Wdowy
Z. opowiada mi o rozmowach z żonami, a w zasadzie – wdowami po poległych pod Smoleńskiem. Jak zostali zaproszeni na mszę cztery godziny przed rozpoczęciem. Jak czekały same, w rozpaczy, na oczach gromadzącego się tłumu, w chłodzie - i jak patrzyły na dygnitarzy podjeżdżającymi pancernymi bmw pod sam ołtarz na pięć minut przed rozpoczęciem uroczystości.
Z. miała podobne doświadczenie z pogrzebu Płażyńskiego w Gdańsku. Trumna przed ołtarzem, trochę w prawo od głównej osi. Na wprost niej pierwsza grupa krzeseł – to dla lokalnych oficjeli. Potem druga grupa, centralna – tam siedzi Tusk, Bielecki, Schetyna. Dla żony i dzieci – rząd najdalej od trumny. Oni są tu mało ważni. Spóźniają się dygnitarze, to się donosi im krzesła zasłaniając rodzinę.
Bieleccy wiercą się, bo muszą wyjść przed czasem. Brak empatii? Jakaś impreza towarzyska? Nic z tych rzeczy, tego samego dnia umiera teściowa Krzysztofa. Paradoks Basi – jej mama umierała przez ostatnie dwa lata, umarła w takim momencie że ona spóźnia się na jej pogrzeb, mimo że „ucieka” z pogrzebu Płażyńskiego w trakcie komunii….
Wdowy opowiadają, że najtrudniej jest żonom pilotów. Bo są najmłodsze (im młodsza, tym trudniej jej zaakceptować śmierć męża), a ponadto – bo trudno żyć z przeświadczeniem powtarzanym codziennie w prasie i w telewizji, że ich mężowie rozbili ten nieszczęsny samolot.
Zajmie miesiące zanim będzie gotowy raport. Każde opóźnienie będziemy sobie tłumaczyć jako spisek wrażych sił.
Pamiętam swoje doświadczenia z komisji badającej przyczynę wypadku samolotu LOT w lesie Kabackim. Trochę zmieniły się czasy – teraz piloci ginęli z okrzykiem: „kuuuurwaaaa!” na ustach, wtedy pilot pożegnał się grzecznie: „Dobranoc” (była chyba 11 godzina rano). Wtedy sytuacja była jasna – to była wada samolotu. Ale na to nałożyła się odpowiedzialność przewoźnika (oszczędności na serwisowaniu samolotu), złe a w zasadzie brak właściwych procedur i ostatecznie – błąd pilota. Najpierw nie chciał lądować w Bydgoszczy, potem w Modlinie, a ostatecznie szedł na Okęcie normalnym torem podejściowym – zamiast pójść na skróty. Chyba tego skrótu mu zabrakło, by usiąść na pasie w otoczeniu straży pożarnej (a nie w lesie). Nigdy nie ma jednej tylko przyczyny…