Przejdziemy nad tym (i wszystkim innym) do...
Jak nie o krzyżu, to o polskim systemie sprawiedliwości… Kolejny świadek odwołał zeznania obciążające byłą minister Małgorzatę Ostrowską. Mniejsza o nią, chociaż to miła kobieta. Ale skąd się wzięły zeznania, że brała łapówki? Otóż w czasie rządów PIS do aresztu trafia komendant policji z Malborka, prywatnie znajomy Ostrowskiej. Posadzony (specjalnie!) z bandziorami szef policji musi walczyć o życie. Jaka jest droga ratunku? Złożyć zeznania na posłankę SLD. Natychmiast wychodzi, mija kilka lat i przed sądem odwołuje swoje zeznania. To oczywiście charakteryzuje dobrze rządy partii, która ma w nazwie i prawo i sprawiedliwość. Ale dlaczego idea aresztów wydobywczych (siedzisz w złych warunkach tak długo, aż na kogoś zakablujesz) jest ciągle możliwa w polskim systemie prawnym? Dlaczego prokuratura dostaje do ręki takie narzędzie? To jak danie małpie brzytwy!
Podobno jest kontrola sądowa nad prokuraturą… polskie sądy! Po jednej dobrej wiadomości (tej o Zakajewie) dzisiejsza prasa donosi o decyzji sądu rejestrowego w sprawie telewizji publicznej. Otóż odmówił on wpisania do rejestru dotychczasowego członka zarządu Ławniczaka jako pełniącego obowiązki prezesa. Ciekawe jest uzasadnienie – kodeks handlowy co prawda mówi, że można powołać p.o. prezesa, ale nie mówi dokładnie że można powołać członka zarządu na p.o. prezesa. Szanowny Sądzie Rejestrowy! Kodeks handlowy nie mówi także, że na p.o. prezesa można powołać blondyna albo prawnika. A jeśli już się znajdzie kandydata, który nie jest ani blondynem, ani brunetem, ani rudym, ani łysym; ani mężczyzną ani kobietą; bez zawodu – ale za to z imieniem i nazwiskiem, to wtedy trzeba będzie przypomnieć, że gdyby ustawodawca chciał aby Kowalski mógł zostać p.o. prezesa, to by w Kodeksie Spółek Handlowych to było napisane. Np. tak: „W warunkach wynikających z ustawy na stanowisko pełniącego obowiązki prezesa Spółki można powołać obywatela Nowaka lub Kowalskiego”.
No, ale wtedy otwiera się tak szerokie pole do interpretacji tego „lub”…
Czytam w gazecie tekst o wpływie języka, jakim się posługujemy, na nasze zachowania kulturowe. Mam swoje własne przemyślenia na ten temat. Otóż ciekawe jest, że w różnych językach używa się różnych słów z różną częstotliwością. Kiedyś dość dobrze mówiłem po rosyjsku. Dopiero po kilku latach nauczyłem się jak w tym języku brzmi „przepraszam”. Można było przejechać Związek Radziecki do granicy w Brześciu po Termez nad Amu Darią, i z powrotem – i ani razu nie usłyszeć tego słowa.
Wczoraj na posiedzeniu swojego zarządu nagle mam użyć słowa: skarżypyta. Że nie będziemy informować właściciela przejmowanej spółki o opóźnieniach w dostarczaniu materiałów przez jego pracowników, aby nie być skarżypytami właśnie. Kompletna pustka w głowie – jak jest po angielsku skarżyć? Pytam obecnych przy stole. Ludzie po amerykańskich uniwersytetach, o niebo lepiej wykształceni ode mnie. Nikt nie zna tego słowa. Może „complain”? Nie, to nie to samo. Szukamy w Internecie. To „sneak”… hm, chyba nigdy w tym kontekście się z tym nie spotkałem.
To nie znaczy oczywiście, że Rosjanie nie przepraszają, a Amerykanie nie skarżą… ale coś w tym musi być!
Ja bym chętnie się poskarżył, widocznie za mało amerykański jestem. Otóż znowu jechałem do pracy blisko dwie godziny. Z jednej strony, to wynik nowego odcinka buspasa na trasie Łazienkowskiej. Tworząc te buspasy władze Warszawy ustami pana za przeproszeniem Galasa namawiają mnie do korzystania z komunikacji miejskiej. Z mojej miejscowości do Warszawy nie ma autobusów, jest za to PKP i warszawska kolejka dojazdowa. WKD została własnością samorządów (w ramach prywatyzacji po polsku), a więc oczywiście nie ma pieniędzy na tabor i poprawienie torów, więc nie da się nią jeździć. A PKP właśnie remontuje przez kilka miesięcy tory i stąd dantejskie sceny. Ludzie, którzy dojeżdżali do pracy koleją zostali zmuszeni, aby przesiąść się do samochodów. Stąd moje dwie godziny jazdy….
Ale zbliżają się wybory samorządowe. Czy coś zmienią? Jeśli, to na gorsze. Gazeta Stołeczna przywołuje przykład radnego PO, który jako jedyny interesował się skrzyżowaniami i sekwencjami świateł. Ale nieopatrznie także zaproponował nazwę ronda „Wolnego Tybetu”. Jego pomysł najpierw poparł cały klub PO, ale potem przestraszył się swojej odwagi i ostatecznie rondo nazywa się po prostu „Tybetu”. Ale facet, który zaproponował użycie słowa „wolny” stał się podejrzany. Uznano, że nie jest wystarczająco partyjny do gry w drużynie. I w związku z tym nie ma go na listach PO w tych wyborach.
Aż nie chce się pisać… Więc na koniec już tylko jedna perełka. Broniąc swojej decyzji o zakupie Energi przez PGE rząd posługuje się opinią PricewaterhouseCoopers, jednej z czterech światowych firm audytorskich. Z opinii tej wynika, że decyzja jest zasadna a warunki dla konkurencji nie zmienią się istotnie. Cóż, PWC ma prawo do sformułowania takiej opinii na zlecenie klienta, którym jest resort Skarbu. Sęk w tym, że na początku tego roku PWC przygotowało opinię w tej samej sprawie, ale na zlecenie Energi. Ma ona diametralnie różne wnioski – efektem takiego przejęcia będzie spadek bezpieczeństwa krajowego systemu energetycznego, brak środków na inwestycje oraz wzrost cen dla konsumentów.
Gazeta przywołuje przytomny komentarz człowieka z branży – w tej sprawie można zasadnie bronić albo jednej, albo drugiej tezy. Ale nie obu.
Ja nie będę przypominał, że firmy audytorskie w świecie działają jak firmy energetyczne w Polsce – cały rynek został podzielony na czterech. Ale zawsze dziwiła mnie struktura kadry tych firm, z którymi przecież mam na co dzień do czynienia. Z jednej strony do grona partnerów przyjmowani są byli szefowie służb, różni Peteliccy czy Czempińscy; oraz byli prezesi dużych spółek i byli politycy, którzy mają przyciągać klientów. A jak już klient jest przyciągnięty, to do pracy zabierają się młodzi ludzie po studiach, których jedyne doświadczenie to budowa modeli finansowych.
Kryzys światowy pokazał jak niewiele warte są oceny firm rankingowych, jak firmy audytorskie nie potrafiły ocenić wartości i ryzyka. Ale ciągle mamy ślepe zaufanie do papierka z pieczątką znanej firmy. Aż firma zaliczy wpadkę, jak ta z PGE i Energą… nad którą to wpadką, zaręczam wszystkim, przejdziemy do porządku dziennego.