Warszawskie lotnisko
Znowu w drodze i godziny spędzone na Okęciu… Jak z wielką pogardą dla pasażerów zaprojektowano to lotnisko. Nic dziwnego, od lat kierownictwo portów lotniczych leży w rękach służb. Bo to podobno istotne z punktu widzenia bezpieczeństwa narodowego. Jakoś w innych krajach Europy mogą to być firmy prywatne, ale w Polsce bezpieczeństwo zapewniają służby… Przepraszam, nie tylko w Polsce. Białoruś w końcu też leży w Europie.
Zaczyna się od dróg dojazdowych. Przy przylotach pierwszy, szeroki pas tylko dla VIP. VIP oprócz tego mają całkowicie osobny dojazd do wydzielonej części lotniska. A naprawdę ważne VIP w ogóle wjeżdżają na płytę przez lotnisko wojskowe. W sumie (bez części wojskowej) przy nowym terminalu VIP mają do dyspozycji prawie tyle samo miejsca, co wszyscy pozostali razem wzięci!!!
Drugi pas, szeroki i wygodny, dla limuzyn hotelowych. Nigdy nie widziałem, aby ktoś z nich korzystał. Następny, co zrozumiałe, dla komunikacji publicznej. I ostatni, dwupasmowy, dla całej reszty nas, hołoty.
Wjazd na parking. Oczywiście wjechać trzeba przejeżdżając najpierw przez skłębiony tłum samochodów usiłujących odebrać pasażerów. Wjazd zaprojektowany przez dumnego właściciela malucha – samochód normalnej wielkości nie da rady przejechać bez co najmniej 5-krotnego przypasowywania. Trzeba skręcić pod kątem prostym w lewo, a zaraz po bramce jest wejście do wind (dlaczego wjazd jest akurat w tym miejscu?) i w sumie trzeba zrobić 180% na szerokości równej długości mojego auta, z barierkami po obu stronach. Podobnie wjeżdża się na inne poziomy – zawsze jest krótki zakręt pod kątem prostym. I oczywiści – najbliższa i najwygodniejsza część parkingu jest dla VIP-ów. Pusta ale gotowa. Tak jak oficerowie WSI rządzący lotniskiem – puści i gotowi.
Sala odlotów mocno i na lepsze się zmieniła. Podobnie jak przejście przez kontrolę bezpieczeństwa. W tym ostatnim nawet ostatnio postawili ławki, aby można było w mniej uwłaczających warunkach zdjąć buty do kontroli.
Ale wszędzie widać brak organizacji. Kontrola dla pasażerów klasy business przeprowadzana jest w teoretycznie wydzielonym stanowisku. Ale pani wpuszczająca nie sprawdza, że po okazaniu biletu wszyscy pasażerowie przechodzą od tyłu do tej uprzywilejowanej kolejki. W efekcie – nie tylko jest tam dłużej, ale także nie wiadomo jak do tej kolejki się włączyć. Pani wpuszczająca mnie dzisiaj (czwartek, 10 rano) bezradnie wzrusza ramionami i mówi: „ONI tak to zorganizowali”.
Poczekalnia klasy business, czyli business lounge. W olbrzymim, pustawym terminalu mały pokoik, wiecznie zapchany. Poczekalnia dla VIP zajmuje pół piętra, poczekalnia klasy business mniej niż sąsiadujący z nią kiosk. Ale kto by się tam przejmował, ważne że jak będzie leciał jakiś podsekretarz stanu, to można go ugościć po królewsku naszym kosztem.
Terminal ma mnóstwo rękawów. Ja latam raz-dwa razy w tygodniu i ostatnio tylko raz zdarzyło mi się z niego korzystać. W pozostałych przypadkach – autobus. Dlaczego? Nie ma dobrego wyjaśnienia. Podobno podstawienie pod rękaw jest droższe, niż podstawienie autobusu. Lepiej żeby stały puste, a ludzie marzli w autobusach czekających na komplet pasażerów.
Po przylocie – idiotycznie wyznaczone trasy rozdzielające Schengen od nie-Schengen. Autobus podwozi pod stary terminal, po bagaż trzeba przejść do nowego. Osoby oczekujące mają problem – przylecą z bagażem podręcznym tylko (wyjdą na starym) lub z bagażem oddanym do luku (wyjdą w nowym terminalu).
Jak raz podjechałem pod rękaw – na początek się ucieszyłem. Będzie szybciej. Gdzie tam. Najpierw trzeba wejść rękawem dwa piętra w górę. Potem przez całą długość nowego terminala. Potem wrócić mniej więcej jedną trzecią. Potem dwa piętra w dół. Jakieś półtora kilometra. W prostej linii – 50 metrów. Bardzo sympatycznie.
VIP odbierany jest oczywiście przy samolocie i tym się nie martwi.
Ktoś może pomyśleć, że przemawia przeze mnie zazdrość że nie jestem VIP. Tak się składa, że mam kartę HON Circle i jestem wożony do i z samolotu limuzyną. Dlatego dla mnie jest nawet wygodniej, kiedy jest autobus – ja jadę sobie wygodnie, a cała reszta kłębi się w autobusie. Ale zawsze w takiej sytuacji jest mi po prostu głupio….