Szansa
Rzecznika kampanii JK czeka bolesna operacja. Już teraz jest praktycznie unieruchomiony. Jakże gorzka jest ironia życia – dwadzieścia lat pracy i przygotowań, aby znaleźć się we właściwym miejscu. I choroba, która zabierze tę szansę. Czy będzie następna? Los rzadko jest dwa razy łaskawy…
Wielokrotnie w moim otoczeniu obserwowałem osoby, które decydowały się nie skorzystać z szansy. Po studiach mój daleko bardziej systematyczny kolega nie przyjął propozycji współpracy z rektorem, bo najpierw chciał zrobić doktorat. Został z tym doktoratem w tym samym miejscu przez następne 30 lat.
Jak odchodziłem z administracji państwowej w 1991 roku, było duże zapotrzebowanie na osoby znające język angielski. Kilku moich kolegów dostało propozycje z firm wchodzących do Polski. Wielu z nich zdecydowało, że najpierw pojadą na placówkę, a po powrocie tym bardziej będą cenni. Po czterech latach język był warunkiem ciągle koniecznym, ale już nie wystarczającym.
Kilka lat temu podejmowałem decyzję, aby zmienić firmę. Przyjaciele, którzy podobnie jak ja nie potrafili odnaleźć się w mrocznej atmosferze zazdrości i lobbingu – nie tylko sami nie byli gotowi na ten krok, ale stanowczo mi go odradzali. Poczekaj chwilę – radzili – skończymy ten i kolejny fundusz, i wtedy możemy ewentualnie myśleć o czymś własnym. Kiedy? – spytałem. Za jakieś pięć lat…
Teraz w moim zawodzie jest nas w regionie kilku, może kilkunastu z podobnym doświadczeniem. Dzisiaj ma to jakąś wymierną wartość. Za 5 lat ci, którzy dzisiaj są młodzi i ambitni, będą nie tylko młodsi ode mnie i ciągle ambitni, ale także już doświadczeni. Dlaczego mam czekać, aż moja wartość spadnie?
Nic nie jest trwałe i stałe. Nikomu nie udało się być na stałe mistrzem – w sporcie, w sztuce, w polityce. Zawsze znajdzie się kiedyś ktoś młodszy i sprawniejszy. Dlatego trzeba łapać okazję, póki mamy przewagę. Póki mamy szansę… chyba, że uniemożliwi nam to choroba.