I tak żle i tak niedobrze
W drodze do pracy krótka wizyta u lekarza. Konfuzja mojego opiekuna w Medicoverze – w sumie drobna przypadłość, ale okazuje się że nie wiadomo do kogo z tym iść. Dermatolog nie, bo miejsce nietypowe. Chirurg też nie, bo akurat tego obszaru nie obejmuje. Laryngolog teoretycznie tak, ale to w końcu chirurgia, więc będzie się od tego wymigiwał. Ostatecznie stanęło na onkologu. Bardzo dziękuję. Najbliższy termin – 13 grudnia.
Już w samochodzie przypominam sobie (oj, ta demencja starcza!), że przecież właśnie mój fundusz stał się właścicielem sieci klinik.
Jak ten starszy człowiek w aptece proszący o lekarstwo, ale nie mogący sobie przypomnieć – jakie.
„Może jakoś sobie wspólnie przypomnimy?” – uśmiecha się do niego farmaceutka. Tak zachęcony pacjent zaczyna próbę przypomnienia sobie.
„ma takie płatki…”
„Może jakieś zioła?”
„Nie zioła, to chyba raczej jakiś kwiat…”
„Mięta?”
„A jakiego koloru jest mięta?”
„Zielonego”
„To nie mięta w takim razie. Raczej czerwony”
„Czerwony jak róża?”
„O właśnie! Róża!” – pacjent odwraca się w stronę wejścia – „Różyczko, kochanie, przypomnij mi jakie lekarstwo miałem kupić?”
Przypomniałem sobie, więc sprawdzam - robią takie zabiegi. Im dłużej nie muszę do onkologa, tym lepiej. Po co wywoływać wilka z lasu?
Gazety już przeczytane, więc zaczynam się interesować drogą. Błąd. Jedziemy wzdłuż pasa dla autobusów na sporym odcinku od Alei Jerozolimskich, przez Grójecką, Żwirki i Wigury po aleje Niepodległości. Zajmuje to nam 20 minut w korku. W tym czasie po wydzielonym pasie przejechały dwa (słownie – DWA) autobusy. Jest dziewiąta rano, szczyt komunikacyjny. Dla kogo jest więc ten pas? Dla taksówek – fakt, przejechało tego trochę. Ale przede wszystkim dla cwaniaków. Liczyłem do stu, potem mi się odechciało.
Piękna lekcja skuteczności zarządzania moim miastem i moim państwem. Ja stoję w korku, a obok śmigają ludzie, którzy świetnie wiedzą, że szansa złapania i zapłacenia groszowego mandatu jest bliska zeru. Lekcja praworządności.
Podjeżdżam pod biuro i na ulicy Filtrowej znowu muszę swoje odczekać. Na zakazie zatrzymywania i postoju stoi kilkanaście aut wojskowych, w tym radiowozy Straży Granicznej. Proszę kierowcę, aby zwolnił i chcę coś powiedzieć panom w mundurach, ale w ten sposób już zupełnie blokujemy ulicę. Nie będę tego robił ludziom śpieszącym się do pracy. Ruszamy, odprowadzani kpiącym uśmieszkiem Strażników Prawa. Jacy strażnicy, takie prawo.
Nikt w tym mieście nie przestrzega prawa, więc dlaczego wojsko miałoby przestrzegać!?
To jakaś paranoja z tym prawem. Akurat teraz obudzili się prokuratorzy, aby wezwać (na razie jeszcze nie aresztowali – ludzkie paniska!) na przesłuchanie Ryszarda K. To nie jest bohater mojej bajki, ale też pretekst do tego wybrali genialny – działanie na szkodę swojej spółki. Bo zaryzykował w poszukiwanie ropy w Kongu i nie przewidział, że wybuchnie tam wojna.
Panowie prokuratorzy. A co z prezesem PKN Orlen? Kupił Możejki na Litwie i stracił kilka miliardów, bo posłuchał apelu śp. Lecha Kaczyńskiego. To się nie kwalifikuje jako działanie na szkodę spółki?
Prowadzę działalność gospodarczą i skóra mi cierpnie na karku jak sobie pomyślę, że moje decyzje biznesowe oceniać będą – obok moich inwestorów i akcjonariuszy – także prokuratorzy.
Czyli przeczyta sobie jeden z drugim stojącym ponad prawem niedouczonych prawników mojego bloga i postanowi mnie posadzić, abym po kilku miesiącach w areszcie wydobywczym sam do niego przyszedł z donosem na siebie?
Te kilka protestujących głosów, to za mało. Obowiązuje zasada – mnie to nie dotyczy. Jak „mnie” dopadnie, będzie za późno.
Dwóch turystów w górach Skalistych natyka się na niedźwiedzia grizzly. Jeden z nich zdejmuje plecak i szybko zmienia ciężkie buty wspinaczkowe na tenisówki.
„Zwariowałeś? Myślisz że będziesz szybszy od niedźwiedzia? – jego towarzysz mimo paniki jest rozbawiony.
„Nie od niedźwiedzia. Wystarczy że będę szybszy od ciebie..”
Każdy z nas indywidualnie, każde środowisko osobno – reaguje tylko na bezpośrednio na siebie skierowane zagrożenie. Dziennikarze są samotni, kiedy protestują przeciwko podsłuchom. Przedsiębiorcy zostają sami, kiedy pojedynczo wybiera się ich z kotła…
To kolejny powód, aby zastanowić się nad przyszłością mojego bloga. Tym bardziej, że nie można – jak mówią Rosjanie – i pieprzyć się i cnotę zachować. Z jednej strony to fajnie, że mogę napisać o Pęku że jest złodziejem – bo przeczyta to kilka osób zaledwie. A z drugiej strony za każdym razem wchodząc na adres www.blogi.pl mam poczucie jakiegoś absmaku.
Nie predysponuję do kategorii najbardziej popularnych blogów. I nigdy się tam nie znajdę. Blogi najbardziej systematyczne – tutaj czasem jestem wysoko, czasem mnie nie ma. Kiedyś czołowe miejsca zajmowały blogi stworzone z przypadkowo wygenerowanych liter. Nawet w tej sprawie pisałem do administratora – i o dziwo dostałem odpowiedź! Teraz wystarczy przez kilka dni pisać po kilka wpisów dziennie, aby znaleźć się na szczycie.
Ale już zupełnie mnie rozbraja kategoria zachęcająca do czytania – „najciekawsze blogi”. Wybaczcie, ale w całości zamieszczę te blogi (w całosci – to znaczy wszystkie wpisy od początku do końca blogu), które dzisiaj zajmują dwa czołowe miejsca. Na dalszych miejscach listy jest podobnie.
Administrator www.blogi.pl sugeruje, że najciekawszym blogiem na tym portalu jest blog pod nazwą: Zagłada Ludzkości. Oto cały ten blog:
Najnowsze Wpisy
Nie masz żadnych notek na swoim blogu.
To w sumie optymistyczne, że nie grozi nam zagłada. Może w tym jest jakaś myśl – ciekawe jest to, czego nie ma?
Kolejny ciekawy, ba – najciekawszy! blog ma nazwę: Pokrojona Marchefka i składa się z dwóch wpisów sprzed siedmiu lat:
2 Komentarze (0)
17. listopad 2003 18:28:00
czasem mysle, ze zyje w innym swiecie. wszystko jest dla mnie obce i nic nie rozumiem. dobrze mi jest tylko we wlasnym towarzystwie, z wlasnymi myslami... bo tylko te mysli sa takie, jakie chce. moje marzenia... ostatnio wlasnie ciagle marze, bo w realnym swiecie nie osiagne tego, co tam. kocham go! tylko w marzeniach jestem z nim... zacytuje tu piosenke iry, zeby miec jakis punkt podparcia: "Może masz kogoś, a może właśnie kogoś ci brak... Nie płacz, nie płacz, o nie!" i "Nie ma nikt takiej nadziei jak ja". ustosunkowujac sie do pierwszego cytatu - wlasnie, brak mi go, a tak bardzo go pragne... dawno juz nie mialam w sobie takiego goracego uczucia, tak bardzo rozpalonego uczucia! jestem blisko tej osoby, a jednoczesnie wiem, jak bardzo daleko... jakze bym chciala, zeby odwzajemnil moje uczucie, zeby poczul ten ogien, te motylki w brzuszku, zeby wiedzial, ze zawsze moze sie do mnie przytulic... ale nie... nie bede plakac, chociaz przyznam, ze w ciagu tych dwoch ostatnich dni zdarzylo mi sie to. z zalu za utraconym uczuciem... brak mi go, brak... a jednak ciagle mam nadzieje, pozwala mi ona zyc z ta miloscia, ktora niby jest bez sensu, ale ta matka-nadzieja... jakos nie pozwala mi rzucic w diably tego wszystkiego, znalezc innego faceta, tylko kaze mi ciagle trwac w goracym jak slonce uczuciu... uczuciu wielkiej, niespelnionej milosci... kocham!!!
pokrojona-marcheffka : :
1 Komentarze (0)
16. listopad 2003 19:03:00
Jestem pokrojona marcheffka... To jest moja drugie ja. Przybyszu, nie szukaj pierwszego, bo i tak ci nie powiem :P. Nie mam sprecyzowanych zamiarów, co do prowadzenia tego bloga, ale powstaje on po to, by pisać o rzeczach, których nie mogłoby powiedzieć pierwsze ja. Może z czasem mi przejdzie i zmienię koncepcję, ale póki co, to czuję się swobodnie pisząc różne rzeczy - i nikt nie wie, że to ja... To ja... Ja... ....
pokrojona-marcheffka : :
Jeśli do tego dodać fakt, że nie ma tutaj licznika wejść – to widać, że administratorowi nie zależy na tym, aby ktoś to miejsce poważnie traktował.
Postanowiłem więc, że zmieniam adres – za kilka dni zacznę na nowo, tym razem już całkowicie anonimowo.
W czasie lunchu szybko przebiegam wzrokiem po wywiadzie w Dużym Formacie z Baumanem. To jednak duża przyjemność posłuchać kogoś mądrego, nawet jak się z nim nie we wszystkim zgadzamy!
Bauman przytacza przykład ENRONU i stosowaną tam zasadę (którą opisałem w przypadku Novartisa) – coroczne wyrzucanie na bruk jednej trzeciej kadry. Bauman widzi w tym metodę na kapitalistyczną metodę zmuszania ludzi do większego wysiłku. Ja w tym widzę działanie na rzecz komfortu zarządu, który wraz z odchodzeniem od kapitalizmu ma coraz więcej do gadania. Bo co to jest kapitalizm? To ustrój gospodarczy oparty na prywatnej własności. W mega-korporacjach nie ma już prywatnej własności. Ludzie zarządzają majątkiem powierzonym i nie są poddani kontroli autentycznych właścicieli. W imieniu tysięcy akcjonariuszy występują regulatorzy z nadania politycznego. I potem się dziwić, że są kryzysy??
Bauman przywołuje ciekawą analogię. W społeczeństwie myśliwskim pozycja w szczepie zależała od tego, jak się poluje. Jeśli zamiast jednego dobrego myśliwego było ich na przykład pięciu – to było też pięciu ludzi na szczycie i wszyscy się z tego cieszyli. Dzisiaj na szczycie jest jeden – i tu cytuję za prof. Baumanem – wszyscy muszą temu jednemu dupę lizać.
Coś w tym jest. W korporacjach i w partiach politycznych.
Pytany przez dziennikarza, dlaczego krytykując władze swojego uniwersytetu nie zmienił go na inny – Bauman odpowiada: „Nie da się rozwiązać problemów przez zmianę miejsca. Ucieczka nie ratuje przed problemami – zabiera się je ze sobą”. To trochę prawdy, ale – może jednak jest to filozoficzne usprawiedliwienie przed inercją? Przed strachem zrobienia czegoś samemu, a nie tylko opisywaniu tego, co zrobili inni?
W innym miejscu pisze Bauman o „Zamku” Kafki i buncie mierniczego. Jego błąd polegał na tym, że buntujący się oczekiwał racjonalności. Ale Zamek robi zawsze rzeczy bezsensowne, i tym kompletnie zaskakuje buntownika.
Tu już wyraźna analogia do obecnej sytuacji. Kaczyński wykonuje ruchy absurdalne. Próba dyskusji z nim, przypomina bunt mierniczego w „Zamku”. Zamyka to nas w kręgu kafkowskiej niemocy.
Nawet teraz buntownicy z PIS chcą robić politykę taką, jaką w idealnym świecie robiłby Kaczyński – gdyby nie dał ucha złym doradcom, Ziobrze i Kurskiemu, a słuchał Kluzikowej i Kamińskiego. Czy taki przekaz może nas porwać do działania?
W najbliższych wyborach, poza dużymi miastami, będziemy głosować na ludzi, na konkretne programy, na konkretne dokonania. Dlaczego w „dużych” wyborach głosujemy na wodzów, na wystylizowany przez wizażystów nieprawdziwy obraz, na bajki?
A więc może błąd tkwi w nas samych? Może zamiast opisywać sytuację, trzeba coś zrobić?
Ale żeby coś zrobić, trzeba najpierw – znowu za Baumanem – lizać komuś dupę. I tak źle, i tak niedobrze…