Usidlanie szefa
Lunch z MG – wyjątkowo – bez żadnych nowych plotek. MG kończy sześćdziesiąt lat i to jest moment, w którym zaczynamy bezwiednie rozmawiać o rzeczach ostatecznych, na przykład o konieczności zrobienia testamentu. Maciek szedł niedawno na operację i zrobił (jako dobry katolik) krok dalej – napisał listy do swoich dwóch wrogów, że im wybacza. Że jeśli przeżyje operację, to wcale nie ma zamiaru umawiać się z nimi na wódkę, ale jeśli przypadkiem nie – to nie chce tej zaciekłości zabierać ze sobą do grobu.
Pytam go, kim są ci wrogowie. Jak można się było domyśleć – osoby kiedyś bardzo mu bliskie. Tak się jakoś zdarza, że najbardziej rozczarowujemy się do osób nam bliskich. A może ta bliskość, w pewnym momencie „zdradzona”, sprawia że nie potrafimy przejść nad tą zdradą do porządku dziennego?
Zastanawiam się, kto jest moim wrogiem? W zasadzie tylko jedno nazwisko, kiedyś mojego dobrego kolegi (może nawet przyjaciela?). Czy jestem gotowy mu przebaczyć? Byłem gotowy, ale moja gotowość została uznana za słabość. Po raz drugi nie wyciągnę ręki na zgodę, aby nie prowokować kolejnych przejawów agresji.
Psycholog w wojsku przeprowadza test osobowości kandydatowi na stopień oficerski. Pokazuje na trójkąt i pyta kandydata, z czym się mu to kojarzy. „Z dupą” pada odpowiedź. Hm, może można doszukać się jakiegoś podobieństwa… Rysuje teraz kółko i pada taka sama odpowiedź. No, może rzeczywiście… Więc teraz rysuje prostą kreskę. Kiedy pada ta sama odpowiedź psycholog nie wytrzymuje i pyta: „co się wam wszystko kojarzy z dupą?!”. „Mnie?!” – zdziwiony odpowiada kandydat na oficera – „to wy ciągle mi tu ją rysujecie!”.
Otóż mnie wszystko się kojarzy z bieżącą polityką! Dzisiaj Konrad w Rzepie pisze o trudnej sytuacji liberałów w PIS – a ja od razu sobie przypominam skomplikowane relacje psychologiczne w budowaniu dworu, czy to w administracji czy w korporacji.
W Novartisie zbudowałem sobie bezwiednie pozycję uczestnicząc w grze stereotypami. Moim szefem w szwajcarskiej firmie, która przejęła firmę amerykańską był Niemiec. Jak jeździliśmy na spotkania do Stanów – śmieliśmy się z tych samych zachowań Jankesów. W Europie mieliśmy podobnie sarkastyczny stosunek do Szwajcarów.
O czym może ze sobą rozmawiać dwóch facetów między prezentacjami budżetowymi? O babach nie bardzo można, sportem akurat się nie interesowaliśmy – zostały żarty z kolegów. Ci Jankesi nie mają pojęcia o świecie. Ci Szwajcarzy liczą franka do franka i nie zauważają, gdzie leżą miliony. Tak się zaczyna. A potem dochodzi do uogólnień i już jesteśmy przyjaciółmi. Im większe kompleksy obu facetów, tym większa nić porozumienia.
Bob Faris za pieniądze amerykańskiego podatnika założył EI. Dość szybko zakochał się w Jacku, bo ten zaciągał go na wódkę i panienki, a w przerwach – opowiadał, jak bardzo podziwia Boba. To nie wystarczałoby na miłość – więc Jacuś zaczął opowiadać o wszystkich w otoczeniu, jacy to kretyni i idioci. Zaczynając od osoby, która Boba wciągnęła do tego interesu, po inwestorów którzy wyłożyli pieniądze, po koleżanki i kolegów. Takiej więzi nic nie potrafi zaszkodzić.
Wyobrażam sobie rozmowy Kaczyńskiego z Ziobrą i mu podobnymi. Prezesie, wygrałbyś gdyby nie ci idioci. Oni nie wierzą w Twój geniusz, dlatego chcą ciebie zmienić – kretyni! Jak można tak szybko zapomnieć o twoim świętej pamięci bracie? Oni chcą się przypodobać Platformie i Gazecie Wyborczej, oczywiście twoim kosztem. To zdrajcy! Jeśli nie dzisiaj, to na pewno zdradzą przy najbliższej okazji. To wszystko co robią, to po to aby się samemu wylansować, a nie żeby wzmocnić ciebie, kochany i wielki prezesie!
Widziałeś brodę Poncyliusza? Ha, ha, a ciebie chciał wysyłać na zesłanie, a sam wygląda jakby wrócił z Syberii. Kluzikowa? Już nie jest tak ładna, jak na fotoskopie z plakatów. Wyłazi z niej ten liberalizm.
Prezes słucha, tak jakby siebie słuchał. Z tymi właśnie ludźmi ma bliskość duchową, oni go nigdy nie opuszczą, to są jego najlepsi przyjaciele i doradcy.
Jarosławie Kaczyński! Mała jest szansa, ale może ktoś to przeczyta i ci powtórzy – jako osoba która z niejednego pieca chleb jadła muszę ci powiedzieć, że to klasyczne zagrania socjologii społecznej. Nauki, którą fascynują się służby specjalne. A więc jest bardzo duża szansa, że jesteś teraz przedmiotem manipulacji tak znienawidzonych przez ciebie służb.
Jak wyjść z takiego impasu? Rezygnacja – z perspektywy odrzuconych – nie jest „honorowa”, jest przyznaniem się do porażki. Trzeba bardzo dobrej samooceny i wiary w siebie, aby się zdecydować na to najprostsze rozwiązanie. Próba przekonania do siebie jest z góry skazana na niepowodzenie. Ktoś z zewnątrz może stać się zaufanym, ktoś odrzucony – ma marne szanse.
W swoim życiu widziałem w takich sytuacjach ludzi, którzy w totalnym poniżeniu rzucali się w proch przed stopami swojego gnębiciela, aby darowano im winy i pozwolono istnieć. W EI taką osobą był Michał R. Ta strategia czasem działa, ale trzeba być naprawdę zerem, aby móc z tym żyć.
A jak się nie jest totalnym zerem, jak się nie ma szans na zmianę prezesa, to trzeba coś zrobić.
Kiedy likwidowano warszawskie getto grupa osób postanowiła umrzeć z bronią w ręku, a nie jak zwierzęta prowadzone na rzeź. Okazuje się, że jedyne osoby które przeżyły to piekło rekrutowały się z powstańców właśnie. Zamiast czekać w kolejce na wykonanie wyroku, lepiej przejąć inicjatywę. Wtedy jest i bardziej honorowo, i paradoksalnie pojawia się szansa na sukces.
Przed kilku laty odbywały się wybory w Unii Wolności, które wygrała frakcja zbudowana wokół dawnych działaczy Unii Demokratycznej z Geremkiem na czele. Pan profesor pod hasłem „niech młodzież sobie jeszcze poczeka” wyciął starannie wszystkich ludzi popierających jego konkurenta (Tuska), wywodzących się z dawnego Kongresu Liberalno-Demokratycznego. Ludzie ci mieli do wyboru – albo zgodnie z hasłem Geremka „poczekać” na swój czas, albo nie czekając wziąć sprawy w swoje ręce. Tak powstała Platforma, w cieniu której rozsypała się Unia Wolności.
Jest duży elektorat PIS, który można zagospodarować bez Kaczyńskiego. Pytanie, czy weźmie go Platforma, czy PIS pozbędzie się Kaczyńskiego?