Nowej miotły nie będzie...
Co pewien czas dziennikarze przypominają sobie o Romanie Klusce. W wywiadzie dla Polska The Times cytuje dzisiaj Miltona Friedmana, według którego każdy rząd ma tylko jeden moment aby pokonać biurokrację. To się może zdarzyć tylko w ciągu pierwszych 100 dni, kiedy działa efekt nowej miotły i kiedy urzędnicy są sparaliżowani strachem. Potem jest to niemożliwe i nikomu w świecie się to nie udało. Dodam od siebie, że efekt 100 dni nie działa w przypadku drugiej kadencji… a więc mamy przechlapane.
Kluska twierdzi, że nie można usprawniać państwo małymi krokami, że trzeba działań na skalę Wilczka. Pamiętam, jak rządy pod patronatem generała Jaruzelskiego usiłowały wprowadzać w Polsce jakieś quasi-reformy. Próby ich wybiórczego wprowadzania można porównać do próby wprowadzenia na terenie kraju zamiast ruchu prawostronnego, lewostronny. To poważna operacja, nie można tutaj pozwolić sobie na błąd i zbytni pośpiech – więc na początek lewą stroną będą jeździć tylko taksówki i autobusy…
Nieśmiała reforma polegająca między innymi na uwolnieniu cen kilku produktów była kiedyś oceniania na forum Biura Politycznego PZPR. Mój ówczesny szef miał wypowiadać się w Sejmie, a każde takie wystąpienie musiało być przedtem skonsultowane na Biurze, więc nagle znalazłem się na zapleczu aby móc notować uwagi. Był taki członek Biura z Katowic, górniczy działacz o nazwisku Romaniuk. Zabrał głos mniej więcej w tym stylu: „Towarzysze, ja się co prawda na gospodarce nie znam, ale wydaje mi się że towarzysze z rządu zafundowali nam niezły bałagan. Moja żona mówi, że musi teraz chodzić do kilku sklepów, aby porównać cenę na śmietankę. Bo w każdym sklepie jest inna cena. Czy towarzysze w rządzie już zupełnie pogłupieli? Czy reformy mają polegać na tym, że nasze żony mają zapieprzać z jednego sklepu do drugiego, aby sprawdzać ceny? Czy to taki problem, aby zapewnić porządek? Od czego tam tyle towarzyszy pracuje?! To nawet jednej ceny nie można ustalić? Ludzie się burzą, mówią że to kolejny dowód na to, że rząd i partia nie panuje nad sytuacją. To bardzo niebezpieczne dla nas, dla Polski, dla socjalizmu. Towarzyszu generale – proszę zaprowadzić porządek, pogonić tych towarzyszy którzy nie rozumieją, po co ich do rządu posłaliśmy!”.
Generał zabrał głos, że reformy są niezbędne. Ale że nie można wprowadzać ich wbrew społeczeństwu. Że ważniejsze od reform jest przekonanie, że rząd i partia panuje nad sytuacją, że nie będzie chaosu i anarchii. Reformy trzeba z ludźmi przedyskutować, wprowadzać stopniowo, od doktryny ważniejszy jest bowiem porządek… Dlatego skupmy się na działaniu inspekcji robotniczo-chłopskiej, wzmocnijmy organy kontrolne, pokażmy że walczymy ze spekulacją i drożyzną.
Polecam ten wątek dzisiejszej władzy. Już mamy dziesiątki organizacji kontrolnych. Kolej nie jest w stanie ustalić, kiedy będzie jechał jakiś pociąg – ale Służba Ochrony Kolei może zbierać na nasz temat z podsłuchu informacje niejawne. Będziemy krytykować kolej, to znajdziemy się w bazie danych przeciwników Władzy.
Mówi Kluska – „regulowanie kolejnych sfer życia, zabieranie ludziom kolejnych obszarów wolności, wchodzenie urzędów z butami do prywatnych domów to nowa forma zniewolenia obywatela”.
Ależ panie Romanie! To wszystko przecież w naszym interesie, rząd i partia panuje nad sytuacją i nie pozwoli na jakieś gwałtowne ruchy! Że też pan tego nie rozumie! Nasz ukochany pan premier na początku października powiedział nam wszystkim, że przeprowadza się do Sejmu, aby osobiście pilnować wielkiej ofensywy legislacyjnej. Pamięta pan? „Codziennie będę w Sejmie, będziecie mogli monitorować moje działania na rzecz pracy nad tym pakietem ustaw, bo to jest dla mnie naprawdę śmiertelnie poważne zadanie i do Gwiazdki zdążymy z większością projektów”.
Że co, że premier szybko przestał bywać w Sejmie i że nie widać efektów wielkiej ofensywy? Na PR się pan nie zna, panie Kluska. Ot co.
Adiutant pędzi z wrzaskiem do Czapajewa:
„Towarzyszu Dowódco! Biali oficerowie gwałcą Waszą Maruszkę! Odbijamy ją?”
„Ot, durak ty, durak” – odpowiada Czapajew – „ty durniu niczego nie pojmujesz z pryncypiów wojny biologicznej!”.
No właśnie, Kluska! Trzeba znać pryncypia funkcjonowania państwa.
Premier Putin, którego czasami próbują naśladować nasi politycy (vide spotkanie premiera Tuska z OFE) zna te pryncypia, w końcu to spadkobierca Czapajewa. Zapytany wczoraj, czego w rzeczywistości chcą opozycjoniści, na przykład Borys Niemcow – odpowiedział „władzy i pieniędzy”. Kto, jak kto ale on wie. W końcu oni chcą tego, co on ma teraz.
Borys Niemcow był za Jelcyna wicepremierem, a wcześniej merem Niżnego Nowgorodu (dawniej – Gorki), gdzie realizowany był z przytupem duży liberalny eksperyment gospodarczy. Zjechało się wtedy do tego miasta dziesiątki doradców międzynarodowych instytucji finansowych. Opowiadała mi znajoma Amerykanka, że organizowała jego wyjazd do Stanów. W Atlancie Niemcow pojawił się na śniadaniu z gradową miną. Kiedy nie reagowała, po chwili sam wyrzucił z siebie: „I co, nie zapytasz jak było?”. „Jak było co?”. „Nie udawaj, że nie wiesz. Ale ja się nie dam prowokacji! Wyrzuciłem tę Murzynkę za drzwi!”.
Okazało się, że pan premier uznał pokojówkę, która wieczorem przyszła mu zasłać łóżko za panienkę przysłaną do pokoju. Przestraszył się CIA i FBI, postanowił nie dać się podejść i z bólem (podobno była ładna) z niej zrezygnować.
Ale to był generalnie ludzki pan. Kiedy inna Amerykanka zakochała się w Rosjaninie, w prezencie ślubnym zrobił tego chłopaka szefem jednej z największych rosyjskich firm. A co, mógł to zrobił.
Nasz rząd może nie budować dróg po Euro 2012, to nie będzie budował. A co?! Nie podoba się komuś? Przynajmniej na kilka lat - co w praktyce oznacza, że czekamy na kolejną sportową imprezę uzasadniającą budowę – odłożone zostały WSZYSTKIE inwestycje drogowe na wylotach z Warszawy. Tu brakuje miliarda, tam brakuje 190 milionów… Ale znalazło się 4 miliardy na autostradę z Rzeszowa na Ukrainę. Taki tam ruch? Nie, ale to droga która przyda się przez te dwa tygodnie Euro 2012.
Pisałem wczoraj o całostronicowej reklamie agencji rozwoju przedsiębiorczości. Teraz rozumiem, skąd w tygodnikach w ubiegłym tygodniu pojawiały się kilkustronicowe wkładki reklamowe głównej dyrekcji dróg. Jak się kończy budować drogi, to trzeba się zareklamować…
Drogi kończymy budować, ale zakończyć trwający od 10 lat proces Jaruzelskiego za „sprawstwo kierownicze” zabójstwa robotników 40 lat temu na Wybrzeżu – nie da się zakończyć. Choćby dlatego, że z wokandy grudniowej spadły wszystkie planowane terminy rozpraw. No cóż, to zrozumiałe – Jaruzelski był zbyt zajęty doradzaniem prezydentowi, pisaniem listów otwartych, pokazywaniem się w mediach, generalnie budowaniem swojego PR – że dla sądu zabrakło czasu.
Ale bądźmy fair – może rząd skupić się na PR, to co, Jaruzelski nie może?!
Zresztą są ważniejsze sprawy od gospodarki, reform, sprawiedliwości. Pełnomocnik Rogalski ma na przykład poważne wątpliwości, jak zginął Gosiewski. Nie rozumiem tych wątpliwości. To chyba oczywiste, że zginął od strzału w głowę. Zabójca następnie wyskoczył z nisko lecącego samolotu (a niby z jakiego innego powodu leciał on na wysokości 8 metrów?!) i jeszcze zdążył podstawić brzozę pod skrzydło. I niech mi ktoś powie, że było inaczej! No niech spróbuje, jakiś Żyd i zaprzaniec spróbuje zaprzeczyć prawdzie!
Przegraliśmy przed Trybunałem Sprawiedliwości sprawę o pisownię polskich nazwisk na Litwie. Pochodzący z Finlandii rzecznik Trybunału uznał, że Litwa ma prawo zapisywać jak chce nazwiska swoich obywateli. Jeśli ktoś tam przyjedzie, to może sobie zostać z oryginalnym nazwiskiem, ale Litwini mają się pisać po litewsku. Cóż, skąd w Finlandii mają wiedzieć, że Polacy na Litwie (a przynajmniej w okręgu wileńskim) byli tam wcześniej, niż Litwini .
Twarde prawo, ale prawo. Wspomniany Fin zapatrzył się na to, co skandynawscy sędziowie wyrabiają z Justyną Kowalczyk i się po prostu dostosował.
Mamy podobno największą firmę na Litwie. Nazwijmy Możejki rafinerią im. Piłsudskiego, wyrzućmy tam z pracy wszystkich, którzy mają w nazwisku takie „c” z wichajstrem, zamknijmy litewskie szkoły i zlikwidujmy litewskie nazwy na polskim pograniczu – i powołajmy się na konstytucję.
Bo to działa tak. Mówią nam Amerykanie – o niczym innym nie marzymy, tylko o zniesieniu wiz dla Polaków. Ale takie mamy prawo. Mówią nam Litwini – po nocach nie śpimy, że tak was traktujemy. Ale to jest zapisane w naszej konstytucji, to co możemy biedni zrobić?
Ameryka wymusiła na Japonii po drugiej wojnie światowej zmianę konstytucji. Kraj ten nie miał mieć armii, poza oddziałami przeznaczonymi do samoobrony. Kiedy lata potem Zachód żądał od Japonii udziału w budowaniu militarnej odpowiedzi na ZSRR – Japończycy odpowiadali, że oni bardzo chętnie. Ale konstytucja im nie pozwala. I kiedy inni płacili na zbrojenia, oni te pieniądze ładowali w gospodarkę.
Bo to właśnie odróżnia dobrego prawnika od złego. Dotyczy to także polityków i urzędników. Najlepiej to ujął J.P. Morgan na początku ubiegłego wieku: „nie chcę słyszeć od prawników czego mi nie wolno; zatrudniam ich po to, by mi mówili JAK zrobić to, co chciałbym osiągnąć”.