Samoloty dla LOT
Powrót ze Stanów. Przez tych kilka dni w drodze odpocząłem od żałoby i rozliczeń. Po tamtej stronie ludzie żyją innym rytmem. Śmierć tuzina w Missouri w wyniku cyklonu jest jednak mniej istotną informacją, niż wizyta Obamy na Wall Street i zapowiedź nowych, ostrzejszych regulacji instytucji finansowych.
W tym samym czasie, kiedy tam do pracy zabierają się regulatorzy, w Polsce pozwala się na tzw. krótką sprzedaż. A nasz regulator, KNF, jest zupełnie nie przygotowany do roli cerbera. Dowodem na to niech będzie bezsilność w sporze z Unicredit, który wyprowadza z Polski zarządzanie bankiem Pekao SA (wbrew prawu bankowemu) czy zupełny brak zainteresowania dla statusu prawnego prowadzących w Polsce działalność instytucji finansowych. Najlepszym przykładem są „amerykańskie” fundusze private equity, których „amerykańskość” polega na posiadaniu skrytki pocztowej w Stanach i płaceniu podatków na Kajmanach…
Nie mamy obecnie prezesa NBP. Znając legalizm polskiego systemu prawnego, każda decyzja podjęta dzisiaj przez NBP i przez Radę Polityki Pieniężnej jest z gruntu nieważna. Ale nie można powołać nowego prezesa, bo żałoba narodowa i nie wolno się śpieszyć z przejmowaniem władzy. Bo to będzie źle odebrane przez Naród…
Jedyny zachowany przy życiu wiceszef kancelarii Prezydenta wypowiada się do prasy, że jest mu przykro, że marszałek Komorowski zachował się tak „nie elegancko” i powołał nowego szefa kancelarii nie sprawdzając, czy współpraca z nim była możliwa. Za taką wypowiedź powinien być natychmiast zwolniony z pracy, ale… nie wolno wykonywać gwałtownych ruchów. Najlepiej, gdyby zza grobu rządził były prezydent, a jego dawni współpracownicy przekazywaliby ludowi jego decyzje po seansach spirytystycznych.
Zachował się tylko jeden wiceminister w kancelarii. Pamiętam z mojej młodości organizację o nazwie AIESEC, stowarzyszenie studentów uczelni ekonomicznych. Organizowała ona głownie wymianę praktyk. Jak ktoś chciał przyjechać do Polski na praktykę, to można było wysłać kogoś z Polski za granicę. Najwięcej praktyk organizowaliśmy na Śląsku, najwięcej osób wyjeżdżało z Warszawy. Cały komitet wykonawczy był z Warszawy, bo..mieli bliżej do ambasad i lotniska! Nie można było tego zmienić.
Aż pewnego roku doroczny kongres AIESEC odbył się w USA. Na kongres zwykle jeździły2-3 osoby, ale tego roku wyjechał cały komitet wykonawczy. Kilkanaście osób wybłagało możliwość udziału, bo była to w tamtych czasach (lata 70-te) jedyna szansa zobaczenia Ameryki. Oczywiście nie załapał się nikt spoza Warszawy… wszyscy zginęli w drodze powrotnej do Polski. Wielka tragedia, ale otworzyła jednocześnie drzwi do zupełnej wymiany kadr. Komitet wywędrował z Warszawy i przez wiele lat nie wrócił do stolicy.
Wiele lat potem przez przypadek miałem dostęp do dokumentacji kolejnego wypadku Ił-62 na Kabatach. Zapamiętałem ostatnie słowa pilota (było przed południem): „dobranoc”. Powiedziałem sobie wtedy, że zrobię wszystko co w mojej mocy, aby można było latać lepszymi samolotami.
Nie minęło dużo czasu, a skontaktował się ze mną prezes Lotu w tej sprawie. W tamtych czasach taka decyzja – zastąpienie maszyn radzieckich zachodnimi - wymagała decyzji Biura Politycznego partii. Sprawa została przygotowana i przedstawiona na posiedzeniu biura, tego samego które dokonywało oceny premiera Messnera przed jego odwołaniem. Sprawa tych samolotów dzięki temu przeszła, ale kierownik kancelarii Komitetu Centralnego pułkownik K. protokół utajnił. A premier Messner przestał być premierem… Zaś Lotowi przepadał termin złożenia zamówienia pod skonstruowane finansowanie. Niewiele myśląc wystosowałem pismo w imieniu premiera (nie napisałem – jakiego) że LOT ma zgodę na złożenie zamówienia. Kilka dni później dzwoni telefon rządowy. A w telefonie wiceszef wydziału ekonomicznego (późniejszy skarbnik nowej lewicy). Z awanturą. Jakim prawem przekazałem utajnioną informację? Ja nie informowałem o decyzji biura, ale o decyzji premiera po decyzji biura. I czy nie było pozytywnej decyzji? Była, ale kierownik kancelarii KC polecił skierować sprawę do prokuratury. Nie pierwszy raz mi tym grozili.
Pojawił się nowy premier, Rakowski. Poinformowałem go o swoim piśmie i dostałem jego akceptację. Prezes Lot poleciał na kongres IATA, na którym miał sprawę zamknąć. Potrzebował mojego kolejnego pisma, że zgadzamy się na wybór Boeinga. W tej sprawie Rakowski wezwał ministra transportu, Kamińskiego. Po rozmowie wchodzę do Rakowskiego i pytam o decyzję. „Wszystko w porządku” – słyszę –„poprosił tylko o dwa tygodnie na zbadanie warunków”. Miał na to pół roku, a te dwa tygodnie były potrzebne, aby Lotowi uciekł termin. Powiedziałem o tym Rakowskiemu, który – chwała mu za to! – natychmiast zadzwonił do Kamińskiego, że decyzja ma być wystawiona natychmiast. A potem zresztą odwołał go ze stanowiska.
Zadzwoniłem do Lotu, gdzie znano decyzję Kamińskiego i gdzie właśnie rozpoczynał się strajk w sprawie samolotów. Kiedy im przekazałem ostateczną decyzję, stałem się chwilowo bohaterem. Rada Pracownicza jednomyślnie przyznała mi złota odznakę LOT z trzema diamentami.
Ale zmiany samolotu dla rządu nikt nie potrafił dopilnować…