Katastrofa
Tomasz Jastrun rozpoczął swój felieton w minionym tygodniu od podzielenia się z czytelnikami swoją męką twórczą. Gdyby tak jakaś katastrofa, wtedy zawsze można coś napisać… Jak mówią Chińczycy, oby spełniły się Twoje życzenia…
Wszyscy wobec śmierci są równi, ale niektórych żal bardziej osobiście. Płażyński, którego jeszcze niedawno podwoziłem z samolotu, i razem z którym Z. walczyła o polskie domy na Białorusi. Przewoźnik, tak spokojnie i skutecznie pamiętający o pamięci przeszłości. Rybicki, którego nie znałem, ale który był wyjątkową postacią wśród polityków.
Mówi mi U., że spotkał się ze Szmajdzińskim na cmentarzu, w piątek przed wylotem, na pogrzebie Toeplitza. To były jego urodziny, ale U. nie chciał mu złożyć życzeń, aby nie przynieść nieszczęścia. Lepiej złożę ci je hurtem, razem z imieninowymi 23 kwietnia? Składaj – zażądał Jurek – nie jestem przesądny…
Jest w nas, Polakach, jakaś olbrzymia łatwość wpadania w skrajności i przesadę. Pisałem już kiedyś, że nie powinno ogłaszać się żałoby narodowej z każdej okazji, a tylko wtedy kiedy rzeczywiście jest powód do ogólno radowego, wspólnego przeżywania. Śmierć papieża, teraz… Czy taką okazją była śmierć kilku rodzin w pożarze domu komunalnego? Tragiczna śmierć, ale przypadkowa i przypadkowych osób dotycząca? Czy można te dwie sytuacje ze sobą zestawiać?
Pochówek na Wawelu prezydenckiej pary… niemożność kwestionowania tego bez popadania w małostkowość. Czy tragiczna śmierć jest powodem automatycznego wpisania prezydenta do narodowego panteonu?
Gdyby nie ten wypadek, Lech Kaczyński przegrał by wybory i odszedł z kiepskim wizerunkiem swojej prezydentury. A teraz głos ulicy ustawia go w roli bohatera narodowego. Pisałem już kiedyś, że śmierć na posterunku jest najlepszą, a wręcz jedynie honorową drogą odejścia od władzy… A swoją drogą, rację ma kościół, który zanim wprowadzi na ołtarze nawet oczywistych świętych, odczekuje co najmniej kilka lat.
Czytam dzisiaj wywiad z Zytą Gilowską. Kategoryczne stwierdzenie – czekam na słowa przepraszam od co najmniej dwóch osób. Pani Profesor. Te słowa jeśli padną, to przed Bogiem a nie przed Panią. Jakim prawem to Pani chce usłyszeć te przeprosiny w imieniu zmarłego? A czy Pani jest gotowa przeprosić za swoją arogancję, za słowa o roli służb w tworzeniu (razem z Panią?) Platformy?
Pani profesor znana jest ze swoich nie przemyślanych słów, ale pozostaje problem – czy śmierć w wypadku karze automatycznie wyprzeć się swojego zdania i uznać racje poległych? Czy dotyczy to tylko Pana Prezydenta, czy też wszystkich pozostałych? Posła Wassermana? Gosiewskiego? Szczygło?
I na koniec jeszcze jedna uwaga. To prędzej czy później będzie musiało być powiedziane. Pan Prezydent i jego kancelaria wykazała się skrajną nieodpowiedzialnością. Nie mówię tutaj o oczywistej presji na lądowanie w Smoleńsku, ale o tym co do tego doprowadziło. Brak przygotowania wariantu B z transportem na kołach z Mińska lub Witebska. Wylot na „styk” bez zostawienia sobie czasu na ew. problemy logistyczne. Opóźnienie wylotu z Warszawy nawet wobec i tak sztywnego programu. I na końcu załadowanie swoistej arki Noego, tyle że na zatracenie…