Trzeba wracać do pracy...
Coraz więcej ludzi zamiast tradycyjnych kartek, wysyła świąteczne maile. Ja rozumiem, że to oszczędność papieru i czasu – ale traktuję takie życzenia jako spam. I tak jak spam traktuję. Czy to znaczy, że jestem staroświecki?
Ciekawe, ile w takich od razu wyrzuconych do kosza życzeniach mogło znajdować się rzeczywiście ciekawych informacji? Nigdy się nie dowiem… Tymczasem normalne kartki zawsze mogą zawierać niespodzianki. Dostaję od pani, którą widziałem kilka razy w życiu (ostatnio dwa lata temu) najpierw zaproszenie na wigilijną imprezę, potem maila z przypomnieniem, a na końcu kartkę do której załączona jest wizytówka z numerem komórki i ręcznie dopisane życzenia: „niech magia świąt Bożego Narodzenia wypełnia ciepłem wszystkie mroźne dni, a blask gwiazd przypomina, że czasem wystarczy tylko wypowiedzieć życzenie”. Tu następuje imię (w zdrobnieniu) i nazwisko… Ja tu się oferowałem z pisaniem poradników jak się zachowywać w różnych sytuacjach życiowych, a sam jestem bezradny jak Kwaśniewski bez Joli. Wypowiedzieć to życzenie czy udać, że nie zrozumiałem?
Taką samą bezradność odczuwam patrząc na to, co się dzieje na Białorusi. Ile trzeba cynizmu i hucpy, aby w dniu wyborów pobić kontrkandydatów i wsadzić ich do więzienia. Na oczach świata. Wychodzi Łukaszenka z lokalu wyborczego, trzymając za rękę ubranego w ciemny garnitur, koszulę i krawat swojego małego klona – i mówi że po wyborach chłodne ostatnio stosunki z Rosją będą się poprawiać, relacje z USA będą dobre, a w przypadku współpracy z UE wszystko zależy od Brukseli. Wiecie, co jest w tym wszystkim najgorsze? Że ma rację!
Nasza polityka nastawiona była na to, aby nie wepchnąć Łukaszenki w objęcia Rosji. Zlikwidowali nam związek Polonii, zabrali jej majątek, biją na ulicach ludzi którzy mają czelność stawać w wyborach – a my chcemy dialogu, bo zawsze może być gorzej. Wikileaks donosi, że Łukaszenko dorobił się skromnego majątku – jakieś marne 9 miliardów dolarów. Niech się wszystkie nasze Kulczyki i Solorze uczą biznesu od tego dyrektora kołchozu, który wodzi za nos cywilizowaną Europę.
Nawet nie mam żalu do naszych polityków (zwróćcie uwagę proszę na mój koncyliacyjny, przedświąteczny nastrój!). Bo przecież już dawno ustaliliśmy, że kulturalny człowiek nie ma szans w konfrontacji z chamem. Ale też konsekwencją takiego stanu rzeczy jest to, że kulturalny człowiek z chamem nie rozmawia. Odgrodzić się od nich i poczekać. Nie ma narodu białoruskiego (jak mawiali Rosjanie – to nie narodowość, to charakter) i nie można liczyć na to, że go obalą. Ale niezbadane są wyroki boskie i trzeba wierzyć w boską sprawiedliwość.
Cieszę się, że na naszym własnym, polskim podwórku są jeszcze sądy stojące na straży sprawiedliwości. Otóż okazuje się, że w ramach jakiejś polityki prorodzinnej niektóre samorządy stosują w opłatach za przedszkola ulgi na drugie i kolejne dziecko. Ale na szczęście są jeszcze sądy, które na wniosek wojewodów ulgi takie kwestionują. Jak mówi pani Teresa Kaczmarek, dyrektor wydziału kontroli wojewody lubuskiego, wprowadzenie takich ulg narusza art. 32 konstytucji, który stanowi że wszyscy są równi wobec prawa. Gdyby – jak nakazuje logika – opłata za kolejne dziecko była wyższa, władza nie musiałaby sądownie korygować rozpasania samorządowców. Ale zniżka? To przecież woła o pomstę do nieba. Zacznie się od zniżki na kolejne dziecko, a potem zaczną się żądania innych przywilejów! Państwa na to po prostu nie stać. Czy jeden z drugim warchoł tego nie rozumie?
Państwo ma przecież ważniejsze wydatki. Weźmy tylko pierwszy przykład z brzegu – pracownicy KGHM. Ci biedni, zapracowani ludzie zarabiają miesięcznie zaledwie 8 tysięcy 700 złotych. Mają zaledwie 14 miesięcznych pensji, w tym roku ponieważ firma wypracowała zysk – dodatkowo 4 miesiące, łącznie 18 miesięcznych pensji). I jakieś gówniane dodatki – ponad 2 tysiące na wypoczynek, drugie dwa na dzieci chodzące do szkoły (tzw. kredkowe – zwracam uwagę, że na kolejne dziecko przysługuje kredkowe w tej samej wysokości, trzeba przecież pamiętać o konstytucji, kurna!), 6 tysięcy na dodatkowy fundusz emerytalny, 1762 złote za deputat węglowy.
To jest zgodne z konstytucją, ulgi na przedszkole dla rodzin wielodzietnych – już nie. Ponieważ nasz system prawny opiera się na zasadzie – kto może przyjechać autokarami do Warszawy i wpierdolić policjantom przed Sejmem, ten ma. Rodzice nie zorganizują się i nie przyjadą, to nie mają. Rację trzeba sobie wywalczyć sztachetami na ulicy. Czy to tak bardzo różni nas od Białorusi?
Wikileaks który przyniósł nam wiedzę, ile Łukaszenko mógł zaoszczędzić sobie ze swojej rządowej pensyjki – przynosi także opinię o jakości polskiej armii. Atakowanie wojska polskiego to przejaw braku patriotyzmu. Oni nie po to umierali za wolność naszą i waszą… Ja już nie mówię o tym, że najłatwiej było przeżyć II wojną światową służąc w wojsku (wielokrotnie więcej zginęło cywili niż wojskowych), ale tu właśnie chodzi o to, by ci ludzie nie musieli za bezdurno umierać.
Pisałem w ubiegłym tygodniu o powrocie do blaszanych hełmów (bo zapomniano sprawdzić atest kevlarowych) albo o upieraniu się, aby „zgodnie z tradycją narodową”, ale w sprzeczności ze zdrowym rozsądkiem i instynktem samozachowawczym malować na każdej wolnej powierzchni pojazdów powietrznych wielkie i jaskrawe szachownice.
Gen. Petelicki w dzisiejszej Polsce przypomina przykład ostrzału patrolu w Afganistanie (ten, w którym zginął kapitan Ambroziński) który trwał sześć godzin. Ja rozumiem, że można czasem dać się zaskoczyć, ale żeby nie można było przez sześć godzin zorganizować wsparcia?
Nie chcę dyskutować na temat Nangar Khel (też jestem przeciwko zbrodniom wojennym i bezkarności w wojsku), ale jakoś przechodzimy do porządku nad faktem, że amunicja zbaczała z kursu o 800 metrów! Bo kupowana jest w polskich zakładach zbrojeniowych, oddanych w pakt związkowcom, żyjącym w symbiozie z pasibrzuchami z MON.
My się ekscytujemy tym, co ewentualnie skorygowano w raporcie o katastrofie smoleńskiej. Ale spójrzmy na to z tej perspektywy – w odstępie kilkunastu miesięcy przez brawurę, brak wyszkolenia, nieprzestrzeganie zasad, łamanie reguł przez wysokie dowództwo – najpierw w katastrofie ginie całe dowództwo wojsk lotniczych, a potem – całe dowództwo armii, a przy okazji prezydent i dziesiątki innych oficjeli. I co? Jedni kretyni krzyczą że zamach, a drudzy – że nacisk zmarłego prezydenta.
Nie wiem, czy kontrolerzy w Smoleńsku zrobili wszystko, co trzeba. Ale wiem, że ktoś jest odpowiedzialny za sposób działania tej armii. Ten sposób widać po katastrofie casy i tutki, po tym co i jak kupuje, po tym co się dzieje z absolwentami amerykańskich uczelni wojskowych (najpierw się wysyła tam oficerów, a po powrocie wypycha się ich z armii), nawet po tym co i jak parkuje na ulicy Filtrowej w Warszawie przed budynkiem MON.
Jeden minister odpowiedzialny za infrastrukturę urywa budowę dróg, których biedak nie zdążył zbudować na Euro 2012, po czym funduje nam horror na PKP. Za karę wyrzuci kilku urzędników. Drugi minister bawi się ołowianymi żołnierzykami, przy okazji dopuszczając do śmierci niewinnych ludzi i marnując miliardy z naszego budżetu. Tutaj nawet nie ma mowy o jakiejś odpowiedzialności.
Szlag trafia mój koncyliacyjny, przedświąteczny nastrój. Zanim się całkiem zapienię, trzeba wracać do pracy…