie wiemy, czym nas zaskoczą. Prawo jest tak skonstruowane, że wszystko można uzasadnić. A zdrowy rozsądek zostaje przed salą, bo się boi prokuratury. Boi się, znaczy winny.

24 września 2010   Dodaj komentarz
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz

Curious | Blogi