Zawiść
W cieniu walki o krzyż na Krakowskim Przedmieściu przemknęła sprawa przekreślonego krzyża (prawosławnego) na grobach żołnierzy bolszewickich w Ossowie. Dla naszych obrońców „polskiej sprawy” jest to nie do pomyślenia, aby postawić krzyż na grobie najeźdźcy… Czy naprawdę trzeba jakiejś wybitnej inteligencji, aby nie zdawać sobie sprawę, że jeśli chcemy, aby groby Polaków rozsiane po świecie miały krzyż i nie były niszczone – to trzeba zachowywać się cywilizowanie wobec grobów obcych żołnierzy w Polsce? To nie tylko Katyń, nie tylko obrońcy Lwowa, szwoleżerowie spod Samosierry, także Monte Casino (Włochy były przecież w czasie wojny sojusznikami Niemiec). Jakoś nie dziwi, że i w Ossowie i na Krakowski Przedmieściu widać przedstawicieli tej samej partii…
W kulturze chrześcijańskiej winniśmy cześć zmarłym. Czy przy okazji nie jest to wspaniała lekcja historii? Odmawianie prawa do pochówku jest wynikiem zdziczenia. My jesteśmy patrioci, a oni – to dzicz.
Nasza cześć Europy była przedmiotem nieludzkich eksperymentów. Groby moich dziadków, ponieważ nosiły niemieckie nazwiska (to nazwisko także jednego z największych dowódców polskich w czasie drugiej wojny światowej!) zostały przerobione na chodniki. Nie zawsze zresztą pamiętano, aby napisy znalazły się na wewnętrznej stronie… To samo dotyczy Węgrów na Słowacji czy w Rumunii, Niemców Sudeckich w Czechach. Czechy nie oddały w czasie wojny ani jednego strzału w obronie swojej niepodległości, za to po wojnie zabijano swoich sąsiadów-Niemców i rozjeżdżano ich ciężarówkami. A teraz jakakolwiek próba odwołania się do tej karty historii jest przejawem niemieckiego szowinizmu… albo węgierskiego szowinizmu… albo polskiego szowinizmu…
Przejawem polskiego szowinizmu są próby zbliżenia się Polski z Litwą, ciekawie o tym pisze dzisiejszy Newsweek. To przejaw takiego samego patriotyzmu, jaki chce nam zafundować w Polsce PIS. Im bardziej wyciągamy rękę do Litwy, tym bardziej nami pogardzają i tym bardziej się nas boją. Najwyższy czas zapomnieć o specjalnych relacjach łączących nasze kraje i zacząć twardo egzekwować podstawowe prawa.
Generalnie, z tymi krajami, z którymi chcemy budować specjalne relacje – mamy stosunki obciążone jakimś fatum. Ukraina rękami prezydenta, którego uratowaliśmy w czasie Pomarańczowej Rewolucji zafundowała nam spektakl z Banderą. USA trzyma nas w poniżającym korytarzu wizowym jako jedyny niegodny zaufania kraj grupy Schengen. Litwa nie pozwala nam zostać przy polskich nazwiskach, likwiduje polskie szkoły, tylko nam odmawia reprywatyzacji, teraz okrada PKN Orlen… Może po prostu trzeba przestać wyobrażać sobie, że ktoś nas kocha bo mamy wspólną historię i traktować ich wszystkich jednakowo, pragmatycznie i bez sentymentów?
Bo czy to coś zmieni, że nie będzie wiz dla Polaków w USA? Albo że Litwa obrazi się na nas jeszcze bardziej (co, wypowie nam wojnę?!), albo że na Ukrainie będą znowu straszyć dzieci Lachami? Teraz już nas nie będą mogli zarzynać siekierami po nocy… Rzeczywiste problemy dzieją się teraz gdzie indziej.
Dwa wielkie muzułmańskie kraje – Pakistan i Iran mają broń atomową. Pakistan jest teraz pod wodą, pro-zachodni prezydent wyjechał do swojego zamku w Normandii i pomocy ludziom udzielają Talibowie… Jak te kraje zaczną nawracać nas na islam, to dopiero się zacznie! Obrona naszych wartości będzie wymagała więcej samozaparcia, niż wystawienie się na deszcz i skwar w centrum Warszawy.
Obrona naszych wartości nie oznacza braku szacunku dla grobów najeźdźców. Ile odwagi cywilnej trzeba, aby będąc w jakiejś partii powiedzieć – to trzeba zmienić. Dzisiaj w PIS taką odwagę ma jedynie Migalski. Ci, którzy mówili to przedtem – odeszli. Gwoli sprawiedliwości, nie tylko w PIS (Dorn, Jurek, Zalewski), ale także w Platformie (Rokita, Płażyński, Olechowski). Szkoda, że w polityce nie ma miejsca na odwagę cywilną…
Częściowo pisze o tym w dużym tekście porównawczym Państwa i gospodarki prywatnej red. Gadomski w Wybiórczej. To nie tak, pisze Gadomski, że trzeba do polityki przyciągnąć ludzi, którzy osiągnęli sukces w biznesie. Bo oni nie sprawdzają się w polityce. Ta zasada jeszcze wyraźniej jest widoczna przy transferach w drugą stronę, z polityki do biznesu. Bo w obu światach działają inne zasady. W biznesie mamy jasno sprecyzowany cel, który jest mierzalny. Brak postępów w osiąganiu celu oznacza porażkę, której nie można relatywizować. Polityka przez swoją nieokreśloność pozwala często na sukces przypadkowy lub uzyskany nie wynikami, a obietnicami.
Problemem wg Gadomskiego (i tu się z nim zgadzam) jest gospodarka państwowa, kierowana przez byłych polityków i według zasad obowiązujących w polityce. Jedynym rozwiązaniem nie jest próba zmiany zasad, ale oddzielenie gospodarki od polityki.
Gdzieś w środku Newsweeka tekst o portach lotniczych. Nie przynoszą straty – bo podniesiono opłatę na głowę pasażera z 16 do 60 złotych. Linie uciekają do alternatywnych portów, a projekt komercjalizacji utknął w uzgodnieniach międzyresortowych. To na pewno wynik zaliczenia Okęcia do strategicznego sektora, który musi pozostać we władaniu służb… Dlatego jest to jedyny port lotniczy na świecie, który trzeba zamykać, aby dokonać remontu pasów. Ten horror fundują nam już we wrześniu… specjaliści od portów lotniczych, żałosne patafiany…
Jak mamy okazję obserwować z bliska działanie państwowych organizacji, nawet w warunkach monopolu, to włos nam się jeży na głowie. Poczta, koleje, porty lotnicze, służba zdrowia… ale jak mamy perspektywę prywatnej własności poddanej silnej regulacji państwowej – to wpadamy w panikę i wolimy pozostać przy państwie. Bo prywaciarz to be. Bo ktoś na tym zarobi - i to nie będę ja.
Trochę jeszcze wody upłynie w Wiśle, zanim wyzbędziemy się tej zawiści w sobie. I wtedy nie będzie problemem cmentarz bolszewickich żołnierzy, prywatna firma zarządzająca portem lotniczym i brak państwowego przemysłu oddanego w komis politykom.
Chciałbym tego doczekać…