Nie będzie Rumun pluł nam w twarz
Dawno nie byłem w Bukareszcie. Droga z lotniska do miasta (i z powrotem oczywiście), jeszcze niedawno zajmowało to ponad godzinę w tłoku i często w upale. Jedno wielopoziomowe skrzyżowanie sprawiło, że jedzie się bez względu na porę dnia maksymalnie 25 minut. No, ale my w Warszawie nie pójdziemy na łatwiznę! U nas konieczne są rozwiązania kompleksowe… szkoda, że ja tego nie dożyję.
Jest taka anegdota żydowska, jak dwóch chasydów jedzie wozem do miasta i drogę tarasuje olbrzymi konar drzewa. Chasydzi przez pół dnia zastanawiają się nad rozwiązaniem. Wreszcie na drodze pojawia się chłop z wozem. Woźnica wysiada, przesuwa pień i droga wolna. Chasydzi patrzą na to z pogardą i komentują: „ujajaj, wielkie mecyje. Chamską siłą to każdy potrafi!”.
Władze samorządowe Warszawy, silne praktyką pana za przeproszeniem Galasa (miejskiego inżyniera ruchu) nie pójdą na jakieś rumuńskie rozwiązania. Zrobić dobra drogę i bezkolizyjne skrzyżowanie to każdy głupi Rumun potrafi.
Wieczorem rozmawiamy na temat sytuacji gospodarczej kraju. Podobieństwa do sytuacji w Polsce. Rząd zaproponował obniżkę płac w administracji i obniżkę emerytur. Ta ostatnia została zakwestionowana. Jak się tego nie udało zrobić, w kilkanaście dni podniesiono VAT – nie jak w Polsce o 1 punkt procentowy – ale z 19 na 24%. Coś trzeba było zrobić, ale wszyscy spodziewają się, że rząd nie doczeka wyborów i że padnie jeszcze tą jesienią.
Nie lubimy posłańców ze złymi wieściami. Nic więc dziwnego, że – jak donosi Rzepa – nasz premier przestanie się wypowiadać na tematy wewnętrzne (trudne i nie budujące sympatii), a ma się zacząć kojarzyć ze sprawami międzynarodowymi… może trzeba było dać się wybrać na prezydenta?
Dalej przy kolacji rozmawiamy o zatrudnieniu w naszym biurze Rumuna. Pytanie, gdzie mu płacić pensję. Kiedyś wszyscy chcieli mieć płacone na Cyprze. Teraz od razu pada jednoznaczne oczekiwanie – w Rumunii. Dlaczego? Bo tu się płaci podatek liniowy, 16%. Nie opłaca się kombinować i oszukiwać.
No, ale znowu trzeba powtórzyć – nie będzie nas Rumun uczył. My wielki naród z wielką tradycją – my wiemy lepiej.
Przed wylotem z Warszawy musiałem odebrać licencję zawodniczą dla A. Dostałem dokładną instrukcję, jak trafić na małą uliczkę Grażyny na warszawskim Mokotowie. Podjeżdżam pod wskazany budynek i od razu przypominam sobie, że kiedyś tu już byłem! Na początku mojej pracy w Coca-Coli poznałem Mike’a Connora, światowego guru od handlu detalicznego. Przy pomocy pieniędzy członków światowego stowarzyszenia handlu postanowił zorganizować szkolenia dla handlowców w Polsce. Dostał na to budżet, bagatela, milion dolarów. Mike był człowiekiem leciwym, brał udział w walkach z Japończykami na Filipinach i miał sztuczne kolano i biodro. Ustaliliśmy, że te szkolenia zorganizujemy dla największej polskiej grupy sklepów w tamtych czasach – Społem. Umawiam spotkanie z ich szefem, jedziemy pod budynek na ulicy Grażyny. Ten budynek. Prezes ma gabinet na najwyższym, czwartym piętrze bez windy. Zajmuje nam dobry kwadrans wdrapanie się na szczyt. Prezes wysłuchuje z czym przyszliśmy i pryska niegrzecznym śmiechem: „nas nikt nie będzie uczył, jak się handluje. Robimy to już 115 lat, dłużej niż te wszystkie wasze coca-cole. My już handlowaliśmy, jak u was Indianie biegali po prerii. Nam potrzeba kredytów, a nie szkoleń”.
Podziękowaliśmy grzecznie i przez piętnaście minut schodziliśmy na dół. Dzisiaj stoję przed tym budynkiem, zajętym przez zupełnie inne instytucje…
To trochę tak, jak w innej żydowskiej anegdocie: „Gdybym był Rotschildem to byłbym tak bogaty jak Rotschild, albo nawet bardziej”. „Jak to możliwe?” „Bo miałbym jego miliardy i na dodatek te moje 10 dolarów”.
Społem potrzebowało pieniędzy, ale już nie szkolenia… Po jaką cholerę się uczyć? Nie będziemy się uczyć od Amerykanów, to tym bardziej nie będziemy się uczyć od Rumunów.