• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Dziennik Pieniacza

Opinie niepoprawne politycznie. Fakty którymi nie powinienem się dzielić. Doświadczenia o których lepiej nie pamiętać. A czasem nic z tego, tylko ble ble.

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
01 02 03 04 05 06 07
08 09 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28

Kategorie postów

  • Nowa Kategoria (1)

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Marzec 2011
  • Luty 2011
  • Styczeń 2011
  • Grudzień 2010
  • Listopad 2010
  • Październik 2010
  • Wrzesień 2010
  • Sierpień 2010
  • Lipiec 2010
  • Czerwiec 2010
  • Maj 2010
  • Kwiecień 2010
  • Marzec 2010
  • Luty 2010
  • Styczeń 2010

Archiwum luty 2010


< 1 2 3 >

Chamy wokół nas

Dostałem maila od potencjalnego pracownika, który kiedyś (przed moimi czasami) współpracował z J. Kilka gorzkich słów na jego temat. Muszę szczerze przyznać, że od razu wzbudziło to moją sympatię J

 

Ale swoją drogą ciekawe, że w każdej instytucji znajdują się chamy, które torują sobie drogę na szczyty. Ich chamstwo imponuje wielu, jest utożsamiane z siłą, energią, bezkompromisowością.

 

A może tylko ja mam talent do przyciągania chamów?

Wielka światowa korporacja. T. , młody Niemiec z doświadczeniem w Pepsi-Coli, zostaje moim szefem. Prawie natychmiast, po jednej rozmowie, awansuje mnie do światowego zarządu. Wtedy mi imponuje. Ale powoli zaczynam odkrywać jego drugą twarz. Spotkanie z kierownictwem firmy w jednym z podległych mi krajów w Azji. Pada pytanie, przez moment lokalny szef i jego dyrektor finansowy zastanawiają się kto ma odpowiedzieć. T. traci cierpliwość i wypala: „Hey, you are fucking CFO. You should know the fucking answer!”. W Azji menedżer, który traci twarz w obecności swoich podwładnych – popełnia seppuku. W tym przypadku – natychmiast rezygnuje.

Prezes lekko wstrząśnięty zagrywa pokerową kartą: „w przesłanej miesiąc temu prognozie zakładaliśmy, że nie wykonamy założeń budżetowych. Z dumą informuję, że udało nam się nie tylko je wykonać, ale nawet o 5% przekroczyć” – siada dumny i zadowolony  z siebie.

T. wpada w furię: „Co?????!!!!! Z miesiąca na miesiąc takie zmiany prognozy? Co z ciebie za pieprzony menedżer, skoro nie potrafisz przewidzieć w jakim kierunku idzie twój business? Teraz poprawiłeś wynik, ale za kwartał przyjdziesz do mnie z informacją że wręcz przeciwnie, nie wykonasz budżetu?! Jesteś dupkiem, a nie menedżerem. Mam dość dupków wokół siebie. Zwalniam ciebie, wynocha, won!!!!”

 

Wieczorem kolacja z szefami wszystkich naszych oddziałów w Azji. Najlepsza restauracja w Singapurze. Wykwintne dania lokalnej kuchni (na wyraźne życzenie T.). Ale T. zmienia zdanie. Patrzy na stół i mówi głośno: ”znowu to chińskie gówno. Nie mam zamiaru tego jeść”. I wychodzi. Przy stole konsternacja. Wszyscy – poza mną – to Azjaci. Patrzą na mnie z wyrzutem. Pędzę za T. i zmuszam go, aby wrócił. T. niechętnie się zgadza. Wraca, demonstracyjnie kładzie sobie na talerzu banana i tłumaczy, że jest na diecie. Można sobie wyobrazić, jaka jest atmosfera tej kolacji.

Raz tylko widziałem, jak T. ktoś zastopował. Spotkanie w Stanach z szefostwem G. W swoim stylu T. naciska na poprawienie wyniku: ”Hey,Al. If you make it you will be fucking hero”. Ale trafił na Ala, twardego zawodnika. “I don’t want to be any fucking hero, I just want to have my bonus”. T. jeszcze nie wie, że powinien się wycofać. I brnie dalej, że to od niego zależy wysokość bonusa I żeby lepiej Al się pilnował. Ale Al nie ma zamiaru się pilnować. „I’ll have my fucking bonus and if you don’t like it, you can either fire my fat ass right now or fuck off. So what is your choice???”. Aby zwolnić Ala, potrzebna była zgoda Dana. T. zaczyna się śmiać i staje się przyjacielski….   Tak też wyglądają dyskusje na najwyższych szczeblach globalnych korporacji.

Tak rozmawiający z ludźmi T. został dostrzeżony przez CEO i awansowany na drugie w hierarchii stanowisko. Ale ponieważ w Stanach trochę strach przed oskarżeniami o mobbing, T. został zmuszony do medytacji, które miały temperować jego charakter. Firma zatrudniła mnicha buddyjskiego, który siadał obok T. w samolocie na lotach przez Atlantyk i  łagodnie razem medytowali… Mówiono mi, że trochę to T. złagodziło. Ale łagodny T. przestał imponować swoją energią i bezkompromisowością – zaczęła się jego droga najpierw w dół, a potem poza firmę….

W moim poprzednim funduszu J. Znany wszystkim jako nieokrzesany cham. Pamiętam, jak na jakimś przyjęciu Małgośka widząc go upijającego się samotnie w kącie postanowiła znaleźć mu rozmówcę. „Panowie się chyba nie znacie, ale byliście wiceministrami w tym samym rządzie. Zbyszek był wiceministrem w …” – w tym momencie J. przerywa: ”W dupie mam, gdzie byłeś wiceministrem. Spierdalać!”.

Założyciel tego funduszu Bob uznawał to za męskie, przywódcze, inspirujące. Jak J. w ten sposób traktował przedstawicieli instytucji, które dawały nam w zarządzanie pieniądze – nie przestawał o tym mówić w zachwycie.

A jak się zachować wobec chama? Próbowałem wielu metod. Żadna nie jest dobra. W końcu wypraktykowałem jedną metodę: chamowi mówi się że jest chamem i wychodzi trzaskając drzwiami. Tak zrobiłem z T., tak zrobiłem z J.

 

Mam kolegów, którzy naprawdę mocno z nimi wycierpieli. Jeden z nich,bardzo zakochany w swojej żonie, na każdej zakrapianej imprezie słyszy od J. że jego żona to kurwa. Ale nie trzaska drzwiami, bo bonus. Bo carried interest. Bo przecież nie będzie wystawiał na szwank swojej kariery dla osobistych emocji.

Dwóch górali obserwuje, jak kogut dobiera się na podwórku do kury. Już jest na niej, już ją ma posiąść, gdy nagle otwierają się drzwi i gospodyni wyrzuca okruszki.Kogut porzuca kurę i pędzi jeść.  Górale patrzą na siebie, jeden mówi to co myślą obaj: „nie daj Boże taki głód”.

Nie daj Boże taki głód, aby musieć znosić nad sobą chama.

28 lutego 2010   Komentarze (1)

Strategia uczelni

W przyszłym tygodniu wyjazd do Katowic. Dyskusja nad strategią rozwoju uczelni. Jak dostałem pierwszą  wersję, miałem mieszane uczucia. Bardzo mądrze napisane, ale trudno się było odnieść do niej, bo tak naprawdę nic z tego wszystkiego nie wynikało. Ale to może ja taki głupi??

 

Pierwsze uwagi kolegów potwierdziły, że jednak to strategia jest do niczego. Aby zacząć mówić o przyszłości, chyba na początek trzeba zrobić audyt stanu obecnego. Uczelnia ma katedrę socjologii, co za problem spróbować odpowiedzieć sobie na kilka podstawowych pytań: - czym różni się ona od innych uczelni w kraju? Od prywatnych uczelni w regionie? Co motywuje potencjalnych studentów, aby zgłosić się do niej, a nie do innej szkoły? Jaka jest percepcja tej szkoły w środowisku naukowym? Wśród młodzieży? Wśród pracodawców?

Dopiero na takiej podstawie można próbować formułować wnioski, poszukiwać dróg dojścia. Próba budowania idealnego modelu w oderwaniu od tego to właśnie kwintesencja akademickości w najgorszym tego słowa znaczeniu – oderwanego od życia, teoretycznego modelu z którego trudno cokolwiek wywnioskować.

 

27 lutego 2010   Dodaj komentarz

Spotkanie w Bukareszcie

Spotkanie z G. w Bukareszcie. Ciekawiło mnie, skąd u byłego polityka taki majątek. Okazało się, ze G. przed wejściem Rumunii do Unii wspólnie z grupą przemysłowców postanowił wesprzeć rząd aby Rumunia zdążyła spełnić kryteria. A więc jego przygoda z polityką była chwilowa. Ciekawy jestem jego wspomnień z tego okresu. Okazuje się, że ogromne poczucie bezsilności i niemocy. Ciekawe dlaczego wszyscy ambitni ludzie, którzy idą do polityki aby coś zmienić na lepsze – natykają się na mur biurokracji, niechęci do zmian, indolencji. W rezultacie zostają tam tylko ci, którym to w zasadzie nie przeszkadza.

Dlaczego uczestniczymy w wyborach kierując się zasadą mniejszego zła? Dlaczego nieufnie patrzymy na ludzi, którzy coś w życiu osiągnęli, a pełnym zaufaniem obdarzamy tych, którzy za powód do dumy uznają brak jakiegokolwiek dorobku??

Każdy ma to, na co zasłużył. Mieszkańcy Białorusi mieszkają w kołchozie, bo głosują na kołchoźnika. Mieszkańcy Ukrainy żyją w kraju rządzonym przez złodziejskie elity, bo głosują na złodziei.  Ci, którym to przeszkadza – w większości sobie poradzi w życiu. A pozostali będą narzekać na los, na historię, na jakiś mitycznych „onych”.

Droga na lotnisko w Bukareszcie. Piękne, zbudowane kiedyś z zacięciem wille przy szerokich bulwarach. Teraz pieczołowicie restaurowane. A jednocześnie jakaś atmosfera brudu i nie dokończenia psuje ten obraz.

Hotel Hilton w pięknej recesyjne kamienicy. Nigdy na niego nie narzekałem, ale jednak rzeczywiście wymaga renowacji (mówił mi o takiej potrzebie G., który jest jego właścicielem). O 3 w nocy włącza się alarm. Wyskakuję z łóżka, czy to pożar? Po chwili okazuje się, że to w moim pokoju. I to nie alarm, tylko rozwala się klimatyzacja. Przychodzi (po 15 minutach) ktoś z obsługi i wyłącza klimatyzator. Cisza, ale cały pomysł spokojnej nocy legł w gruzach.

Coś nie mam szczęścia do hoteliJ

26 lutego 2010   Dodaj komentarz
hotele   rząd   hilton  

Poradnik światowca od kuchni

K. przestał być (…). Teraz, jak wiem z własnego doświadczenia, trzeba być wobec niego szczególnie ostrożny, aby go nie urazić. Wyznaczył mi spotkanie w bardzo niedogodnym terminie. Ale nie pisnąłem nawet.

Pamiętam historie, jakie mi opowiadał. Na przykład o tym, jak chciał się umówić z prezesem jakiejś spółki. „Niestety, nie mogę się spotkać w żadnym rozsądnym terminie, bo wyjeżdżam”- padła odpowiedź. „W takim razie kto może się spotkać w zastępstwie, bo swoją obecność potwierdził już premier”- dopytał K. Wtedy bez nawet chwilowego zająknięcia okazuje się, że wyjazd można bez problemu przełożyć.

„Jak ktoś mi mówi, że nie ma czasu na spotkanie, to coś jest nie tak”- mówi K. – „jak ktoś naprawdę nie może się spotkać, mówi wtedy – teraz nie mogę, ale może jutro lub pojutrze?”.

Swoją drogą powinienem wydać kiedyś poradnik, jak zachowywać się w różnych sytuacjach.

Na przykład spotkanie z prezydentem Francji w pałacu Elizejskim. Na piętrze recepcyjnym tylko jedna toaleta. Jest duża szansa, że zaraz po tobie wejdzie do niej prezydent Francji. Z tego trzeba wyciągnąć wnioski. Na przykład – nawet jak wszedłeś tam aby poprawić krawat, jeśli na umywalce leży mydło – zamocz je pod kranem. Aby następna osoba nie pomyślała, że użyłeś toalety i nie umyłeś rąk.

Nie masz szansy na wizytę u prezydenta Francji? Nie przejmuj się, ta zasada obowiązuje w wielu innych miejscach. Na przykład czekasz w kolejce do toalety w samolocie. Wchodzisz i widzisz,  że woda nie spuszczona, a umywalka nie przetarta. Wykonaj te czynności sam, bo osoba która tam wejdzie za tobą nie będzie wiedziała, kto jest brudasem i będzie na ciebie J

25 lutego 2010   Dodaj komentarz
protokół  

Warszawskie lotnisko

Znowu w drodze i godziny spędzone na Okęciu… Jak z wielką pogardą dla pasażerów zaprojektowano to lotnisko. Nic dziwnego, od lat kierownictwo portów lotniczych leży w rękach służb. Bo to podobno istotne z punktu widzenia bezpieczeństwa narodowego. Jakoś w innych krajach Europy mogą to być firmy prywatne, ale w Polsce bezpieczeństwo zapewniają służby… Przepraszam, nie tylko w Polsce. Białoruś w końcu też leży w Europie.

Zaczyna się od dróg dojazdowych. Przy przylotach pierwszy, szeroki pas tylko dla VIP. VIP oprócz tego mają całkowicie osobny dojazd do wydzielonej części lotniska. A naprawdę ważne VIP w ogóle wjeżdżają na płytę przez lotnisko wojskowe. W sumie (bez części wojskowej) przy nowym terminalu VIP mają do dyspozycji prawie tyle samo miejsca, co wszyscy pozostali razem wzięci!!!

Drugi pas, szeroki i wygodny, dla limuzyn hotelowych. Nigdy nie widziałem, aby ktoś z nich korzystał. Następny, co zrozumiałe, dla komunikacji publicznej. I ostatni, dwupasmowy, dla całej reszty nas, hołoty.

Wjazd na parking. Oczywiście wjechać trzeba przejeżdżając najpierw przez skłębiony tłum samochodów usiłujących odebrać pasażerów. Wjazd zaprojektowany przez dumnego właściciela malucha – samochód normalnej wielkości nie da rady przejechać bez co najmniej 5-krotnego przypasowywania. Trzeba skręcić pod kątem prostym w lewo, a zaraz po bramce jest wejście do wind (dlaczego wjazd jest akurat w tym miejscu?) i w sumie trzeba zrobić 180% na szerokości równej długości mojego auta, z barierkami po obu stronach. Podobnie wjeżdża się na inne poziomy – zawsze jest krótki zakręt pod kątem prostym. I oczywiści – najbliższa i najwygodniejsza część parkingu jest dla VIP-ów. Pusta ale gotowa. Tak jak oficerowie WSI rządzący lotniskiem – puści i gotowi.

Sala odlotów mocno i na lepsze się zmieniła. Podobnie jak przejście przez kontrolę bezpieczeństwa. W tym ostatnim nawet ostatnio postawili ławki, aby można było w mniej uwłaczających warunkach zdjąć buty do kontroli.

Ale wszędzie widać brak organizacji. Kontrola dla pasażerów klasy business przeprowadzana jest w teoretycznie wydzielonym stanowisku. Ale pani wpuszczająca nie sprawdza, że po okazaniu biletu wszyscy pasażerowie przechodzą od tyłu do tej uprzywilejowanej kolejki. W efekcie – nie tylko jest tam dłużej, ale także nie wiadomo jak do tej kolejki się włączyć. Pani wpuszczająca mnie dzisiaj (czwartek, 10 rano) bezradnie wzrusza ramionami i mówi: „ONI tak to zorganizowali”.

Poczekalnia klasy business, czyli business lounge. W olbrzymim, pustawym terminalu mały pokoik, wiecznie zapchany. Poczekalnia dla VIP zajmuje pół piętra, poczekalnia klasy business mniej niż sąsiadujący z nią kiosk. Ale kto by się tam przejmował, ważne że jak będzie leciał jakiś podsekretarz stanu, to można go ugościć po królewsku naszym kosztem.

Terminal ma mnóstwo rękawów. Ja latam raz-dwa razy w tygodniu i ostatnio tylko raz zdarzyło mi się z niego korzystać. W pozostałych przypadkach – autobus. Dlaczego? Nie ma dobrego wyjaśnienia. Podobno podstawienie pod rękaw jest droższe, niż podstawienie autobusu. Lepiej żeby stały puste, a ludzie marzli w autobusach czekających na komplet pasażerów.

Po przylocie – idiotycznie wyznaczone trasy rozdzielające Schengen od nie-Schengen. Autobus podwozi pod stary terminal, po bagaż trzeba przejść do nowego. Osoby oczekujące mają problem – przylecą z bagażem podręcznym tylko (wyjdą na starym) lub z bagażem oddanym do luku (wyjdą w nowym terminalu).

Jak raz podjechałem pod rękaw – na początek się ucieszyłem. Będzie szybciej. Gdzie tam. Najpierw trzeba wejść rękawem dwa piętra w górę. Potem przez całą długość nowego terminala. Potem wrócić mniej więcej jedną trzecią. Potem dwa piętra w dół. Jakieś półtora kilometra. W prostej linii – 50 metrów. Bardzo sympatycznie.

VIP odbierany jest oczywiście przy samolocie i tym się nie martwi.

Ktoś może pomyśleć, że przemawia przeze mnie zazdrość że nie jestem VIP. Tak się składa, że mam kartę HON Circle i jestem wożony do i z samolotu limuzyną. Dlatego dla mnie jest nawet wygodniej, kiedy jest autobus – ja jadę sobie wygodnie, a cała reszta kłębi się w autobusie. Ale zawsze w takiej sytuacji jest mi po prostu głupio….

24 lutego 2010   Dodaj komentarz
vip   lotnisko   porty lotnicze  
< 1 2 3 >
Curious | Blogi