Po długim weekendzie
Po krótkim wypadzie do Londynu, powrót na stare śmieci. Czytamy w samolocie gazety z początku długiego weekendu. Śmiejemy się z Z., że jak ktoś reprezentuje PIS, to sami nasi przyjaciele. Niby do niczego to nie prowadzi, ale… czytam że mąż córki b. prezydenta, syn barona SLD, chce wstąpić do PIS. Więc pewno wszystkie scenariusze są możliwe…a tak naprawdę, to po prostu w PIS wsadzono na pierwszy plan normalnych ludzi, jak Kluzikowa czy Poncyliusz. Gdzieś zniknął Kurski, o Kamińskim już dawno zapomniano, Bielan też schowany… czy wyborcy będą pamiętać o dawnej twarzy PIS?
W Londynie udział w mszy anglikańskiej w katedrze św. Pawła. Moje dzieci chętnie przejdą na anglikanizm – msza trwa tylko pół godziny. To duża atrakcja, nasza podkowiańska nie potrafi się skończyć. Krótkie kazanie, odnoszące się tylko do wiary. Gdzie temu kazaniu do wyżyn intelektualnych biskupa Kielc! A przecież w Anglii też wybory, już w najbliższy czwartek. Coś jednak jest w analizie, którą czytam na pokładzie w Heraldzie – że kościół katolicki to z jednej strony „old boys club” w Watykanie, a drugiej – rzesze anonimowych misjonarzy w Sudanie i Liberii, klepiących biedę i w tajemnicy przed swoimi zwierzchnikami z pałacu w Rzymie rozdający ludziom prezerwatywy… Który kościół jest prawdziwy?