Wszyscy mogą, to czemu jedna Enea nie może?...
Nie przypominam sobie w moim długim życiu tak ładnego święta zmarłych. Czas ten trzeba było spędzać wśród drzew i na słońcu.
Chyba, że jest się inwestorem zainteresowanym grantem w ramach działania 4.5.1 dla największych inwestycji produkcyjnych. Tacy inwestorzy w ramach programu „Przyjazne Państwo” ustawili się przed długim weekendem w kolejce przed Ministerstwem Gospodarki, aby we wtorek (dzisiaj) złożyć rano wniosek – zgodnie z zasadą „kto pierwszy ten lepszy”. Ale nasi politycy są ludzcy, jak premier Pawlak zobaczył inwestorów układających się, jak bezdomni, w śpiworach przed budynkiem – kazał otworzyć drzwi i pozwolił im czekać te trzy dni na korytarzu.
Nasze państwo generalnie jest łaskawe dla inwestorów. Premier Pawlak pozwala im rozkładać śpiwory na korytarzu. Sąd w Wałbrzychu po dziesięciu latach przyznał rację facetowi, który kupił działkę na której chciał postawić osiedle domków jednorodzinnych. Dzisiaj już nie postawi – zmieniły się reguły gry. A przedtem też nie mógł, bo na jego działce bezrobotni kopali bieda-szyby. To jest nielegalne, ale policja i straż miejska wyrzucała nielegalnie kopiących z działek będących własnością miasta – sugerując, aby szli sobie pokopać na działce prywatnej. Człowiek osiedla nie postawił, ale na szczęście uszedł z życiem – tylko mu grożono, nie zdążono go załatwić.
Może nasza władza po prostu nie lubi przedsiębiorców? Wiadomo, nikt nie lubi prywaciarzy! Ale nastawiony optymistycznie do życia czytam o tym, jak traktuje się osoby niepełnosprawne i chore na Alzheimera. Państwo bardzo pilnuje, aby nikt nie mógł się zawodowo zajmować opieką nad takimi osobami. Jak tylko ktoś spróbuje, to zaraz go skontrolują i udowodnią, że przeznaczony na ten cel budynek pensjonatu nie spełnia norm szpitalnych. A jak ktoś chce to robić w domu? Proszę bardzo! Potrzebujemy wózek inwalidzki dla takiej osoby? Składamy dzisiaj zapotrzebowanie, już pod koniec stycznia – za trzy miesiące… będziemy mogli to zamówienie potwierdzić. Potem już tylko rok, i jak Bóg da i pacjent dożyje – będziemy mogli cieszyć się wózkiem. Potem w podobnym stylu nabędziemy materac przeciwodleżynowy. Na pionizator bym już nie liczył, ludzie z Alzheimerem tak długo nie żyją.
Czytam sobie o tych relacjach państwa i obywateli, i powoli cały miły nastrój po długim weekendzie szlag trafia. Kolejna informacja potwierdza moją wcześniejszą tezę na temat budowy dróg w stolicy. Wybiórcza publikuje mapkę z obwodnicami i drogami wyjazdowymi z miasta. Te, które mają szansę powstać przed Euro 2012 – powstaną. Te, które nie zdążyły – wypadają. Tytuł od redakcji: „Przez wiele lat nie uda się ukończyć tras ekspresowych wokół stolicy”. Gazeta znajduje nawet winnego – jest nim rybka o nazwie „strzebla błotna”. Że niby aby chronić tę niezwykle cenną rybkę, nasz symbol narodowy obok orła białego, do czasu aż się sytuacja tych rybek wyjaśni – wstrzymano budowę wschodniej obwodnicy. Zacytuję ks. Tischnera – to gówno prawda. Nie będzie się budowało dróg, bo nasze państwo buduje je tylko wtedy, kiedy potrzeba dowieź kibiców. Nie ma pretekstu w postaci meczy w piłkę nożną, nie ma dróg.
Zdecydowaliśmy się zorganizować mistrzostwa Europy w piłkę nożną, aby podnieść prestiż Polski. Prestiż ten niezwykle wzrośnie, jak dostaniemy w dupę od wszystkich gości i wypadniemy z hukiem już w eliminacjach. A drogi zakończą się w szczerym polu!
Niejaki Agaton Koziński w „Polska the Times” pisze tekst : „Demokracji nie buduje się za >Bóg zapłać<”. Te marne 200 milionów, jakie idzie na partie – budżetu nie uratuje. Może pacjenci nie czekaliby lat na wózek inwalidzki, może dałoby się wybudować żłobki – ale przecież za te pieniądze nie uratuje się posad dla tysięcy działaczy w administracji… Dlatego – sugestia, żeby te dotacje obciąć, to czysty populizm. Utrzymajmy te dopłaty, jednocześnie oczekując od wszystkich, że zacisną pasa. Utrzymajmy, bo jak partie będą się musiały same finansować – to jeszcze nie daj Boże powstaną nowe ugrupowania i pogonią naszą przedziwną koalicję Platformy z Pisem.
Wiadomo, wszystkie afery korupcyjne wybuchały wtedy, kiedy partie nie były finansowane z budżetu… co, nieprawda? Nawet jeśli to nie jest prawda, to jaki to piękny argument – korupcja albo budżetowa petryfikacja obecnego systemu partyjnego. Nasi politycy są tak chciwi i podatni na korupcję, że jak im się nie da tych milionów – natychmiast ukradną. A może jaki nie będzie tych milionów, to wiele z nich pójdzie – z chciwości właśnie – do jakiejś uczciwej pracy?
Skąd się bierze ta powszechna głupota? Mój ulubiony Groucho Marx przedstawił kiedyś kogoś w taki sposób: „Panowie. Ten facet może mówi jak idiota, ten facet może wygląda jak idiota. Ale niech to was nie zmyli. On naprawdę jest idiotą!”. W Rzepie prof. Andrzej Koźmiński najpierw z wyższością krytykuje Balcerowicza (wiadomo, dorobek prof. Koźmińskiego pozwala mu na nutę protekcjonizmu wobec jakiegoś tam Balcerowicza), że ma skłonność do radykalnych poglądów, które trzeba „moderować”. Prof. Koźmiński świetnie się to takiej roli moderatora nadaje. Twierdzi: „To mit, że wzrost gospodarczy jest tylko tam, gdzie niskie są podatki. Spójrzmy na Skandynawię”.
Amerykański miliarder John Paul Getty miał taką receptę na sukces: „Wstawaj rano. Pracuj do późna. Znajdź ropę”. Przynajmniej jeden z krajów skandynawskich zastosował się do przynajmniej jednej z tych rad. Ale spójrzmy też na co idą podatki w Skandynawii i w Polsce. Skandynawowie nie mają ambicji mieć najsilniejszej armii w regionie. Nie uważają też, że aby mieć swoją Nokię – to muszą mieć państwowe banki, firmy ubezpieczeniowe, stocznie, firmy zbrojeniowe, kopalnie, lotniska… Ups, oni mają swoją Nokię? U nich podatki idą na to, aby ludziom się łatwiej pracowało (żłobki, system edukacji, pomoc społeczna), aby ludzie chcieli się uczyć. W Skandynawii wózek dostaje osoba poszkodowana na drugi dzień po złożeniu wniosku, ale za to partie polityczne nie czerpią pełnymi rękami z budżetu.
Więc może problem nie w wysokości podatków, ale filozofii ich wydawania? Pieniądze z podatków wracają tam do ludzi. U nas – żywią klasę polityczną. Ale pan Koźmiński sam jest beneficjentem tego łańcucha pokarmowego, więc będzie mnie pouczał co jest dla nas dobre.
Enea jest przykładem ukochanego przez pięknoduchów w rodzaju Koźmińskiego przemysłu państwowego. Niedługo kupi ją Kulczyk, więc na odchodnym – wielka kampania z udziałem Żebrowskiego. Zgodnie z tą reklamą – Żebrowski chce się uczyć żyć w kontakcie z naturą. Dlatego pewnie w innej reklamie zachwala auto. Jako dyrektor teatru w centrum miasta (cytuję z pamięci) musi jechać właściwym samochodem. Zaraz, teatr, centrum miasta – więc może hybryda? Nie, Suv, a więc samochód terenowy mercedesa.
Skoro na tym polega życie w zgodzie z naturą, nic dziwnego że Enea reklamuje się hasłem: „czysta energia”. Ładnie brzmi. Znaczy że oni produkują energię z siły wiatru czy słońca? Hm, coś mi się wydaje, że jednak węgiel. Na czym polega jego czystość?
Dlaczego się czepiam tej reklamy? Odpowiedź jest prosta, bo jestem pieniaczem. Bo przecież póki co nie mamy wyboru, kto nam dostarcza energii. Więc cała ta kampania jest na pewno po to, by zapłacić gazetom i aby mogły zarobić agencje i pośrednicy. A że przy okazji robią nam wodę z mózgu, że z węgla powstaje czysta energia? Tak z ręką na sercu, wszyscy nam robią wodę z mózgu, to czemu akurat Enea nie może?!