Wszystko w porządku?
Sprawa Zakajewa zakończyła się podobno pomyślnie. Piszę „podobno”, bo zastanawiające jest, że działające w ramach tego samego prawa prokuratura i sąd doszły do diametralnie różnych wniosków. Prokuratura skupiła się na randze oskarżenia strony rosyjskiej (terroryzm) i wystąpiła o maksymalnie długi, 40-to dniowy okres aresztowania. Sąd zaś przyjął, że jak rozpatrywały to dwa kraje unijne i jeden z nich przyznał azyl wraz ze statusem uchodźcy – to powinno się to sankcjonować. Tutaj obie strony nie mogą mieć racji. Albo myli się sąd, albo prokuratura.
Komentatorzy oddychają z ulgą. Słychać opinie, że stało się wręcz idealnie – prokurator wykazał się zawziętością, ale sąd nie dopuścił do skandalu. Całkowicie się z tym nie zgadzam. I moja niezgoda nie ma nic wspólnego z Czeczenami.
Otóż w przypadku pana Zakajewa sąd wydał decyzję w kilka godzin. Gdyby sprawa dotyczyła Nowaka lub innego Kowalskiego, o tym że prokuratura nie ma racji dowiedzielibyśmy się po kilku miesiącach lub nawet latach.
Opowiadano mi ostatnio o przypadkach kilku znajomych, których aresztowano w odprysku jakiś większych afer. Właściciel jakiejś firmy i na swoje nieszczęście polityk sprzedaje jakieś urządzenie do firmy, która jest rozpracowywana przez prokuraturę. Aresztowanie, cela dzielona z dwoma bandytami którzy rzucają mu pod ścianę siennik do spania na który siusiają w ciągu dnia, przez cztery miesiące zero kontaktu ze śledczymi. Po znalezieniu przez żonę adwokata z dojściem pojawia się komunikat: to była pomyłka. Przepraszamy. Mąż może wyjść dzisiaj, ale pod warunkiem że nie będzie się skarżył. Alternatywa? Będzie siedział do końca śledztwa, coś się w końcu na pewno znajdzie. Facet wychodzi i po tym traumatycznym doświadczeniu nie tylko nie chce się skarżyć, ale wybito mu z głowy ambicje polityczne i chęć prowadzenia biznesu.
Ale komentatorzy mogą powiedzieć – cóż, takie jest zbójeckie prawo prokuratury. A gdyby facet był rzeczywiście niewinny, to by poczekał do sprawiedliwego wyroku. Zakajew poczekał i co? Wypuścili go.
W dzisiejszej prasie znajduję kolejny dowód na to, że polski system legalizmu jest chory. Otóż w 2009 roku wszystkie 27 państw Unii wystawiło niecałe 11 tysięcy europejskich nakazów aresztowania. Taka na przykład Wielka Brytania wystawiła około 100 – ale już po sprawie Zakajewa wiemy, że tam bezhołowie. Nie to co w Polsce – państwie prawa. Myśmy wystawili ponad cztery tysiące osiemset nakazów! Potem Brytyjczycy się wściekają, że (przykład autentyczny) muszą ścigać złodzieja deseru w restauracji, którego dzielni polscy prokuratorzy ścigają po całej Europie. Jak już go na nasze zlecenie złapią brytyjscy policjanci, wsadzą do więzienia i po roku stanie przed sądem.
Zbliża się kampania samorządowa. Duże ogłoszenie do parlamentarzystów w Wybiórczej podpisane przez prezydenta miasta Gdańska. Ciekawy temat – Paweł Adamowicz prosi posłów, aby w trakcie prac nad ustawą o integracji niepełnosprawnych skierowali tę ustawę nie do komisji obrony narodowej czy spraw zagranicznych, ale do komisji polityki społecznej. Bez pana prezydenta Gdańska by tego nie wiedzieli. Ciekawe, czy koszt ogłoszenia poniosła rada miasta Gdańska, czy pan prezydent osobiście?
Nie jestem mieszkańcem Gdańska, ale jako turysta chętnie podpowiem – zamiast pouczać posłów za pieniądze podatników w trakcie swojej kampanii wyborczej, proszę dopilnować aby na Starym Mieście w Pana mieście znalazła się jakaś toaleta publiczna.
Newsweek przynosi ciekawy tekst o ministrze Grabarczyku jako pretendencie do szefostwa Platformy. Pierwsza reakcja – ze wszystkich możliwych kandydatów ten wydaje się najmniej prawdopodobny. Ale przypomina mi to historię opowiedzianą kiedyś przy szklaneczce whisky przez prezesa Coca-Coli. Firmę tę stworzył praktycznie jeden facet – Robert Woodruff, który kierował nią od 1923 roku do 1980. Latem 1979 roku Woodruff zebrał wszystkich swoich zastępców: szefa finansów, szefa sprzedaży, szefa marketingu, szefa nowych produktów i szefa produkcji: „za rok jeden z was będzie kierował moją firmą”. Po czym, jak zwykle, pojechał na golfa. Zastępcy spojrzeli po sobie i już wiedzieli, że czeka ich ciekawy rok. Szef produkcji, Roberto Goizuetta poleciał z Atlanty do Nowego Jorku na spotkanie z zespołem planowania strategicznego. „Najbardziej oczywistym nowym szefem firmy będzie szef sprzedaży lub marketingu” – usłyszał – „możliwy jest ewentualnie szef finansów. Nikt o zdrowych zmysłach nie postawi na szefa produkcji, to nie General Motors”. Ale okazało się, że tę słabość można przekuć w siłę. Nie postrzegany przez nikogo jako zagrożenie, Roberto przy pomocy swoich doradców umiejętnie podsycał konflikty pomiędzy głównymi kandydatami. Po roku Woodruff, sam mocno zdziwiony, aby nie rozwalić firmy mógł ją przekazać tylko w jedne ręce: Goizuetty. Nota bene był to świetny wybór!
Ktoś w Platformie musiał chyba o tym gdzieś słyszeć, i stąd ten tekst w gazecie. Ten plan może się powieść tylko wtedy, kiedy realizowany jest w tajemnicy. No, to teraz Grabarczyk może się skupić na budowie autostrad. Ha, ha.. pożartować nie można?
Nie chcę spotkać się znowu z krytyką, że nic o krzyżu. Na szczęście sprawa stała się już na tyle groteskowa, że trudno brać ją poważnie. Inicjatywę przejęła grupa na rzecz intronizacji Jezusa Chrystusa na króla Polski. Tyle w tym herezji, że nawet Episkopat nie potrafi tego ukryć. Jezus na króla, a więc trzeba by zdetronizować Maryję. A jeśli mają rządzić oboje, to jak można zapomnieć o Bogu Ojcu i Duchu Świętym? Ciekawe, czy ci chorzy ludzie zdają sobie sprawę, że pod polskimi sztandarami robią z Boga Nowego Testamentu bożka Izraela. To oni wierzyli w koncept narodu wybranego, to oni chcieli widzieć w Mesjaszu przywódcę politycznego.
A więc już nie dziwi, że Kazimierz Świtoń żąda, aby Pałac Prezydencki zamienić w mauzoleum braci Kaczyńskich. Braci, a nie tylko Lecha!
Teściowa truje głowę zięciowi, aby załatwił jej miejsce na Powązkach. Kiedy kolejny raz wraca do domu, lekko tym razem podpity – znowu słyszy: „gdybyś był dobrym zięciem, to byś mi to miejsce załatwił!”. „Ależ kochana mamusiu” – odpowiada – „załatwiłem! Jest tylko jeden problem – pogrzeb musi się odbyć w ciągu tygodnia…”
Pod tym warunkiem… hm…
Panuje chyba konsensus, że przejęcie Energi przez PGE nie jest dobrym pomysłem. Ale kilku komentatorów się wyłamuje. Na zielonych stronach Rzepy czytam: „Przejęcie Energi dzieli biznes”. Okazuje się, że chociaż BCC i Lewiatan są przeciwko, top jednak członkowie trzeciej organizacji: Pracodawcy Rzeczypospolitej Polskiej (PRP) są jak najbardziej za. Któż to należy do PRP? Duże państwowe firmy… Prezes tej organizacji, Andrzej Malinowski mówi: „jeśli coś ma być kontrolowane przez rząd, to wolę mój rząd”. Jakie to patriotyczne!
Wojciech Maziarski (po raz trzeci Newsweek!) idzie mu w sukurs pisząc, że rząd polski dokładający starań, by Energa została przejęta przez PGE, a BZ WBK prze PKO BP – w niczym nie różni się od władz włoskich, które nakłoniły FIATA by pandę produkował nie w Tychach, a we Włoszech.
Otóż ja widzę jedną zasadniczą różnicę – we Włoszech rząd nakłaniał firmę prywatną, aby skoro korzysta z pomocy publicznej stworzyła miejsca pracy w swoim kraju. W Polsce jedna firma państwowa zapłaciła drugiej firmie państwowej – i to się nazywa prywatyzacją i ochroną polskiej gospodarki.
Dlaczego działań państwa nie widać, kiedy można pomóc firmie prywatnej? Dlaczego Państwo angażuje swój autorytet w obronie Energi, a nie ma tego Państwa kiedy Jutrzenka może kupić Wedla; kiedy Morpol staje się największą na świecie firmą przetwórstwa ryb; kiedy Asseco staje się firmą globalną?
Trzeba uczciwie przyznać, że Maziarski kończy pytaniem: „Panie premierze, czy jest pan pewien, że Polska potrzebuje państwowego molocha energetycznego?”.
To niby pytanie retoryczne, ale może warto pokusić się o odpowiedź. To klasyczny przykład zabicia dwóch ptaków jednym kamieniem: Polski budżet potrzebuje tych pieniędzy (dlatego PGE nie zapłacił np. 5 miliardów, ale 7.5 miliarda); a kadry partyjne potrzebują tego zaplecza.
Liberalizm? Ah, te grzechy młodości! Jak to mawiał Piłsudski? Kto będąc młodym nie był liberałem, ten nie może być dobrym człowiekiem. Kto w wieku dojrzałym nie staje się etatystą, ten nie może być człowiekiem mądrym. Może zresztą powiedział to inaczej…