Szczerze? Potrafię sobie wyobrazić
lotnisko Okęcie, teraz ciut sympatyczniejsze z nową poczekalnią klasy biznes (zajęło to wiele miesięcy uzgodnień między resortem infrastruktury i skarbu), ale ostatecznie jest. Resort infrastruktury nie daje sobie rady z drogami i koleją, ale poczekalnię po jakiś trzech latach rozmów otwarto! Hurra! Tylko panie i panowie na recepcji jeszcze bardziej niż poprzednio nieprzyjaźni.
Próba odebrania z biura LOT faktury VAT. Okazuje się, że jest to niemożliwe – zmienił się VAT i informatycy LOT do dzisiaj (a jest 13 stycznia) nie potrafili tego rozwiązać. Dobrze chociaż, że samoloty latają! Mam trochę czasu, więc szczególnie starannie przygotowuję się do kontroli bezpieczeństwa, aby uniknąć macania po jajach. Błąd! Za bardzo się staram, czym wzbudzam czujność panów z kontroli i jestem szczególnie starannie macany. Oni chyba to lubią, bo nie widzę innego wyjaśnienia.
Już w samolocie, lecąc we mgle, czytam o raporcie MAK. To trochę masochistyczna lektura w tych okolicznościach. Wszyscy skupiają się na tym, że rosyjska komisja mniej się zajmuje kontrolerami lotu. Tak się kończy zawsze, kiedy ktoś zmienia swoje zasady na czyjaś prośbę. Rosjanie po prostu nie powinni pozwolić naszym lecieć na to lotnisko. I tak zresztą będzie w przyszłości – będą latać do Katynia przez Moskwę. Bo wyobraźcie sobie – pozwolili i nasi się rozbili. A więc winni!
Czytając Gazetę widzę jak wiele ciągle niedopowiedzeń. Nasi prosili o tzw. lidera i nie dostali odpowiedzi. Na dowód tego fotokopia clarisu, czyli korespondencji dyplomatycznej między… no właśnie, między kim a kim? Mnie to wygląda na tekst do polskiej ambasady w Moskwie aby taki lot zgłosiła i uzgodniła czyszczenie wychodków i przysłanie lidera. Claris jest w języku polskim, rozdzielnik wskazuje na placówki dyplomatyczne w Moskwie i Mińsku, w kopii protokół polskiego MSZ. Różne szczegóły, w tym nazwisko kapitana – który jednak samolotu ostatecznie nie pilotował. To do kogo w końcu wysłano ten clarin? Jeśli do Rosjan, to dlaczego po polsku?
Może zamiast zastanawiać się, czy kontrolerzy powinni zabronić lecieć – ktoś by się zapytał, co zrobiło polskie MON po prawie identycznym wypadku samolotu casa? Czy przeglądnięto procedury, czy zmieniono sposób szkolenia, czy wzmocniono kadry?
Ci, którzy mnie czytają wiedzą jaki jest mój stosunek do Rosjan. Ale dlaczego minister obrony narodowej nie poczuwa się do żadnej odpowiedzialności? To trochę poważniejsza sytuacja niż bałagan na kolei. W MON nie ma chęci do zmiany czegokolwiek, generałowie w mercedesach klasy S jak biskupi w polskim kościele – old boys club, nikogo nie można skrytykować, nic nie można zmienić. Nawet jeśli przysłużył się do tego PIS poprzez prezydencką kontrolę awansów generalskich, które wypromowały takich ludzi jak gen. Błasik – to jednak ogólny widok naszej armii w świetle tych wypadków (ale przecież nie tylko!) jest marny. Jeśli ten wypadek nie skłania do refleksji, to co innego może to zrobić? Przegrana wojna!?
Torańska publikuje ciekawą rozmowę z ambasadorem Bahrem. Opowiada, jak przygotowywał te wizytę. W pewnym momencie obrusza się na zły obyczaj nie dopraszania do rozmów w cztery oczy ambasadorów. Podaje przykład rozmowy Wałęsy z Jelcynem, bez Cioska. Nie jestem w tej sprawie obiektywny, bo sam ten obyczaj niejako zainicjowałem. Taka sytuacja wynika z dwóch powodów – brak zaufania do ambasadora, który jest z reguły przyjacielem jakiegoś polityka niekoniecznie z naszego rozdania, jest akurat najmniej ważna.
Po pierwsze – generalnie spadła ranga ambasadorów. Kiedyś kontakt między państwami odbywał się z konieczności tylko przez nich. Dzisiaj są telefony, samoloty pozwalają na szybkie przemieszczanie. Głowy państw po prostu rozmawiają ze sobą bezpośrednio. Ambasada nie tylko nie jest pośrednikiem, ale może też nie orientować się w aktualnych stanie rozmów.
Po drugie – spotkania plenarne zawsze odbywają się z udziałem ambasadorów. Ale coraz częściej dochodzi do coraz ważniejszych rozmów w tzw. cztery oczy. Takie rozmowy nigdy nie są w cztery oczy. Są tłumacze i jest miejsce na ograniczoną liczbę współpracowników. Z reguły jest to współpracownik premiera lub prezydenta. Obecność ambasadora wymagałaby doproszenia kolejnej osoby z drugiej strony – i rozmowa przywódców zmieniłaby się w kolejne rozmowy plenarne. Tylko po to, a by pan ambasador nie poczuł się urażony!
Nowy kierownik działu zagranicznego Gazety, Parafianowicz, publikuje tekst „Co wolno wojewodzie, to nie Węgrowi”. To rzadki dzisiaj przykład zdrowego rozsądku. Mamy do czynienia z krzykiem w Europie, że Orban dokonuje gwałtu na wolnej konkurencji. Ale kiedy robią – tu padają konkretne przykłady – to Niemcy, Francja czy Holandia – to jest to kapitalistyczny patriotyzm. Tego już nie ma u Parafianowicza, ale to co wolno Berlusconiemu (bo to duży, stary, bogaty kraj) to nie wolno Orbanowi (bo to mały kraj na dorobku).
Kilka stron wcześniej Gazeta jednak uderzyła w te same tony. Szef chadeków w Parlamencie Europejskim Joseph Daul przestrzegł premiera Węgier że nie do zaakceptowania będzie przyznanie praw wyborczych mniejszości węgierskiej na Słowacji czy Rumunii. Brawo Gazeta! Teraz proszę być konsekwentnym – Polacy mający podwójne obywatelstwo np. USA głosują w wyborach prezydenckich i parlamentarnych. Jakim prawem? Zabrać im to prawo! Tylko PIS na tym straci. Albo odpieprzcie się od Węgrów z podwójnym obywatelstwem.
Jakoś tak powoli generuje się w moim blogu kolejna stała rubryka – sądowa. Codziennie dostajemy dowody na to, że nasz system sprawiedliwości działa co najmniej dziwnie. Sąd w Świdnicy odrzucił wniosek o unieważnienie wyborów samorządowych w Wałbrzychu. Uczestnik dziennikarskiej prowokacji, która dowiodła faktu kupowania głosów został bowiem do świadczenia w tej sprawie namówiony przez pracownika telewizji. Sąd nie odnosił się do faktu, czy była to prawda czy nie. Ale świadek nie wypowiedział się do kamery z własnej woli, tylko zachęcony przez dziennikarza. Jestem zbyt głupi, aby zrozumieć jak inaczej taka wypowiedź mogłaby się odbyć.
W Limanowej, gdzie zwarte oddziały policji przez kilka godzin broniły Romów przed linczem, prokuratura przygotowała akty oskarżenia tylko wobec Romów. Bo sprowokowali zajścia swoim chamstwem i pewno na dodatek tym, że w oczywisty sposób są Romami. Ale co sprowokowali, skoro według prokuratury nie było żadnych zajść, a policja – jak rozumiem – przyjechała do Limanowej na wypoczynek?
Był sąd, była prokuratura – to została jeszcze policja. W sobotę kierowcy zaalarmowali policję, e na poboczu drogi bije się kilkuset mężczyzn. Fakt ten, a także fakt dokonania przy okazji pobicia ze skutkiem śmiertelnym, potwierdził dwuosobowy patrol policji. Na szczęście nie dali się pobić.
Komentuje to w Gazecie Prawnej dr Bukowski. Stawia bliską mojemu sercu tezę, że winny jest system oceny policji z liczby wystawionych mandatów, a nie za zapobieganie przestępstwom. Ja już straciłem ochotę do zrozumienia, czym nasza policja się kieruje – poza chęcią wnerwienia ludzi. Jadę wczoraj do domu. Makabryczny korek na Jana Pawła II przy dworcu centralnym. Wszystkie pasy zajęte przez próbujących zjechać ze skrzyżowania (efekt działań pana za przeproszeniem Galasa, złośliwego miejskiego inżyniera ruchu). Na rondzie przy dworcu od lat nie ma policji. Czasem da się przejechać, kiedy korek rozładowują zdesperowani pracownicy miejskich tramwajów. Po przejechaniu ronda – kolejny korek przed idiotycznie rozplanowanym rondem Zawiszy. Nie można na niego wjechać, bo ciągle pojawiają się wpychające nielegalnie z buspasa auta cwaniaków. Przede mną stoi 10 aut, czekam cztery zmiany świateł. Oczywiście – jest to całkowicie bezkarne. Nie ma policji. Teraz przez chwilę luźniej, bo do następnego skrzyżowania na drodze pojawiają się tylko te nieliczne auta, którym udało się przejechać przez rondo Zawiszy. Co to oznacza? Że można przyśpieszyć. Widzę w kamerze, że na poboczu stoją dwa auta policyjne. Zatrzymuje się przy nich – co panowie tu robią? A co to ciebie obchodzi? A więc jesteśmy na ty? Jak jesteśmy na ty, to zamiast stać tu z radarem dopilnuj synku, aby, stojąc w kolejce do ronda Zawiszy nie musiał czuć się jak palant tylko dlatego, ze chcę przestrzegać prawa. Policjant baranieje i na wszelki wypadek wraca do swojego auta. A ja dochodzę do wniosku, że (poza tykaniem) facet jest boga ducha winny – to przecież jego dowództwo ustala, żeby tam stanąć.
Współczuję tym, którzy będą mieli pecha i zostaną złapani. Mieli pecha, bo na tym odcinku jak się da wszyscy jedziemy 80 km na godzinę.
Co mnie dzisiaj zdziwiło? Rzeczpospolita sięgnęła po wybitny autorytet naukowy dla obrony rządu w sprawie emerytur. Zabranie nam pieniędzy jest moralnie słusznie – dowodzi wyciągnięty z niebytu dr Leon Podkaminer. Ostatni raz o nim słyszałem, jak doradzał PZPR przy okrągłym stole. Wciskam Google z jego nazwiskiem – same artykuły krytykujące Balcerowicza. Po raz kolejny się dziwię i muszę zapytać – czy Rzeczypospolita musi już posługiwać się wykopaliskami? Żyją jeszcze ludzie, którzy tego pana pamiętają! Sama nienawiść do Balcerowicza nie wystarcza!
Co mnie nie dziwi? Piłkarz Babel z Liverpoolu tak się wściekł na opisywanego przeze mnie sędziego Howarda Webba, ze wrzucił jego zdjęcie w dorobionej koszulce Manchester United na Twittera, gdzie zapytał: „Nazywają go jednym z najlepszych sędziów? To żart”. Już po kilkudziesięciu minutach wpis zniknął, a federacja piłkarska grozi autorowi zawieszeniem. Nie tylko w Polsce mamy taki stosunek do piłki. W Anglii też można krytykować premiera, można krytykować członków rodziny królewskiej – ale nie sędziego piłki nożnej. Jak pan Howard Webb zgwałci kiedyś na boisku młodego piłkarza, albo wybije oko komuś kto mu się mniej spodoba – to też nie będzie podlegał prawu (tak długo, jak zrobi to na stadionie) tylko przepisom piłkarskim. A sędzia ma zawsze rację!
A my wszyscy, w Anglii i w Polsce, potakujemy głowami i mówimy: piłka uzasadnia wiele rzeczy, zwalnia z odpowiedzialności. Nie można krytykować działaczy, bo wykluczą z rozgrywek. A nie ma gorszej rzeczy, niż takie wykluczenie. Potraficie to sobie wyobrazić?
Szczerze? Ja potrafię sobie wyobrazić życie w taki wykluczeniu. Wszystkim na dobre by to wyszło!