Kościół
Wojna o krzyże, śmierć prałata Jankowskiego – skłania do refleksji nad rolą kościoła. Nie lubię się na ten temat wypowiadać. Z wielu powodów. Bo jestem oficjalnie i formalnie z niego wykluczony – rozwód. Chociaż samo to jest już jakimś problemem… bo niedługo zabraknie osób, poza dziećmi, które będą się kwalifikowały. Przeżyłem próbkę tego szukając kandydatów na rodziców chrzestnych – prawie każdy w moim otoczeniu się jakoś nie kwalifikował.
W rozumieniu naszych urzędników kościelnych – można być aktywnym homoseksualistą i pedofilem. Wyrazić żal za grzechy i starać się (do następnego razu) o poprawę. I być pełnoprawnym członkiem Kościoła, przystępując dumnie do komunii. Można zdradzać żonę na każdym kroku, z każdym i każdą – i też uzyskać rozgrzeszenie. Ale rozwodnik, bez względu na okoliczności takiej szansy nie ma. Nie chcę być złośliwy, ale czy aby nie dlatego, że księża mogą być homo i mogą być pedofilami, mogą mieć kochanki na boku – ale nie mogą się rozwieść?
Ale fakt jest faktem, że jestem poza kościołem. A z takiej pozycji trudno mi się krytykuje.
Drugi powód jest też prozaiczny – uważam, że kościół jest potrzebny. Że jego rola jest nie do przecenienia w takich momentach jak pogrzeb. Że może spełniać (a że nie spełnia, to już inna sprawa) rolę integratora lokalnych społeczności. Że jest człowiekowi potrzebny, kiedy jest nam źle i potrzebujemy pociechy.
Stąd nie chcę wspierać walki z kościołem, także jako strażniczki konserwatywnych wartości, które wraz z wiekiem są mi coraz bliższe.
Ale nie może być tak, że kościół zabiera się do polityki, że zabiera głos w sprawach głupich a milczy wtedy, kiedy jego głos jest potrzebny.
Jak daleko odszedł kościół od Chrystusa. Nie tylko proboszczowie, ale także hierarchowie idą do tej korporacji (trochę jak politycy) aby mieć poczucie materialnego zabezpieczenia, aby pławić się w wymuszonym szacunku lokalnej społeczności. Co wspólnego z ideą chrześcijaństwa mają pałace biskupie, wystawne stroje, aroganckie homilie? Gdzie duch wybaczenia, gdzie tolerancja, gdzie miłosierdzie?
Moi znajomi księża zawsze podkreślają, że w każdej społeczności znajdą się czarne owce i że na podstawie zachowań pojedynczych ludzi – nie można potępiać instytucji. Ale to nie tylko instytucja wyjątkowa, która twierdzi że przemawia w imieniu Najwyższego. Ale to także instytucja promująca takie zachowania. Arcybiskup Głódź – jego główna kwalifikacja, to mocna głowa. Kto z nim się spotka, ten zazwyczaj ma kłopoty (zaczynając od Kwaśniewskiego zataczającego się nad grobami, po ostatnio przedstawicieli Komorowskiego na pogrzebie ofiar Smoleńska). Paeltz – trzeba było osobistej przyjaciółki papieża, aby ktoś w Watykanie się tym zainteresował. Ci wszyscy hierarchowie mówiący nam nie jak żyć, jak pomagać innym – ale na kogo głosować i na kogo płacić.
Księża tacy jak Tarnowski czy Tischner są w zdecydowanej mniejszości. Zresztą oni już nie żyją, a ich następców jakoś nie widać. Nie ma nikogo, w kim można by mieć nadzieję na pozytywną zmianę. Kard. Dziwisz – był kapciowym Papieża, i to chyba jego główna kwalifikacja. Teraz zresztą okazuje się, że odcinanie Papieża od informacji opóźnia (jeśli nie przekreśla) beatyfikacji. Ja wierzyłem w rozsądek Głódzia – ale teraz, jak episkopat umywa ręce od sprawy krzyża przed pałacem widzę, że to kolejny syn chłopski ubrany w purpurę. Górę bierze hucpa Rydzyków i jego protektorów, ludzi o charyzmie Michalaka czy prymasa Kowalczyka. Nie ma tam ludzi mądrych, potrafiących powiedzieć coś od ołtarza co nas intelektualnie zainteresuje lub zainspiruje, a nie jest powtórką tych samych prawd od tysiącleci, bez jakiejkolwiek refleksji co to oznacza w dzisiejszym świecie.
Niby to ich problem. Ale tak jak w normalnym kraju jest potrzebna normalna lewica, tak pewno przydałby się normalny kościół. Kiedyś nie wygrała u nas reformacja, to teraz mamy monopol. Każdy monopol prowadzi do upadku…
Dodaj komentarz