Nie można mieć wszystkiego :)
Kolejny dzień sprawdzania, komu służy buspas na trasie Łazienkowskiej od Jerozolimskich do Niepodległości – dzisiejszy wynik to 46 nieuprawnionych aut, 6 taksówek i 2 autobusy. Kolejny dzień zaczynający się od poglądowej lekcji przestrzegania prawa.
Słucham TOK FM, co o tej porze (między 8. a 9.) nie jest bezpieczne. Już przyzwyczaiłem się do tego, że omawiając politykę każdy może postawić nawet najbardziej bzdurną tezę i zawsze znajdzie się grono, które poważnie pochyli nad tym głowę. Do takiej sytuacji, bez poczucia komfortu, ale jednak życie mnie już przyzwyczaiło. Ciągle jednak fizycznie cierpię, kiedy podobne sytuacje dotyczą gospodarki. Dzisiaj mój ulubieniec, red. Gdula, znowu wrócił do swojego pomysłu powszechnego dochodu gwarantowanego. Prowadzący audycję red. Żakowski skomentował, że to ciekawy pomysł, a pozostali publicyści dodali usłużnie, że na dodatek realny – bo w systemie są na to pieniądze. Te pieniądze to złożone w ZUS pieniądze na nasze emerytury. Red. Gdula skromnie uzupełnił, że tych pieniędzy „chyba” jednak nie wystarczy, trzeba będzie dołożyć z podatków.
Ci sami komentatorzy, a także np. Wyborcza – w ostrych słowach krytykują fakt, że OFE postanowiły się bronić. Padają słowa o lobbingu, którego skala jest zagrożeniem dla państwa. Czyli jak państwo robi zamach na nasze pieniądze, to jest to jego zbójeckie prawo. A próba obrony – jest oczywistym lobbingiem. A lobbing jest niebezpieczny, bo łamie monopol władzy na informację. W programie EKG red. Mosz zaczyna od pytania, czy ktoś z jego gości jest członkiem władz jakiegoś OFE. Wszyscy ze wstrętem się od tego odżegnują. Ja sam stanę jutro przed takim pytaniem – więc z wyprzedzeniem odpowiadam: nie jestem i nie mam żadnego interesu w obronie OFE. Wróć – mam interes. Mam szczery zamiar dożyć emerytury i nie chcę jej dostać z łaski państwa. Wolałbym mieć świadomość, że sam na nią zapracowałem. Wiem, że to niebezpieczne oczekiwanie – zaczyna się od świadomości, że emerytura nie jest świadczeniem socjalnym – a może się skończyć na twierdzeniu, że to nie państwo utrzymuje mnie, ale to ja (i miliony innych obywateli) utrzymuje państwo.
Red. Bojanowski w Wyborczej stawia zarzut OFE, że marnuje pół miliarda rocznie na prowizje dla akwizytorów. Zarzut poważny, ale czy to wina samych OFE? Wszyscy wiemy, że mają one narzucone przez pracodawców ograniczenia inwestycyjne. Ale zapomina się o jeszcze gorszym moim zdaniem ograniczeniu – a mianowicie rozliczaniu ich efektywności kwartalnie. Na całym świecie fundusze emerytalne są inwestorem długoterminowym, w Polsce – krótkoterminowym. Porównywanie ich w układzie kwartalnym (jak odstają od peletonu –mają konsekwencje finansowe) sprawia, że OFE działają stadnie. Wszyscy albo nikt. Więc jak można dokonać wyboru funduszu dla siebie? Decydują akwizytorzy. Jak im się nie da prowizji, to przejdą wraz ze swoimi „duszami” do konkurencji. To element kosztowy wbudowany w system przez prawodawców, a nie widzimisie funduszy, które po prostu lubią marnować pieniądze na akwizycje.
Pracuję w branży, która w całym świecie żyje w dużym stopniu z pieniędzy funduszy emerytalnych. Z całego świata, tylko nie z Polski. Na udanych inwestycjach w polskie firmy zarabiają emeryci ze Stanów, całej „starej” Unii Europejskiej i Azji. Polscy emeryci muszą się zadowolić z inwestycji na polskiej giełdzie. OFE są jednym z głównych inwestorów w czasie prywatyzacji. Proszę sobie otworzyć dzisiejszą prasę i zobaczyć, ile zarobili na odtrąbionych jako sukces prywatyzacjach np. PZU czy Giełdy…
Wydawało się, że Smoleńsk „przykryje” nieudolność rządu, ale okazuje się że skala zaniedbań jest tak wielka, że i to postrzegane jest jako dowód na brak realnego przywództwa. Odczuwam niezdrową satysfakcję z faktu, że władza wreszcie na własnej skórze przekonuje się, jak brakuje na co dzień jasnych rozwiązań prawnych i możliwości jednoznacznej interpretacji. To spuścizna po poprzednim systemie. Czytam w prasie rosyjskiej komentarze na temat raportu MAK, co ciekawe – często krytyczne. Jakaś dziennikarka pyta retorycznie – a czego można się było spodziewać? Standardem w naszym kraju (w tym przypadku – Rosji) jest skupienie się na tysiącach nieistotnych szczegółów, a pominięcie meritum. Jak w przypadku śmierci na dyskotece, kiedy opisano nawet kolor gaśnic, ale nie zauważono że ludzie podusili się w wyniku oparów palącej się nielegalnie zamontowanej dekoracji.
My krytykujemy MAK za to, że dwukrotnie czy trzykrotnie wspomniał o alkoholu we krwi gen. Błasika. To oczywista złośliwość, taka informacja powinna być – zgodnie z duchem pełnej otwartości i jawności – utajniona. Gen. Błasik, siedząc w kabinie pilotów – ta informacja ukazała się tylko raz – nie miał zapiętych pasów. Pasy nie obowiązują polskiego generała!
W starej anegdocie kapitan, który przyjechał z misją wojskową do Paryża postanowił odwiedzić burdel. Wybrał atrakcyjną panienkę, zrobił co miał zrobić i zabiera się do wyjścia. Panienka delikatnie mu przypomina:
„Panie kapitanie! A pieniądze?”
Na to kapitan z dumą: „Polski oficer, madame, nie bierze pieniędzy!”.
Co mnie dzisiaj dziwi? Urząd antymonopolowy nie wydał zgody na transakcję zakupu Energi przez PGE. To tylko potwierdza, że UOKIK jest jednym z nielicznych polskich urzędów, który jest przewidywalny. Zupełnie jak nie w polskiej administracji, przed złożeniem wniosku można się spodziewać kiedy taka zgoda zapadnie, a kiedy zostanie odmówiona. Sam się w ostatnich tygodniach starałem o trzy takie zgody i ku mojemu zdziwieniu – wszystkie je dostałem miesiąc przed ustawowym terminie.
Jak się ta sprawa skończy? PGE się odwoła do sądu i zgoda zostanie udzielona. No cóż, nie można mieć wszystkiego J