Kierowca...
Dawno nie pisałem o buspasach, nawet tak zapiekły pieniacz jak ja musi czasem zmienić temat. Ale chciałem zapisać dla potomności nowe doświadczenie – wczoraj na buspasie zauważyłem radiowóz. Nie, żeby pilnował ruchu – po prostu ułatwił sobie przejazd. Nie używał sygnałów, rozluźnieni kierowca i pasażer na przednim siedzeniu siedzieli oczywiście bez zapiętych pasów. Świetna lekcja poglądowa przestrzegania prawa.
Dzisiaj na tym samym pasie kolejne wozy policyjne, w tym ciężarówka. Można powiedzieć, czego się czepiam? Przecież ty chyba lepiej, jak policja szybciej się przemieści. To z całą pewnością prawda – ale skoro lepiej, to wpiszmy, że z bus pasów mogą korzystać wozy policji także nie na sygnale. Wtedy trzeba będzie dopisać ambulanse, straż pożarną (w Warszawie pod tę kategorię zapisze się zaraz całe ministerstwo i wiele urzędów centralnych), wojsko, obronę cywilną, urząd wojewódzki, ratusz, sejmik samorządowy, radnych miasta, dzielnic, powiatu, starostwo, służby miejskie i komunalne, parlamentarzystów, dyplomatów, na zasadzie wzajemności – analogiczne pojazdy z innych miast Polski… A jak nie wpisujemy, to radiowóz powinien jechać z wszystkimi, na dodatek kierowca powinien być w pasie.
Czy nigdy nie zdarzyło nam się jechać w mieście z policją na ogonie? Idiotyczne uczucie. Z jaką prędkością jechać? Przepisowe 50 km? Obciach przecież. Może wystarczy 10km szybciej? Wygląda podejrzanie, jakbyśmy się czegoś bali… zresztą policja też przyśpiesza. Ktoś się wyrywa do przodu… policja nie reaguje. Pojechać za nim czy jeszcze poczekać? Najlepiej zjechać na stację benzynową… Ciekawe, że takich problemów nie mają w Niemczech czy Francji…
Skoro o sytuacji na drogach mowa – dwie dygresje. Pierwsza dotyczy mojego ulubionego urzędnika samorządowego.
„Kartaginę trzeba zburzyć!” – w ślad za rzymskim senatorem powtórzę: „miejski inżynier ruchu Galas musi odejść”. Niniejszym uroczyście oświadczam, że zagłosuję w wyborach samorządowych na partię (i wesprę ją finansowo) która da mi gwarancję, że ten pan przestanie sobie robić jaja z mieszkańców miasta. Nic więcej mnie nie interesuje – to będzie dla mnie probierz intencji, zrozumienia problemów miasta i konsekwencji w działaniu.
Druga dotyczy specyficznej kategorii kierowców – kierowców bmw. Stare, 15-letnie bmw było moim pierwszym samochodem. Trochę później straciłem do niego sentyment, kiedy regularnie (ten i nowe modele) się psuły, źle zachowywały na wietrze i na lodzie, kiedy ciągle mi je kradziono.
Czytałem gdzieś badania, że po kierowcach bmw spodziewamy się najgorszego na drodze. Coś w tym jest. Podjeżdżam pod parking w jakimś biurowcu, przede mną stoi duże bmw X. Kierowca nie jest wpuszczony do środka. Patrzę z przerażeniem, jak nagle zapalają się światła cofania i facet pędzi na mnie. Natychmiast, bez sprawdzania, na wsteczny i uciekam z klaksonem. Moje auto jest szybsze, nie walnął… spojrzał tylko ze złością (to moja wina że go nie wpuścili?) i odjechał.
Stoję na zjeździe z ronda przy dworcu zachodnim. Mój samochód, choć duży rusza w 5 sekund do setki. Jestem pierwszy, zdążę na następne światła… nagle z pasa zjazdowego, omijając wszystkie stojące auta, pojawia się – jakżeby inaczej – bmw. Zajeżdża mi drogę, po zmianie świateł rusza dynamicznie, nieznacznie, ale szybciej od stojącej obok furgonetki. Pan i władca drogi!
Nie będę ich dobijał Kubicą, ale po prostu muszę odnieść się do poza-drogowych doświadczeń. W drodze do pracy korzystam z windy, z której na jednym z piętr wysiadają pracownicy tej firmy. Biur jest wiele, trudno rozpoznać czy to ktoś z bmw, czy może prawnik, finansista czy farmaceuta. Jak ktoś wsiada bez słowa – to na 100 procent wysiada na drugim piętrze z dumną szachownicą biało-noiebieską.
Ale się ich czepiam dzisiaj JAle za to prawie nic o polityceJ