Nogi na Times Square
Po dwuminutowej przerwie… Dyskutując o rynku private equity w Polsce sięgamy do danych DealWatch zawierających szczegóły transakcji. Ku mojemu zdziwieniu okazuje się, że japońska firma Lotte zapłaciła za Wedla tylko 150 ml Euro, a więc jakieś 600 milionów złotych. Tymczasem my z Jutrzenką oferowaliśmy 50% więcej! Albo dane są nieścisłe (ale to solidne źródło), albo coś pokombinowano na podatkach, albo Kraft sprzedał firmę Japończykom taniej, aby nie wzmocnić lokalnej konkurencji.
Jak pojawiły się podejrzenia co do czystości procesu przy sprzedaży WBK, regulator już zapowiedział że zajmie mu ponad rok sprawdzenie tej transakcji – bo urażony się poczuł państwowy bank. Tutaj, ponieważ rzecz dotyczy prywatnej firmy – Japończycy dostali zgodę na Wedla w minimalnym możliwym czasie. Kolejny dowód na do to, że polskie władze mówiące o wspieraniu krajowych firm – mają na myśli tylko firmy państwowe. To one mają wykreować polską Nokię…
Duże plakaty z napisem „Wódka” – dokładnie tak, z kreskowanym „o”. Pod spodem, w nawiasach: „Vodka”. A potem, że to prawdziwa czarna rosyjska… Po rosyjsku tak się „wódka” nie pisze! Okazuje się, że to efekt wspaniałej reklamy wódki „Belvedere”. Duży napis: „Polska Wódka made in Żyrardów”. Doczekałem czasów, że aby sprzedać rosyjską wódkę, to trzeba jej nazwę w Stanach napisać po polsku!
Idę przez Times Square do wspaniałego sklepu Toy’R’Us. Szukam prawidłowości w kobiecych strojach. Mini spódniczki noszą już tylko Azjatki. Murzynki noszą jakieś legginsy, im większa ponad wszelkie proporcje pupa – tym bardziej obcisłe. Taki widok skłania człowieka do ascezy… Inne nacje chodzą w dżinsach. Nagle na tym tle ładne nogi w frywolnej mini… na ulicach Warszawy widok powszedni, tutaj zdecydowanie przykuwa wzrok. Times Square, jak Times Square – zawsze ten sam. Skupiam więc swoją uwagę na nogach. Właścicielka tychże nagle odwraca się i rzuca się w moim kierunku, wieszając mi się na szyi. So far so good – tylko dlaczego tak okropnie krzyczy? Okazuje się że na wprost niej, na środku chodnika przy Times Square, siedzi sobie i czyści wąsiki dorodny szczur. Zawsze uważałem, że szczury to inteligentne i miłe zwierzątka…
To już drugi dzisiaj mój do niczego nie prowadzący kontakt z ciekawą kobietą. Jest czwarta rano, różnica czasu sprawia że otwieram oczy i patrzę na tarczę z zegarem na moim telefonie. Nagle tarcza znika i bezgłośnie pojawia się napis: „numer nieznany”. Postanawiam odebrać. W słuchawce bardzo miły głos młodej kobiety:
„Czy pan W.?”
„Tak, słucham.”
„Czy może pan rozmawiać?”
„Jestem w Nowym Jorku i jest czwarta rano, ale już mnie pani i tak obudziła, więc słucham”.
To nieprawda, że mnie obudziła – ale niech ma poczucie winy. Pani śmieje się perliście i zachęcająco:
„Tu (imię i nazwisko) z Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego”.
I tyle z atmosfery flirtu…
„Pewno powinienem się bać, ale spodziewam się że jednak dzwoni pani w sprawie ZS?” – kolega stara się o certyfikat dopuszczenia do tajemnicy państwowej.
„Zgadł pan, kiedy pan wraca i będę mogła zadzwonić?”
Umawiamy się na telefon w przyszłym tygodniu. To mój pierwszy kontakt z tą instytucją, ale wielu kolegów mówiło mi, że zawsze trafiali tam na uroczą osobę… Albo wszyscy trafiamy na jedną i tą samą, albo instytucja ta potrafi przyciągnąć do pracy tylko urocze osoby…
A ja nie potrafię przyciągnąć do pracy kogoś, kto posługuje się językiem angielskim, potrafi połączyć pracę sekretarską z administracją biura, i ma w sobie więcej energii niż Mazowiecki o 7 rano…. Świat jest pełen takich osób, ale żadna z nich nie pojawia się na rozmowach kwalifikacyjnych w mojej firmie…