Chroń nas przed przyjaciółmi
W Polityce dobry tekst o krewnych polityków, którzy są dla nich problemem. Zgodnie z zawołaniem: „Boże, chroń mnie przed moimi przyjaciółmi, bo z wrogami sam dam sobie radę”.
Moje doświadczenie wskazuje, że nie tylko nasi krewni i przyjaciele mogą stanowić obciążenie. Ale że im więcej robimy dla ludzi, tym większy możemy mieć z tego problem.
Pamiętam wizytę z księdzem prałatem Jankowskim u Barbary Piaseckiej w jej pięknej willi w stanie New Jersey. Ksiądz miał nadzieję, że pani Barbara kupi mu nowy samochód (zawsze miał do nich słabość), więc był niezwykle ugrzeczniony. Jedliśmy lunch w pięknej Sali, gdzie na ścianach wisiały Tycjany, Picassa i Rembrandty… W wypadku uderzenia jądrowego lub prostego pożaru sale miały się automatycznie złożyć, aby cenne obrazy nie ucierpiały.
Pamiętam, że jedliśmy red snajpera (karmazyna). Kucharz przyrządził tylko grzbiety, bo one są najsmaczniejsze. U moich nóg usiadł jamnik pani Barbary, świeżo po operacji onkologicznej, a więc na diecie. W tym pięknym salonie pies płakał z głodu. Duże łzy ściekały mu po pyszczku…dieta dietą, ale ukradkiem dałem mu fragment grzbietu karmazyna. Zjadł cicho i dyskretnie, jakby wiedział że jesteśmy wspólnikami w zbrodni.
Pani Barbara w czasie obiadu niezwykle ostro atakowała jednego polskiego polityka. Wyrażała się o nim cały czas per „ten złodziej”, „ten kretyn”, „ta szuja”. Tak określanym człowiekiem był profesor Balcerowicz. Mimo, że ksiądz prałat dawał mi nieme znaki, abym siedział cicho – nie wytrzymałem i zaprotestowałem. Pani Barbara nie przywykła, aby ktoś się z nią nie zgadzał. Zamilkła, ale po chwili powiedziała: „może rzeczywiście jest inaczej, niż mi tu mówią”. I bardzo się otworzyła…
Zaczęła opowiadać, jak bardzo jest samotna. Jak nie zaakceptowała ją rodzina zmarłego męża i generalnie amerykański establishment. Po śmierci męża rodzina próbowała pozbawić ją spadku. Głównym argumentem był jej żart w Wenecji, gdzie schodząc z jachtu męża skaleczyła się w nogę i skomentowała to polskim przysłowiem: „do wesela się zagoi”. Musiała na rozprawę ściągnąć wybitnych językoznawców, aby udowodnić, że nie był to dowód na jej świadome doprowadzenie do ślubu aby przejąć majątek zdziwaczałego męża.
Jak nie potrafi się dogadać z Polonią, dla której jest osobą z innej bajki. I jak straszne problemy ma w Polsce.
Ciekawe było źródło tych problemów. Piasecka przez wiele lat przekazywała pieniądze na rzecz Solidarności. Jedyna metoda przekazania pieniędzy – koperta, a w zasadzie teczka przekazana wybitnym przedstawicielom podziemia. Pani Barbara wymieniła kilka znanych nazwisk.
Potem się okazuje, że przekazy – czasem 100 tysięcy dolarów, czasem pół miliona – do adresata nie dotarły. Na początek próbowała robić konfrontacje – w obecności Wałęsy pytała o pieniądze. Duże, niewinne, zdumione oczy – jakie pieniądze? Im więcej dała, tym bardziej ludzie się od niej odsuwali… Ciekawa lekcja ludzkiej psychiki…