Może jednak parytety?
Rzeczpospolita zachęca do prenumeraty wielkimi nakładkami reklamowymi. Pusta kartka i na tym białym tle tylko jedno pytanie: „Rok bez satyrycznych komentarzy Andrzeja Krauzego?”. Hm, może to jest i jakiś pomysł! Umówmy się, jak nie będzie tych komentarzy – to ja kupuję prenumeratę…
Znana wszystkim z ekranu, ze stacji radiowych, z okładek kolorowych czasopism, słowem – red. Olejnik - pisze w Wyborczej, że dzięki Kluzikowej prezes Kaczyński miał nawet świetne buty firmy Lloyd. Jestem załamany – red. Olejnik uprawia kryptoreklamę i do tego jakiegoś dziadowskiego wyrobu! Panie prezesie, czy Pan naprawdę nosił te buty? Zwracam uwagę, że to buty niemieckiej firmy robione w Niemczech! Teraz rozumiem, dlaczego wyrzucono Kluzikową!
I to nie jest górna półka. Jeśli, podobnie jak ja, ma Pan polskie (aż powiedzieć się chce – narodowe) wysokie podbicie i męczyłby się Pan w churchach – to polecam polską firmę Daniello. Wygodne jak cholera.
Zresztą ważniejsze od tego, jakie buty nosił prezes – jest to, co mu się do tych butów przyczepiło. Ostatnio przyczepił się europoseł Pęk. Nie znam go osobiście, ale wielokrotnie odbierałem od niego telefony w środku nocy, jak meldował leżącej obok mnie damie co udało mu się załatwić na froncie walki Philip Morrisa o wyższy zysk dla akcjonariuszy. Prezes oczywiście o tym nie wie, ale jakoś odpowiada mu ten rodzaj osobowości… Jak my w coś wdepniemy, też często o tym nie wiemy, tylko smrodek się roznosi wokół…
A tam przecież wysokie standardy moralne! Richard Henry Czarnecki, którego honoru nie splamił nawet romans z Samoobroną, w wywiadzie dla Polski tak nawiązuje do przypadkowego spotkania Kluzikowej z Palikotem: „Nie warto, aby prawicowy polityk tracił cnotę, spotykając się z Palikotem”. Ciekawe pytanie z logiki – czy można stracić coś, czego się nie ma?
Ja zresztą jako bezduszny finansista podchodzę do problemu cnoty profesjonalnie i za amerykańskim wydawcą i politykiem Clare Luce powtarzam: „Natura brzydzi się cnotą, bo to zamrożone aktywo”. A tymczasem aktywa powinny pracować.
Pisze o tym dzisiaj prof. Rybiński w tej samej gazecie, który – powiedzmy sobie szczerze trochę na wyrost – przyrównuje Kluzikową do Thatcherowej. Z własnego doświadczenia wiem, że nie jest to trafne porównanie. Dwadzieścia lat temu byłem u Thatcherowej na Downing Street z premierem Mazowieckim. W czasie rozmowy o tym, jak powinna wyglądać Europa po zburzeniu muru berlińskiego (a zwłaszcza jak pokazać Niemcom, gdzie ich miejsce) asystentka pani premier postawiła na podłodze filiżankę z kawą. Europa mogła poczekać, trzeba było opieprzyć dziewczynę, że teoretycznie może poplamić dywan. Czy tak potrafi się zachować Kluzikowa? Spójrzcie w jej oczy i sami odpowiedzcie! Tak zachowuje się prezes Kaczyński, ale jego nikt do Thatcherowej nie chce porównać. Czy to jest sprawiedliwe?
Rybiński trochę na wyrost komplementuje Kluzikową, bo na gwałt szuka kogoś, kto pogoni trochę Platformę do pracy. Co się stanie z Polska, jak nastąpi nieuniknione spowolnienie wzrostu gospodarczego do jakiś jeden-dwa procent? Teraz mamy większy wzrost, bo wydaliśmy 80 miliardów z Unii. To się skończy i wtedy będzie klops. Ale nasi rządzący myślą kategoriami „tu i teraz”, nikomu przecież nie udało się rządzić tak długo, aby ponieść konsekwencje swoich decyzji.
Spotyka się dwóch generałów: rosyjski i amerykański i aby nie poruszać tematów tajnych rozmawiają o diecie. Generał rosyjski zapewnia, że każdy rekrut dostaje dziennie dawkę dwóch i pół tysiąca kalorii. Trochę zdziwiony Amerykanin zauważa, że u nich to jest dokładnie dwa razy więcej.
„To niemożliwe!” – kategorycznie stwierdza Rosjanin.
„Dlaczego?” – Amerykanin jest autentycznie zdziwiony.
„Nikt nie jest w stanie zjeść tyle kartofli!”.
Nikt? Nas nie znacie, nam się uda! Jestem w stanie zrozumieć (co nie znaczy – wybaczyć), że politycy boją się dużych decyzji. Ale co im przeszkadza podjąć decyzje małe, których suma przekłada się na jakość funkcjonowania.
Były rosyjski kupiec odwiedza wiele lat po rewolucji październikowej swój stary sklep w centrum Moskwy. Na odchodnym pyta: „tuż przy wejściu stała zawsze taka duża beczka z kawiorem, komu ta beczka przeszkadzała?”.
Komu przeszkadza ustawa Wilczka z grudnia 1988 roku o wolności gospodarczej? Na mocy tej ustawy od złożenia dokumentów po produkcję mijało jakieś 6 miesięcy. Dziś na samo pozwolenie na budowę czeka się minimum 18 miesięcy.
Nikt nie lubi krytyki (powiedzmy sobie szczerze, my też nie lubimy). Dlatego, jak donosi dzisiejsza prasa protegowany Balcerowicza, Ryszard Petru, ma kłopoty z zatwierdzeniem do zarządu banku PKO BP. Bo jest protegowanym Balcerowicza krytykującego rząd. Jak to tłumaczy minister skarbu w wywiadzie dla „Super Expresu”: „nie ukrywam, że jestem w sporze z prof. Balcerowiczem (…). Szanuję prof. Balcerowicza za jego upór i odwagę z lat 90., choć tych zmian nie wprowadzał sam. Dlaczego jednak, pomimo sześciu lat jego rządów w roli wicepremiera, odziedziczyłem aż 1200 spółek? Też mógł je sprywatyzować. Ale nie zdecydował się na ich sprzedaż w tempie, jakiego wymaga od innych”.
Coś w tym jest. Profesor jest wybitnym naukowcem, ale chyba ciut mniej sprawnym praktykiem.
Kilka miesięcy temu spotkałem profesora na wręczeniu nagrody „Pępek Europy” w Podkowie Leśnej. W trakcie rozmowy zaproponował mi, abym wsparł jego Fundację Obywatelskiego Rozwoju. Kiedy powtórzył to w listownym zaproszeniu, wprosiłem się na rozmowę z prezesem Fundacji. Od ręki sfinansowałem jakiś bieżący projekt wraz z publikacją, umówiliśmy się na to, że będę informowany o inicjatywach i proszony o pomoc, nie tylko materialną. Potem zmienił się prezes. Nowemu prezesowi ponowiłem swoją deklarację pomocy. Minęło pół roku i dostaję telefon od prezesa, że tak mu miło z tym moim listem na biurku i że zdecydował się w końcu zadzwonić. To miło, że dzwoni. Po raz trzeci umówiliśmy się, że wesprę ich projekty – finansowo, organizacyjnie, gdzie mogę merytorycznie. Umówiliśmy się na maila z listą aktualnych potrzeb. Mija trzeci miesiąc i maila nie ma. I jak im można pomóc?
Ale chociaż min. Grad ma prawo się trochę obruszyć, nie można tak prosto odrzucić argumentów profesora. Może profesor nie potrafi prywatyzować, ale wie dlaczego to jest potrzebne. Jesteśmy otoczeni miliardem informacji, jak piasek na pustyni. Potrzebne jest wskazanie drogi, abyśmy nie kręcili się w kółko.
Gospodarce też są potrzebne drogi. Wiele się o nich mówiło w programie Platformy jak szła do władzy. Wiem, że przypominanie tego jest dużym nietaktem z mojej strony. Ale nie potrafię się zgodzić z faktem, że drogi w Polsce warto budować tylko na kilka meczy piłkarskich w czasie Euro 2012. Co nie da się zbudować przed mistrzostwami, to wypada z planów inwestycyjnych.
Z okna swojego biura widzę dwa potężne stadiony budowane w całości lub w dużej części za moje podatki – stadion narodowy i stadion Legii. Po obu stronach rzeki stoją stadiony, na których można tylko grać w piłkę (nie są dostosowane do innych dyscyplin, np. lekkiej atletyki). W planie jest dofinansowanie stadionu Polonii, czytam o planach rozbudowy stadionu Skry. Czy wyście ochujeli z tą piłką?
Spowiada się w konfesjonale golfista:
„Proszę księdza, zgrzeszyłem używając brzydkich wyrazów”
„Opowiedz mi synu, jak to było”
„no więc grałem wczoraj w golfa o mistrzostwo klubu i miałem na ostatnim dołku przewagę trzech uderzeń, kiedy pękł mi mój ulubiony kij”.
„To jeszcze nie powód, mój synu, aby używać brzydkich wyrazów!”.
„wiem, proszę księdza, ale proszę słuchać dalej. Sięgnąłem po stare kije i wykonałem uderzenie, ale piłka wpadła za linię drzew”.
„Zdarza się, ale to przecież nie powód?”
„Tak, tak wiem. Okazało się, że piłka nie wpadła w krzaki, więc udało mi się wrócić jednym uderzeniem. Zaraz potem zapomniałem wyjąć z dołka chorągiewkę i uderzona przeze mnie piłka odbiła się od niej, zamiast wylądować w dołku”
„To straszne, ale przecież nie powód?”.
„Tak, tak, piłka po odbiciu zatrzymała się dosłownie 3 centymetry od dołka. Tym razem wyjąłem chorągiewkę i przymierzyłem się do uderzenia, kiedy..”
„Nie chcesz mi chyba powiedzieć” – przerywa mu gwałtownie ksiądz – „że nie wbiłeś tej chujowej piłki z trzech centymetr ów do dołka?!”
Ludzie, na Boga! Ja wiem, że ziemia jest okrągła – ale to nie dlatego, że piłka (nożna czy golfowa) jest najważniejsza! Są jeszcze inne okrągłe przedmioty – na użytek naszych polityków przypomnę dwie z nich: jaja i głowa. Piłka ich nie zastąpi…
Teraz po tych nielicznych wybudowanych drogach jeździ sobie premier Tusk w kampanii wyborczej. Na zarzuty opozycji, że robi to na nasz koszt – odpowiada rzeczniczka sztabu Małgorzata Kidawa-Błońska, że jak już przyjedzie gdzieś jako premier – to trudno, aby się nie spotkał z kandydatami do samorządów.
Pamiętam ten dylemat w czasie wyborów prezydenckich w 1991 roku. Jako szef gabinetu Mazowieckiego zadbałem o to, by nikt nie mógł nam zarzucić łamania zasad (które wtedy nota bene dopiero się tworzyły). A więc uznaliśmy że jeśli jest choć jedno spotkanie wyborcze, to cały wyjazd ma taki – a nie rządowy – charakter. Że jeździmy na własny koszt, najczęściej pociągami. Że osoby z rządowego otoczenia premiera biorą na ten czas urlopy.
Strasznie to wszystko było upierdliwe… po co się więc przejmować?
Tusk jeździ, a Kaczyński – jak to Kaczyński – się obraził. Teraz obraził się na Warszawę. Jak Warszawa nie głosuje na niego, to sama sobie winna. Stąd po raz pierwszy w historii partii nie ma warszawskiego sztabu wyborczego, nie ma strategii lokalnej, nie ma kandydata na prezydenta który promowałby program PIS. Zgodnie z logiką obowiązującą w tej partii, za przyszły słaby wynik zostaną ukarani ci, którzy się starali – i struktury warszawskie PIS zostaną oddane ludziom z najbliższego otoczenia prezesa.
Ta moda na obrażanie się, stała się zaraźliwa. Czytam na zielonych stronach Rzeczypospolitej: „Cena z wezwania jest obraźliwa”. To na inwestora obraża się prezes Bogdanki. Zaczyna od tego, że ma za złe skarbowi państwa, że go sprywatyzował. Gdyby tego rząd nie zrobił, toby nikt nie mógł zrobić wezwania na jego akcje. Czy pan prezes o tym pamiętał, jak wprowadzał firmę na giełdę? Podsumowanie wywiadu: „Związki zawodowe w Bogdance nie chcą przejęcia, a ja, jak każdy zarządzający, chciałbym mieć spokój w kopalni”.
Niech na świecie będzie wojna, byle polska wieś spokojna… Chciałbym uspokoić pana prezesa. Jak New World Resources przekona akcjonariuszy do swojej oferty, to nie pan będzie się musiał martwić o spokój w kopalni. I pewno o to w tym wszystkim chodzi…
To taka mała lekcja ekonomii dla związkowców, którzy uważają że właściciele powinni się z nimi dzielić zyskiem. Stąd nacisk na płace, na przywileje socjalne, na ograniczenie inwestycji aby zostało do podziału. Tylko że to ma wpływ na wartość kapitalizacji spółki. To już nie jest problem związkowców. Nie jest, dopóki ktoś nie przychodzi i nie mówi – sprawdzam. Za taką cenę opłaca mi się kupić. I wtedy może się okazać, że produkcję można zorganizować inaczej, że cała administracja może być w innym miejscu, że traci się ciepełko bezpiecznej posady…
We wczorajszym Dużym Formacie prof. Bauman określał to mianem upokorzenia pracowników. Pan profesor nigdy nie siedział naprzeciwko działaczy związkowych w trakcie negocjacji. Wtedy trochę inaczej zdefiniowałby pojęcie „upokorzenia”.
Zresztą każdy z nas ma inną definicję. Ja czułbym się upokorzony biegając po Waszyngtonie i błagając, aby choć jeden miejscowy poseł spotkał się ze mną i wysłuchał mojej płaczliwej skargi na własne państwo. Ale Fotyga i Macierewicz nie mają poczucia obciachu.
Lekcja na dzisiaj? Aby zostać politykiem, trzeba być pozbawionym poczucia obciachu. W zasadzie żadne inne, poza – tu znowu dosłowny cytat z prof. Baumana – gotowością do lizania dupy swojego lidera, kwalifikacje nie są potrzebne.
Hm, biorąc pod uwagę ostatnie zdanie – zaczynam skłaniać się do parytetów w polityce…