Firmy farmaceutyczne
Rano wizyta w FOR. Bardzo fajni, młodzi i mądrzy ludzie. Szkoda, że pomiędzy B. a K. napięcie, kto powinien znaleźć się w podręcznikach... Obaj nowocześni, inteligentni i światowi, ale... Ja cenię ich obu i obu chętnie pomogę.
Komisja Europejska zabiera się za sprawdzanie, czy panika związana ze świńską grypą nie była sterowana przez firmy farmaceutyczne. Ze swoich osobistych doświadczeń mam bardzo ambiwalentne odczucia co do skuteczności funkcjonowania globalnych korporacji. Także tych farmaceutycznych.
Szefem N. jest od lat D. Pamiętam wywiad z nim w Financial Times. Opowiadał wtedy, że gdy był tylko „prostym" lekarzem miał świadomość, że może jednorazowo pomóc tylko jednemu pacjentowi. A on chciał pomagać globalnie. Stąd pomysł na pracę w firmie farmaceutycznej. Ale jakiś znajomy zasugerował mu, aby zanim podejmie ostateczną decyzję sprawdził czy się do tego nadaje. I wtedy zaczął pracować w S., a kiedy S. połączył się z C. - został szefem N. Na zakończenie D. stwierdził: „niektórzy myślą, że zostałem szefem N. tylko dlatego, że wszedłem do rodziny M. Wszyscy, którzy go znali wiedzą, że bardziej zaszkodziło to moim ambicjom, niż im pomogło".
Ja znałem M. i wiem, podobnie jak wszyscy pracownicy N., że nic bardziej mylnego. D. po ożenku który wprowadził go do rodziny prezesa i poważnego udziałowca S. nie został pracownikiem działu sprzedaży, ale szefem sprzedaży N. w USA, największym rynku farmaceutycznym na świecie. Prosto z ulicy, o przepraszam! prosto z sypialni.
Na jakimś zjeździe kierownictwa N. jechałem autobusem na kolację obok D. Dla zabicia czasu spytałem go, na czym polega różnica w kierowaniu korporacją a pracą chirurga. D. wyjaśnił to następująco: „w zasadzie nie ma różnicy, tam chodzi o zdrowie pacjenta, a w board room chodzi o kondycję firmy. Ale jest jedna różnica - w sali operacyjnej kiedy lekarz się pomyli, instrumentariuszka nie krzyczy na całą salę: błąd!" „To co w takim razie robi? - spytałem domyślając się już dalszego ciągu. „Dyskretnie podchodzi do lekarza i podaje mu właściwy skalpel. Autorytet lekarza na sali operacyjnej nie może być zakwestionowany".
Ta krótka wymiana zdań świetnie tłumaczyła sposób prowadzenia posiedzeń zarządu firmy, kiedy NIKT nie miał odwagi mieć innego zdania niż Pan Prezes.
Już po odejściu z N. siedziałem kiedyś w Hiltonie Short Hills w New Jersey, gdzie w okolicy znajdują się centrale wszystkich globalnych korporacji farmaceutycznych. W pewnym momencie do stolika przysiadł się M., szef Human Resource N. Były szef, zaraz zastrzegł gratulując mi odwagi w odejściu z N. na własną rękę. Zainteresowałem się, dlaczego odszedł. M. wyjaśnił mi filozofię kierowania N. przez D. „To proste. Szefem żywności specjalistycznej, gdzie wymagane są zdolności marketingowe został człowiek z doświadczeniem w księgowości. Szefem farmacji, gdzie potrzeba znajomości skutków terapeutycznych - został człowiek z doświadczeniem sprzedażowym w Pepsi Coli. Szefem działu kadr został kierownik laboratorium". „Na Boga, ale dlaczego???" - nie rozumiałem (głupi!) logiki takich decyzji. „Aby każdy czuł się nie na swoim miejscu i aby każdy miał poczucie niepewności w ewentualnej konfrontacji z prezesem. Dodatkowo" - wyjaśnił M. - „prezes oczekuje że corocznie wymianie ulegnie jedna trzecia kadry kierowniczej".
Myślałem kiedyś, że największym zarzutem jaki można postawić globalnej firmie farmaceutycznej jest to, że kieruje się przede wszystkim żądzą zysku. Ale może być gorzej. Kiedy żądza zysku jest na drugim miejscu, a na pierwszym miejscu jest ego i poczucie komfortu prezesa.