Musi to na Rusi
Wczorajsza droga do domu blisko pięć godzin. Nawet trudno mieć do kogoś pretensje, chociaż w takiej sytuacji widać jak „nowoczesna” organizacja ruchu w centrum stolicy tylko powiększa chaos. Zżymałem się na brak policji, aż nie zobaczyłem dwóch karetek pogotowia eskortowanych przez radiowozy. Więc nawet na nich nie można się wściec bez poczucia jawnej niesprawiedliwości. Niech mi tylko ktoś znowu nie pisze, że to efekt uboczny globalnego ocieplenia!
Ku mojemu miłemu zdziwieniu pojawiły się wpisy nowych czytelników. Także, co nieuniknione, wpisy krytyczne. Ja już byłem rozpuszczony miłymi wpisami, teraz przychodzi czas zmierzyć się z realnym światem. Chciałbym utrzymać dialog, więc w odpowiedzi panu Kris’owi – wydaje mi się, że w publicystyce opisywanej przeze mnie wcześniej nie jest problemem atak (lub jego brak) na pojęcie „narodu”, ale posługiwanie się tym pojęciem w dyskursie społecznym lub co gorsza gospodarczym. Tak, jak nie akceptuję kiedy obecna władza (w tym mój przyjaciel) posługuje się pojęciem interesu narodowego uzasadniającego zaangażowanie państwa w tworzeniu czeboli; tak nie jestem w stanie się zgodzić kiedy z innych pozycji kryterium narodowe ma prowadzić do zastąpienia zdrowego rozsądku. A już całkowicie nie jestem w stanie zgodzić się na to, aby ktokolwiek pouczał mnie jak być lepszym Polakiem.
Zauważam brak w Rzeczypospolitej w ostatnich dniach red. Feusette - ciekawe, czy to zasłużony urlop czy ktoś się wczytał w jego teksty? Aby być obiektywnym, muszę przyznać że inspirował mnie ostatnio do działania bardziej, niż mój „ulubieniec” z drugiej strony wahadła – red. Żakowski. Panie Kris – zwraca pan uwagę, że tylko raz przyznałem się do swojej antypatii do niego. Zapewniam, pisałem o tym wcześniej. Naprawdę!
Tak, jak pojawili się czytelnicy bloga, tak nagle odbieram zaproszenia do wywiadów prasowych i telewizyjnych. Uspokajam - w tematach całkowicie nie związanych z tym blogiem. Ale czuję się śmiesznie, kiedy nagle mam autoryzować czy przygotować sobie tezy do rozmowy na żywo przed kamerą ze świadomością, że tym razem muszę ponosić odpowiedzialność za swoje słowa.
Co muszą teraz czuć ludzie, których słowa użyte wobec amerykańskich dyplomatów wychodzą lub dopiero wyjdą na światło dziennie? Pan Płaksa-Waszczykowski wyprzedzająco twierdzi, że ponieważ negocjował z Amerykanami twardo sprawę tarczy, to teraz oni mogą go ośmieszyć. Pamiętam, że odszedł z ministerstwa, ponieważ uważał że polski rząd zbyt twardo negocjował tarczę. Czy jeśli teraz się okaże, że był nielojalny nie tylko medialnie, ale także w bezpośrednich kontaktach – to będzie dalej wzorem patriotycznego urzędnika? Panie Ministrze! Niech pan się nie boi, że Amerykanie pana ośmieszą. Niech pan się pilnuje raczej przed samo-ośmieszaniem.
Zalewski w tej samej gazecie (Polska The Times) zwraca uwagę, że Amerykanie dla swoich celów nie wahają się wprowadzać w błąd sojuszników. Niby wszyscy wiemy, że tak jest – ale niemiło o tym przeczytać w dokumentach. Zalewski wyciąga stąd wniosek, że powinniśmy opuścić Afganistan. Ja uważam, że nie powinniśmy tam wchodzić. Ale ciekawsze dla mnie jest co innego – kilka miesięcy temu żyliśmy w przeświadczeniu, że gdyby PIS rządził, to mielibyśmy tarczę, a Platforma po prostu przesadziła z negocjacjami. Dzisiaj widać, że nie miało to żadnego znaczenia – decydowała postawa Rosji.
Niby nic nowego, ale jednak trzeba wyciągnąć z tego poważny wniosek strategiczny – nie możemy naszego bezpieczeństwa oprzeć całkowicie i wyłącznie na USA. Musimy dążyć do wzmocnienia zdolności obronnych w ramach Unii.
Im bardziej wczytujemy się w przecieki, tym żałośniejszy obraz polityki i polityków. Sam nie wiem, czy to optymistyczne czy pesymistyczne, że tak samo jest wszędzie, nie tylko w Polsce. Albo że gdzieś w świecie jest jeszcze gorzej – popatrzmy, co muszą czuć normalni ludzie w takich Włoszech na przykład?
W czasie wizyty Mazowieckiego w Rzymie, obok obowiązkowego spotkania z Papieżem, mieliśmy rozmowę z Andreottim. Nigdy nie zapomnę jego pogardy dla nas, parweniuszy z dzikiego Wschodu. Według niego powinniśmy mieć tyle rozsądku, aby nie wprowadzać w ambaras szanownych polityków demokratycznych krajów rozmowami na temat naszych aspiracji europejskich czy natowskich.
Kiedy to samo prezentował nam prezydent Bush, starał się nam ułatwić to przełknąć odnosząc się do globalnych interesów. Dla Andreottiego oczywistym powodem niemożności zrealizowania naszych aspiracji było nasze cywilizacyjne opóźnienie, nasza bieda i parweniuszostwo.
Ja jestem złym człowiekiem, ale miałem dziką satysfakcję, jak potem Andreotti uciekał do Afryki przed aresztowaniem. I dzisiaj, jak słyszę o zabawach bunga-bunga Berlusconni’ego – też mam przed oczami lekcję europejskiej kultury z ust oskarżonego o łapówki i zlecanie morderstw pana senatora Andreotti’ego!
Mało jest polityków, którzy pozwalają sobie na szczerość pokroju Roberta Strauss’a po przyjęciu nominacji na ambasadora USA do Rosji: „To 95% ego i 5% patriotyzmu. Tak mi się przynajmniej wydaje, że musi tam być coś z patriotyzmu..?”.
Musi to na Rusi, panie ambasadorze!