Nasze, swojskie...
Umarł Dominik Jastrzębski, za dawnych lat minister współpracy gospodarczej z zagranicą. Miał tylko 68 lat… Dominika będę pamiętał za jego zawsze świetny humor i umiejętność zupełnego nie zrażania się gafami. Niech mu będzie dla potomności zapisany wkład w język polski – to on pierwszy przejęzyczył się (albo i nie – do dzisiaj nie wiem, czy to była wpadka czy po prostu Dominik tak myślał) i wypowiedział na forum sejmowym słowa „puszka z Pandorą”.
Prasa pełna analiz w jakim kierunku może się przeobrazić polska scena polityczna. Przeważa przekonanie, że Kaczyńscy i jego przyszli pogrobowcy zawsze mogą liczyć na 20-30% elektoratu. Przytaczałem już kiedyś opinię, że w każdym społeczeństwie 20% jest przeciwna zawsze i wszystkiemu. Skąd więc w Polsce te 30% potencjalnego elektoratu świrów? Nieoczekiwanie znajduję wytłumaczenie w książce o ewolucji. Otóż badanie Eurobarometru wykazały, że w Polsce jest największy w Europie odsetek osób, które są przekonane, że pierwsi ludzie żyli w tym samym czasie, co dinozaury. O ile w „normalnych” społeczeństwach większość ludzi kuma podstawowe fakty, to w Polsce takich niekumanych jest 33%. I to jest właśnie te 30%.
Z sympatią patrzymy dzisiaj na tych, którzy zostawiają PIS w ostrym konflikcie słownym ze świtą prezesa. Ale mimo osobistej sympatii do Asi czy Pawła – trzeba przecież pamiętać, że wiedzieli z kim mają do czynienia wcześniej. Ja rozumiem, że oni się tam znaleźli przypadkiem. Jak się wlezie między wrony, to się kraka tak jak one – ale to krakanie już nie było przypadkowe. Za swoje czyny trzeba ponosić konsekwencje. Czy to tak straszna konsekwencja odejść z polityki? Jako osoba, która zrobiła ten krok zapewniam – warto!
Ci sami kretyni, którym się wydaje że praczłowiek polował sobie na dinozaury (albo odwrotnie) wierzą w sprawiedliwość społeczną. Jedną z podstaw tej sprawiedliwości, jest progresywny podatek. Przez przypadek wystukuję „podatek liniowy” w googlach i trafiam na pracę Marcina Piątkowskiego, dyrektora ds. naukowych centrum badawczego TIGER (to centrum tego egocentryka Kołodki) w WSPiZ im. Koźmińskiego w Warszawie. Na prostym przykładzie pan Piątkowski udowadnia, że jeśli wprowadzi się podatek liniowy na poziomie 18%, to emeryt – dzisiaj płacący 19% - zaoszczędzi mniej więcej 30 złotych, a ktoś z pensją 15 tysięcy miesięcznie – zaoszczędzi 13 razy więcej.
Panie dyrektorze ds. naukowych (niech Bóg ma w swojej opiece WSPiZ im. Koźmińskiego w Warszawie!) Piątkowski. Jeśli podatek będzie ustalony na poziomie 19%, to emeryt NIC nie zaoszczędzi! Jeśli na poziomie 20% - emeryt straci. Dlaczego pan się ogranicza?
A może pana zainteresuje taki fakt, o którym donosi dzisiejsza prasa. Solorz z kolegą sprzedali Polsat za – bagatelka – 3.75 miliarda złotych. To jest, panie Piątkowski, 3 750 000 000 złotych. Podatek od tego według zasad sprawiedliwości społecznej powinien wynosić jakieś półtora miliarda złotych. Powinien, bo zgodnie z tymi samymi zasadami wynosi ZERO. Przedsiębiorcy nie są na tyle głupi, aby czekać na fiskusa w Polsce. Tu nawet nie chodzi o wielkość podatku, ale o sposób jego sprawdzania – nie każdy lubi przez pięć lat zastanawiać się, czy ma pieniądze czy może ma dług wobec fiskusa. A więc zakłada sobie tzw. spv (special purpose vehicle) bynajmniej nie w raju podatkowym, ale w jakimś normalnym kraju, gdzie obowiązują zasady sprawiedliwości bezprzymiotnikowej.
Wszyscy decydenci to wiedzą, ale strach zasugerować jakieś zmiany. Ludzie, którzy wierzą że dobry Pan Bóg stworzył dinozaury i ludzi w tym samym tygodniu, wierzą także w zasady sprawiedliwości społecznej. I głosują na swoich.
Już wiemy, że idioci są wszędzie. To nie jest bynajmniej domena wsi. Prominentnych kretynów widzimy i na wyższych uczelniach, i w ogólnopolskich gazetach. Mój od niedawna faworyt – red. Krzysztof Feusette jak nie może na drugiej strony Rzepy, to sięga po stronę 16. Dzisiaj krytykuje Jacka Żakowskiego. Zaczynam czytać z życzliwym zainteresowaniem – pomysły Żakowskiego powodują zwykle, że jeży mi się sierść (taki atawizm z czasów dinozaurów) na karku. Ale mój ulubieniec nie krytykuje treści. On skupia się na jakości pióra Żakowskiego. Otóż pan redaktor Żakowski za często używa „spójnika przeciwstawnego >ale<”.
Panie Feusette! Jak pan jest na tyle roztargniony, że katedra Notre Dame myli się panu (och, to taki żart ma być oczywiście, lekki jak dębowy stół) z katedrą dziennikarstwa Collegium Civitas w Warszawie – to niech pan zastanowi się nad swoim stylem. Żakowskiego wysyła pan do stolarni. A mnie się zdaje, że pan by się świetnie odnalazł w centrum badawczym TIGER WSPiZ im. Leona Koźmińskiego w Warszawie!
Allez!
Bronisław Wildstein na miejscu zarezerwowanym zwykle dla Feusette’a broni dzisiaj Pawła Zyzaka, laureata nagrody Mackiewicza. Przyznam się, że nie czytałem jego książki o Wałęsie. Ale Z. wskazała mi w samolocie fragment wywiady z Zyzakiem, który opisuje trudy badacza. Otóż bez wsparcia finansowego wyruszył on w podróż, tam gdzie nie ma komunikacji, gdzie nie starczało mu pieniędzy na noclegi i żywienie. Ale on pojechał, zdeterminowany aby dotrzeć do źródła prawdy. Gdzież to się tak wybrał? Afganistan? Biegun Północny? Patagonia? Nie, to Lipno – miejsce urodzenia Wałęsy i Balcerowicza.
A swoją drogą czy to nie dziwne, że oni obaj urodzili się w tym samym miejscu? Panie red. Wildstein – dlaczego nie ciągnie pan tej myśli? Jak dobrze poszukać, to i Michnika tam się jakoś da dokleić…
Jarosław Kaczyński zapytany wczoraj o Kluzik odpowiedział: „proszę mnie nie pytać, jakie mam buty, to nie jest ważne”. Kulturalny facet, mógłby powiedzieć – nie pytajcie mnie, w co wdepnąłem przed wejściem.
Ten kulturalny, czysty moralnie i nieskazitelny facet wystąpił na tej konferencji prasowej w otoczeniu byłych działaczy PSL, którzy wstąpili do PiS. Wśród nowych członków PIS znalazł się Bogdan Pęk.
Pisałem już o tym, ale oględnie. Przeciętny pisowiec wierzy w ludzi w czasach dinozaurów – a więc nie ma miejsca na chodzenie opłotkami.
W przedziale kolejowym pasażer opowiada dowcipy, wszyscy śmieją się do rozpuku.
„teraz będzie dowcip o milicjantach”.
Na to jeden z pasażerów poważnieje: „ja jestem milicjantem!”
„Nie szkodzi” – pada odpowiedź – „będę mówił powoli i wyraźnie, a jak będzie trzeba – powtórzę”.
Otóż panie Jarosławie Kaczyński. Był sobie kiedyś taki poseł, który w latach 90-tych brał pieniądze z firmy Philip Morris, najpierw za wycofanie sprzeciwu wobec prywatyzacji Zakładów Przemysłu Tytoniowego w Krakowie, a potem za wspieranie inicjatyw ustawodawczych korzystnych podatkowo dla Philipa Morrisa. Nie tylko brał sam, ale też ułatwiał i pośredniczył w przekazywaniu łapówek innym posłom.
Powtórzyć?
Ojej, coś mi się wydaje, że warto jednak zapytać o buty – bo w coś pan wdepnął. To gówno, w które pan wdepnął, to przecież polskie gówno. Więcej niż polskie, to nasze gówno.
To tylko nam, zgniłym wykształciuchom się może wydawać, że „nasze” i liberalne gówna śmierdzą tak samo…