Duże orangutany nie muszą gwałcić
Uwolniona z aresztu domowego birmańska noblistka w wywiadzie dla Gazety Na Święta zastanawia się nad możliwością zaproszenia do Birmy generała Jaruzelskiego. Chce mianowicie dowiedzieć się, co takiego ma generał Jaruzelski, czego nie mają generałowie birmańscy co pozwoliło w Polsce na demokratyczne zmiany. Pani Aung San Suu Kyi (przyznam, że nie wiem co w tym jest imieniem, a co nazwiskiem – więc nie pozwalam sobie na skróty) spędziła wiele lat w areszcie, na dodatek tysiące kilometrów stąd. To biedna nie wie, co się wydarzyło w Polsce i chce bez sensu narażać schorowanego człowieka na długą podróż. Generał nie miał już komu (w Moskwie pojawił się Gorbaczow i na krótką chwilę Rosja zrezygnowała z imperialnych ambicji) i za co (Polska zbankrutowała) służyć. Na dodatek ten wybitny strateg nie docenił siły opozycji i pozwolił na wybory tak skonstruowane, że nie mógł w nich przegrać. I jako wybitny taktyk – te niemożliwe do przegrania wybory jednak przegrał.
W czasie wczorajszych noworocznych spotkań miałem okazję powspominać sobie stare czasy. Padło pytanie – czy byliście „wtedy” na podsłuchu? Na stałym. Już po odejściu premiera M. generał cytował mu zniesmaczony całe zdania, jakie wypowiadał w zaufanym gronie, przy wódeczce. Jeden z moich wczorajszych rozmówców, w tamtych czasach bliżej munduru, opowiadał że generał nabył w czasach kierowania jednostką w Szczecinie takiego samego zwyczaju, jak później Lech Kaczyński – zaczynał dzień od szczegółowej informacji kto z kim, gdzie i jak. Nie wiem, jak kończył dzień Kaczyński – ale generał siedział po nocach czytając między innymi stenogramy podsłuchów. Mam zresztą wrażenie, że i dzisiaj te setki tysięcy podsłuchów nie idzie na marne, bez czytelników…
Pada pytanie – dlaczego Rakowski nie lubił się z Messnerem? Złożyło się na to z pewnością wiele przyczyn, ale też przysłużyła się temu polityka kadrowa generała. Messner ma zostać premierem, zostaje wezwany do generała. Dzwoni Rakowski: „Zbyszku, stary nas wzywa razem. Wiesz o co chodzi?”. Messner zgodnie z prawdą odpowiada, że nie ma pojęcia. Spotykają się we trójkę. Generał zagaja:
„Jak wiesz, Mieciu, Zbyszek kompletuje rząd” – wszyscy obecni potakują, wiedzą – „i Zbyszek nie widzi ciebie w tym rządzie”. Messner kamienieje (nigdy na ten temat z generałem nie rozmawiał – rząd kompletuje przecież generał, a nie Messner), kamienieje także Rakowski (widząc skrajną nielojalność profesora). Po takiej rozmowie nie ma mowy o zaufaniu pomiędzy profesorem a redaktorem, natomiast generał może już z sympatii zaproponować Rakowskiemu stanowisko w Sejmie.
Chichot historii sprawia, że dzisiaj Jaruzelski może jeździć po świecie z wykładami, jak to obalił komunizm w Europie Wschodniej.
Także wczoraj, już wieczorem, dotarłem do ostatniej strony Rzeczypospolitej, a na niej długa laurka na temat obecnego i przyszłego (jest jedynym kandydatem) prezesa PGNiG. Uwielbiam czytać takie teksty. Facet jest pracoholikiem, co odbija się na jego życiu rodzinnym. Proszę sobie wyobrazić, że ostatnio kilka miesięcy pracował po 24 godziny na dobę! To może dajcie mu odpocząć, przecież facet się przekręci?
Skoro tak mocno był zaangażowany w pracę, to jak tylko skończył negocjować – to pewno zajął się rodziną, nad brakiem kontaktu z którą publicznie narzeka? Okazuje się, że nie. Jak nie pracuje, to samotnie rusza konno na ukraiński step. W ubiegłym roku spędził tam kilka tygodni na samotnej wędrówce…
Gazeta pisze, że facet nienawidzi medialnego szumu wokół swojej osoby. Skromny taki po prostu. Ja go widziałem tylko raz w życiu, jak na za sponsoring swojej firmy (z naszych pieniędzy) wystąpił na telewizyjnej gali z szefową Jedynki Schymallą. Jego rola sprowadzała się do powiedzenia (na wyraźne przypomnienie ze strony Schymalli, bo facet zbyt się ekscytował swoją na scenie obecnością by o tym pamiętac) „dobry wieczór”. Chyba go na tę scenę zapędzili szantażem? A może po prostu się czepiam, jak to pieniacz, bez sensu. Czy można być prezesem gazowego monopolisty państwowego bez pokazania się na scenie w czasie dużej oglądalności? Taka praca po prostu… bo przecież do tego, by rzeczywiście negocjować nikt go nie dopuszcza?
W sumie – idealny kandydat na szefa PGNiG. Jedyny, cieszący się poparciem Rządu i Partii. Tylko dzisiaj usłyszałem w radio, że urząd antymonopolowy wszczął przeciwko PGNiG postępowanie za zawyżanie cen…
Zdecyduje się dzisiaj los min. Grabarczyka. Arytmetyka sejmowa jest nieubłagana, więc chyba go koalicja obroni. Szkoda, bo potrzebne jest politykom memento – że jak się posyła kolegów i protegowanych do pracy, to za efekty ich działań można jednak z czasem ponieść konsekwencje. Po nowym roku pokazywano dantejskie sceny (już po zmianie wiceministra infrastruktury) na dworcach, bo zabrakło wagonów. Dzisiejsza prasa donosi dlaczego tych wagonów zabrakło – jakoś nie pomyślano, żeby przedłużyć atesty. W rezultacie kolej ma mniej więcej połowę (jak mawiają matematycy – „większą połowę”) ustawioną na bocznicach. Ale już 30 grudnia 2010 ogłoszono przetarg na zrobienie atestów.
Ale znowu – co ja się czepiam min. Garbarczyka? Przecież to porządny człowiek. Tak przynajmniej twierdzi prezydent Łodzi, która zapewnia mieszkańców tego miasta, że żadna inwestycja drogowa w tym mieście nie spadnie z listy – bo pilnuje tego najlepszy Łodzianin, Garbarczyk. No dobry i koleżeński człowiek po prostu!
Co mnie dzisiaj dziwi? Dziwi mnie przede wszystkim rzadka konsekwencja polskiego wymiaru sprawiedliwości. Pisałem niedawno, że nazwanie policjanta przez pijanego prokuratora „psem” nie jest obrazą funkcjonariusza. Okazuje się, że zastosowana wtedy wykładnia ma zastosowanie także wtedy (w co – biję się w piersi! – wątpiłem) kiedy sprawa dotyczy nas, prostych ludzi. Sąd uznał, że nazwanie pochodzącej z Rosji mieszkanki Świętokrzystkiego „ruską kurwą” nie wyczerpuje znamion obelgi. Po prostu tak się na świętokrzyskiej wsi mówi…
Muszę tutaj wyjaśnić, skąd w moim blogu tyle wulgaryzmów. Częściowo dlatego, że często są to cytaty. Ale „prawdziwa prawda” jest głębsza – jak mnie kiedyś ktoś będzie chciał oskarżyć za poniżenie, to wtedy zgodnie z prawdą będę mógł twierdzić – w Internecie, także na moim blogu, tak się po prostu mówi. A jak „się mówi”, to znaczy że jest to już norma społeczna, nie podlegająca penalizacji.
Kolejny – jakże pozytywny! – dowód na konsekwencję wymiaru sprawiedliwości, to zastosowana w praktyce równość wobec prawa. Nie tylko taki Kluska et consortes musieli (muszą) czekać latami na wykonanie wyroków. W kamienicy w Rembertowie prywatny nabywca kamienicy z lokatorami nie mógł się doczekać, aż mu wymrą. Dlatego odciął im wodę i gaz. Sąd już po roku kazał przywrócić wodę (sprawa gazu jest trudniejsza – trzeba wynająć biegłego). Minął rok od wyroku, ale wody nie ma. Przecież sąd nie będzie ganiał po Rembertowie i sprawdzał wykonanie wyroku, a policja ma ważniejsze sprawy niż jego egzekwowanie. Taki dzielnicowy na przykład musiał pójść do tych ludzi i im przypomnieć, że jeśli przyjdzie im do głowy odblokowanie wody samodzielnie – to przecież będzie to samowola! Myć się pod butelką wody mineralnej, srać do wiadra i czekać na sprawiedliwość. Sprawiedliwość boską oczywiście. Jak się ma 75 lat, to trudno wymagać innej.
Co mnie nie dziwi dzisiaj? Puls Biznesu pisze dzisiaj: „Tomasz Zadroga, prezes PGE i szef rady nadzorczej Polkomtela, słynie ostatnio z kontrowersyjnych decyzji – a to chce kupić Energę, a to ratuje wpływy prywatyzacyjne, kupując od resortu skarbu resztówki (…)”. Panowie redaktorzy! Kto, on podejmuje takie decyzje?! On się przecież tylko pod nimi podpisuje.
Swoją drogą to ciekawy proces, ta opisywana dzisiaj sprzedaż Exatela. Sprzedaje PGE, jej prezes jest szefem rady nadzorczej Polkomtela. Stąd od razu na wejściu eliminuje z procesu konkurentów Polkomtela – do due diligence nie zostali dopuszczeni najbadziej zainteresowani Netia i GTS, a następnie Mediatelowi tak utrudniono życie, że sam się wycofał. A na końcu – niespodzianka. Polkomtel nie dostał zgody na złożenie oferty. I trzeba zacząć od początku. PGE jest spółką giełdową, pod kontrolą państwa, strategiczną… Takie standardy prowadzenia procesu, jaka strategia.
W Gazecie na Święto prof. Pawłowski z katedry antropologii Uniwersytetu Wrocławskiego pisze o agresji i przemocy. Że jest ona w pewnych granicach niezbędna do funkcjonowania społecznego. Takie sobie ble ble, aż dochodzi do oceny przemocy u kobiet. Według pana profesora nie jest ona uwarunkowana ewolucyjnie, nie ma uzasadnienia biologicznego i w związku z tym praktycznie nie występuje. Trochę się to kłoci z następnymi tekstami w tej gazecie o charakterystycznych tytułach: „Kobieta nie patrzy ofierze w oczy” (to o kobietach krwawo kierującymi mafiami), „Nie bij mnie, żono” (o przemocy w rodzinie ze strony kobiet), „Faceci we mgle” (o mężczyznach bitych przez kobiety).
Ale tezy prof. Pawłowskiego mnie nie dziwią w kontekście jego innych obserwacji. Na przykład gwałt. Pisze profesor ze zrozumieniem: „gwałt musimy potępić, ale trzeba zrozumieć sam biologiczny mechanizm. Podlegają mu też np. orangutany”.
Dalsza lektura przynosi nam dodatkowe wyjaśnienia. Otóż okazuje się, że gwałcą tylko małe orangutany. Duże tracą popęd seksualny? Nie, one nie muszą gwałcić. Z dużym orangutanem KAŻDA samica pójdzie dobrowolnie!
Ciekawe, jak oni to zbadali?