Mediolan
Niedziela po powrocie z Mediolanu znowu w pracy… grzech ciężki i taka szkoda słonecznego dnia. Po wyjeździe poczucie zmarnowanego czasu – ani sprawy biznesowe posunięte do przodu (a tymczasem na miejscu koledzy zasuwali dzień i noc), ani miasto warte tego czasu.
Intrygująca rozmowa na kolacji. Przypadkowy dobór stolików, sąsiedzi nie mają pojęcia kto siedzi obok nich. Najpierw dyskusja na temat Niemiec wschodnich – po jaką cholerę ich przyłączano do Niemiec? Koszt wielki, korzyści mizerne, a na dodatek – Niemcy Wschodnie oddzielały jednak Europę od Rosji. Parskam śmiechem. Już widzę Niemcy Wschodnie jako przedmurze cywilizacji europejskiej. Cieszcie się – mówię – że od Rosji oddziela was Polska. Po chwili zastanowienia – wyrazy akceptacji.
Ale zaraz potem jakiś apodyktyczny Amerykanin zaczyna perorę na temat muru berlińskiego. Dlaczego – pyta – Reagan podczas wizyty w Berlinie wołał: „Panie Gorbaczow! Niech pan zburzy ten mur!”. Przecież to taki sam mur, jak ten między Izraelem a Palestyną i między USA a Meksykiem. Wodzi wzrokiem po stole z pytaniem – czy ktoś może zaprzeczyć?
To duży inwestor, ludzie przy stole nie chcą się kłócić. Ale to nie jest mój inwestor, a ja się lubię kłócić. Ja widzę jedną fundamentalną różnicę – mury w Izraelu i na granicy z Meksykiem są po to, aby obcy nie wchodzili na terytorium kraju. W USA – bo nielegalni imigranci i narkotyki, w Izraelu – bo teroryśc i. W Berlinie mur był po to, aby zamienić w więzienie kraj dla swoich własnych obywateli. Nie chcę się wypowiadać na temat murów w Izraelu i w USA – ale są tam plusy i minusy. Mur w Berlinie był z całkiem innej bajki i chwała bogu, że został zburzony.
Znowu chwila ciszy i nieśmiała konstatacja, że zbyt mało wiemy by wyrokować. Wyraźnie adresowane do mnie. Delikatnie tłumaczę, że byłem jedną z trzech osób przy kanclerzu Kohlu kiedy mur zaczynał się burzyć. Że byłem świadkiem, jak przygotowywali się do tej sytuacji Thatcher, Mitterand ,Bush i Gorbaczow. Że mój wujek został zastrzelony przy próbie ucieczki. Czy jest przy stole ktoś, kto może wiedzieć więcej?
Rozmowa zmienia swoje tempo, ale robi się trywialna. Jak żyło się w Polsce w czasach komunizmu. Staram się wytłumaczyć. Ale tego się nie da wytłumaczyć. „Czy w komunizmie były szkoły, można było uprawiać sport, jeździć po kraju na wycieczki?” Można było, i co z tego?
Przed wyjazdem na lotnisko wynajmuję samochód z Z. i jedziemy na chwilę nad jezioro Maggiore. Na horyzoncie Alpy, piękne miasteczka, między nimi wspaniałe wille – pałace z pięknymi ogrodami. Ale prawie wszystkie wille zaniedbane, wyraźnie opuszczone, ze śladami dawnej świetności. Centrum świata wynosi się z Europy. Kiedy to zrozumiemy i jako całość stawimy czoła aspiracjom nowych potęg: Chin czy Brazylii?
To wielkie wyzwanie dla patriotów. Czytam na pokładzie jakiś tekst o patriotyzmie. Pisze Czech, że u nich panuje przekonanie, że aby można było głosić dumę ze swojego kraju – trzeba najpierw coś dla niego zrobić. I powtarzana teza – jeśli bezkrytycznie kocham swój kraj, to przecież nie jestem gotowy do dyskusji co w nim zmienić, jak go poprawić? Czy bez tej gotowości można naprawdę być dobrym patriotą?
Pytanie do Polaków – katolików: jak oceniać postawę pogan, którzy na początku chrześcijaństwa w Polsce trwali przy wierze w Światowida jako polskiego, narodowego własnego boga przeciwstawianego obcym, europejskim, wręcz niemieckim wzorom katolickim?
Czy ich dzisiejszy pomysł na Polskę nie jest powtórką dylematu patriotów sprzed dziesięciu wieków? Wtedy na szczęście zwyciężyła opcja europejska. I paradoksalnie – tylko dzięki temu nie mówimy dzisiaj w Polsce po niemiecku.