Górnicy
Odwiedził mnie MK. Kiedyś wielka postać w polskiej energetyce. Miał jakiś pomysł inwestycyjny, ale ciekawsza była jego ocena sytuacji w górnictwie. Płace stanowią dzisiaj w śląskim górnictwie blisko 80% kosztów. Nie zostawia to wiele miejsca na inwestycje w nowe złoża czy bezpieczeństwo. Polska więcej węgla sprowadza niż eksportuje. Nic dziwnego - koszt węgla za wschodnią granicą to ledwo 30% kosztów w kraju. Do tego dochodzi co prawda transport, ale węgiel rosyjski kupują nawet polskie kopalnie - aby poprawić marną wartość energetyczną.
Unia - na szczęście! - nie pozwoli na pomoc publiczną dla tego sektora. A to oznacza w niezbyt odległej perspektywie zagrożenie dla ok. 50 tysięcy miejsc pracy.
Żal mi tych ludzi, ale jako osoba wychowana na Śląsku mam ambiwalentne odczucia. Pamiętam, jak moja mama wstawała o 2-3 rano aby kupić coś do jedzenia, podczas gdy wszystkie nasze sąsiadki z talonami górniczymi kupowały w sklepie na wprost mojego domu (dla nas niedostępnego), bez kolejki, rzeczy o których moja rodzina nawet nie mogła śnić. Pamiętam, jak ostatni w kamienicy kupiliśmy telewizor. Jak kolega z klasy, bandyta i kretyn, nie mogąc poradzić sobie z ukończeniem podstawówki - zrobił dwie ostatnie klasy w szkole górniczej. I w kilka lat stał się przedmiotem zazdrości całej kamienicy - z nowym autem kupionym na talon.
Mój tata był nauczycielem, więc generalnie byłem bez szans. Ale moi koledzy mieli rodziców też ciężko pracujących - w przestarzałych hutach, w zakładach chemicznych, w transporcie. Oni nie rozumieli, dlaczego tokarz precyzyjny w Zgodzie, który pracował z mikronową tolerancją jest gorszym pracownikiem fizycznym, niż kopalniany tokarz pracujący z centymetrową tolerancją. Oczywiście na powierzchni, bez zagrożenia zawałem.
Ciągle jeszcze żyjemy mitem górników od których zależał los Polski. Teraz los
Śląska zależy od tego, czy będzie potrafił się uporać ze szkodliwym mitem górnictwa.