Czas umierać
Skończył się proces zakupu WBK, z Hiszpanami jako zwycięzcą i PKO BP jako przegranym. W przeciekach do prasy słychać pomruki, że nadzór bankowy może się temu długo przyglądać (czytaj – sprzedający prędko nie zobaczą pieniędzy), bo jak to możliwe, żeby nam jacyś Hiszpanie podbierali sprzed nosa taki kąsek? Brzmi to zabawnie, zwłaszcza w kontekście innych przecieków – że Hiszpanie po prostu byli gotowi zapłacić najwięcej. Nasz PKO BP oferował mniej, co miało być świadomą taktyką negocjacyjną.
Czy ktoś z tego banku kiedykolwiek startował w normalnym przetargu? Oczywiście nie, ale żeby zapytać się kogoś, kto się na tym zna? Kto pyta, ten znaczy nie wie. Co, my w największym polskim banku nie wiemy?
Już szykowane są argumenty. Jeden z nich to ten, że finansowe badanie WBK robiła ta sama firma, która była jego audytorem. To jest zgodne ze standardami (zasada chińskich murów),a ponadto wielkich firm audytorskich zdolnych do przeprowadzenia takiego badania jest na świecie tylko cztery. A więc przy tak ograniczonym wyborze, musi się taka sytuacja zdarzyć. Drugi argument to ten, że przed przyznaniem wyłączności na transakcję, sprzedający spotkał się z kupującym.
Niemożliwe, na stole leży kilka miliardów euro i oni się spotykają? Trzeba to robić w ciemno, jak przetargi państwowe – ogłoszenia, zamknięte koperty, decyduje cena. A i tak wygrywa ten, kto ma wygrać. Dlatego nie lubię startować w prywatyzacjach.
Ale może to i lepiej, że PKO BP nie było tak napalone na kupno tego banku, jak PKN ORLEN w Możejkach.
Swoją drogą, co się porobiło na świecie? Twórca Kongresu Liberalno-Demokratycznego JKB optuje w prasie i na forum w Krynicy za nie pozbywaniem się rodowych sreber i za wspieraniem państwowych firm, jako jedynych mających szanse na globalny zasięg. K.! Szefie mój i przyjacielu! Opamiętaj się, proszę!
PIS-owski prezes NBP zaczynał powoli opowiadać się za wejściem do strefy Euro, a jego Platformiasty (czy rzeczywiście?!) następca mówi, że nie ma się co spieszyć. Niech oni najpierw tam u siebie zrobią porządek. Fakt, niech się chamy uczą od nas.
Doszło do tego, że Kaczyński chwali Unię Europejską, która zgłosiła zastrzeżenia do umowy gazowej, jaką polski rząd negocjuje z Rosją. A rząd Platformy twierdzi, że nie będzie Niemiec pluł nam w twarz i sami lepiej wiemy, jak dbać o interesy polskich konsumentów gazu. Jak na świecie tanieje, to u nas potrzebna jest na początek 10-procentowa podwyżka. A co, nie będzie nas Unia i Kaczor pouczać!
Wniosek? Nie można patrzeć na świat przez pryzmat naszych ludzkich sympatii i antypatii. Każdy może powiedzieć coś głupiego, a potem coś mądrego. Platforma może się mylić. PIS może mieć czasem rację. Co więcej, nawet nasz małżonek-małżonka może mieć czasem rację!
Ta ostatnia możliwość występuje oczywiście w przyrodzie niezwykle rzadko, zwłaszcza jeśli rozmowa dotyczy parytetów J. Z ostatniej konfrontacji z Z., w której byłem mocno wsparty przez Konrada, zapamiętałem nowy argument – nikt nie zna z Platformy tych posłanek, które wykonują dobrą, rzetelną pracę w komisjach. Na czoło wysunięto posłankę Muchę, bowiem obowiązuje przekonanie, że w charakterze paprotki ma występować ładna dupa, a nie mądra kobieta. Sęk w tym, że realizacja parytetów zwiększy jedynie ilość ładnych dup, a wcale nie ułatwi życia kobietom ambitnym.
Ja na szczęście (co mi wypomniało kilka osób komentujących moje wpisy!) chylę się nad grobem. Mnie to już nie przeszkodzi. A że młodsze pokolenie będzie miało dwa razy większą konkurencję – oprócz ambitnych facetów, jeszcze bardziej ambitne i bezwzględne kobiety, na dodatek wyposażone w parytety? Cóż, to już nie jest na szczęście mój problem.
Na zebraniu partyjnym wszyscy uczestnicy burzliwie oklaskują prelegenta, tylko jeden siedzi z boku i nie klaszcze. „A wy, Kowalski” – pyta groźnie szef organizacji partyjnej – „nie podzielacie zdania naszego szanownego gościa?”. „Nie muszę podzielać, ja mam raka”.