Nie ma co liczyć
Wszędzie tylko o Smoleńsku, a ja już nie mogę tego czytać i słuchać. Wczoraj wieczorem, w samochodzie z Ostrołęki, słucham (mam jakieś inklinacje masochistyczne jednak) debaty sejmowej. Idiotyczne, pełne agresji pytania wszystkich chyba po kolei posłów PIS. Także, niestety, posłów Polska Jest Najważniejsza, którzy uparli się aby nas przekonać, że wv niczym nie różnią się od PIS. Świetny pomysł na zaistnienie! To zacietrzewienie pewno pomogłoby Platformie, gdyby kierowaniem obrad nie zajął się w pewnej chwili marszałek Niesiołowski. Z jednej strony zacietrzewienie, z drugiej bezwzględna buta - i znikąd nadziei!
Dzisiaj w samolocie do Londynu biorę do ręki, chyba po raz pierwszy, Nasz Dziennik. Wywiad z prof. Nowakiem pod znamiennym tytułem „Imperia potykają się o Polskę”. I dwa zasadnicze pytania – po co jest Polska dla Polaków i po co jest Polska dla Boga. Odpowiedź na to drugie pytanie jest prostsza – otóż Polska jest potrzebna Bogu, aby obnażać i karać pychę. Jak mnie uczono wiary w Chrystusa (szczerze – chyba nie najlepiej), to twierdzenie że Bóg do czegoś potrzebuje Polski jest objawem pychy właśnie. Pycha prof. Nowaka sama się obnaża, ale kara może nastąpić dopiero na sądzie ostatecznym. A już z całą pewnością do jej ukarania Pan Bóg nie potrzebuje Naszego Dziennika. Ani mojej skromnej osoby.
Po co Polska jest potrzebna Polakom? Szukam z zainteresowaniem odpowiedzi na to pytanie. Ale prof. Nowak, jak to intelektualista i akademik, zamiast odpowiadać – snuje dywagacje. Okazuje się, że dobrym przykładem szukania „dobra wspólnego” jest dla profesora środowisko Krytyki Politycznej. Co prawda – sami przyznają, że nie wzruszają ich tony Mazurka Dąbrowskiego. Ale przecież krytykują Platformę! Unia i kapitalizm, a także wolny wybór im się nie podobają, więc patrioci czystej wody! Jeśli to jest kryterium patriotyzmu, to ja jestem czystej wody wrażym kosmopolitą. Ale za to w dobrym towarzystwie, od Jana Pawła II zaczynając.
Czytam Nasz Dziennik dwukrotnie – pierwszy i ostatni raz. Dlatego staram się tą okazją delektować. Wywiad Jarosława Kaczyńskiego pod tytułem „Sowiecka dialektyka znosi logikę”. Muszę się z panem prezesem zgodzić. To prawda i to tak działa. Także na logikę pana prezesa. Mówi on: ”Na tym przeświadczeniu opierała się nasza polityka wobec Rosji – powtórzę, w tym pokoleniu nie ma możliwości by elity rosyjskie uznały Polskę za podmiot w relacjach międzynarodowych”. Nie podejrzewałem Kaczyńskich o taki pragmatyzm i taką – dzisiaj – szczerość (bo to oznacza akceptację braku aspiracji do równoprawnych stosunków).
Cóż, jam kosmopolita (bo wierzę w miejsce Polski w Europie) i zaprzaniec (bo równie razi mnie PIS jak i Krytyka Polityczna) – ale w stosunkach z Rosją nie rezygnowałbym na całe pokolenie z aspiracji do podmiotowości.
W drodze na lotnisko słucham wywiadu z min. Klichem. Zapytany przez Paradowską czy rozważa możliwość dymisji odpowiada, że ministrem się bywa, a odpowiedzialność się ma. Jak to pięknie brzmi! Co wynika z tej konstatacji w pokrętnej logice lekarza psychiatrii, któremu powierzyliśmy nasze bezpieczeństwo? Że nie ma mowy o poczuciu odpowiedzialności, skoro trzeba trwać na stołku ministra!
A zresztą, czemu się czepiamy – przecież pan minister wprowadził ustawę o dyscyplinie wojskowej. Zgodnie z tą ustawą polski żołnierz jest jedynym żołnierzem w świecie, który nie może się pokazać na ulicy w mundurze polowym (obowiązuje wyjściowy). Co prawda nagminnie łamie się procedury i w czasach pana ministra zginęło w podobny, powtarzalny sposób więcej generałów niż w czasie wojny – ale porządek jest!
To jest jednak jakiś problem to poczucie odpowiedzialności za swoje działania. Nie tylko sami nie przyjmujemy tej odpowiedzialności do siebie, ale także opinia publiczna nie formułuje takiego oczekiwania na różnych szczeblach zarządzania. Dzisiaj czytam o odebraniu w Warszawie trasy S-8 i powtórzony z podziwem komentarz generalnej dyrekcji dróg krajowych i autostrad, że „narobi wstydu” kolejnym wykonawcom. Czy nikt nie widzi, że tak naprawdę jest to wstyd dla inwestora?
Mówiłem o tym wczoraj w radio, ale nawet tam przeważała opinia, że przecież GDDKiA zleciła budowę w wyniku przetargu i może oczekiwać na koniec zadowalającego efektu. Prywatny inwestor kiedy zleca budowę fabryki, magazynu, biura – wie, że musi być na miejscu codziennie, sprawdzać i motywować. Jak remontujemy u siebie w mieszkaniu łazienkę, to jak nie dopilnujemy robotników, to nam zrobią pralnię albo saunę. A jak budujemy w centrum stolicy drogę, drogę której budowa kosztuje 200 milionów złotych za kilometr, to zainteresujemy się nią dopiero wtedy kiedy jest gotowa do odbioru?!
Przy takim nastawienie, nic dziwnego że to wszystko tak funkcjonuje, jak funkcjonuje!
Debata na temat emerytur i konieczności reformy finansów państwa, dzięki solidarnej akcji rządowych piarowców i lewackich guru – przekształciła się w sąd na OFE. Ani ja im brat, ani swat – dlatego tylko delikatnie przypomnę, że Bruksela zwróciła nam uwagę na to, że OFE to za mało i że do końca stycznia oczekuje na informacje jakie podejmiemy kroki aby deficyt sektora finansów publicznych spadł poniżej 3% PKB. Bo my wszyscy mówimy, jak nam gra muzyka, o wysokości długu publicznego (i tu możemy powiedzieć – niech rzuci w nas kamieniem kto sam bez winy), ale jakoś pomijamy milczeniem wielkość deficytu finansów publicznych, co stanowi nasze zobowiązanie międzynarodowe. Resort Finansów uspokaja – mamy czas do 2012 roku. Słusznie, to już po wyborach. Będzie można spokojnie podnieść podatki.
Bardzo spokojnie, od lat, akceptujemy przemoc na stadionach. To zgodnie z zasadą, że w obrębie stadionów (oczywiście – tylko stadionów piłkarskich!) nie obowiązuje system prawny Rzeczypospolitej. Niektórzy dodawali jeszcze – gdzieś ta młodzież musi się wyszumieć, lepiej niech to robi tam, niż na ulicach miast. Nauczyliśmy się, aby nie chodzić na mecze. Aby nie parkować w pobliżu stadionów w dni meczy. Policja nawet nie próbuje już karać za chuligaństwo stadionowe. Coraz więcej klubów umawia się zresztą z bandami, że oddają w ich ręce pilnowanie porządku na trybunach.
I co z tego wyniknęło? Mamy porządek na trybunach, a w ten sposób zorganizowane grupy przejmują kontrolę nad handlem narkotykami, kradzieżą aut i wymuszeniami w miastach. Prasa opisywała ostatnio egzekucję szefa grupy kibiców Cracowii. Scena jak z filmu Mission Impossible, a więc całkowicie nierealna także w amerykańskich warunkach. Kilkadziesiąt osób, kilkanaście kradzionych aut, w pogoni za facetem, którego w końcu w biały dzień dopadają i zabijają uderzeniami pałek, noży i maczet (60 pchnięć). Kto chce się założyć, że sprawcy pozostaną nieznani?
Podsłuchuje się w Polsce kilkaset tysięcy osób. Ale nie ma podsłuchów z tego środowiska. Przeniknięcie do nich jest zbyt niebezpieczne, a dla awansu w strukturach policji ważniejsze jest wystawienie tysięcy mandatów za prędkość, niż rozbicie bandy. Pod przykryciem można próbować skłonić do złego jakąś blondynkę – bo najwyżej można dostać choroby wenerycznej. A tu mogą skaleczyć! Zresztą filozofia policji jest bardzo filozoficzna właśnie – rozbije się jedną, to w siłę urośnie druga. Więc lepiej się dogadać. Wtedy będzie spokój i na stadionie, i w mieście. Tylko czasem poniosą ich nerwy i zaczną biegać po ulicach Krakowa z maczetami. Trzeba zejść im z drogi, to nikomu nic się nie stanie.
A jakby ktoś się zapytał ministra spraw wewnętrznych, czy czuje się odpowiedzialny – to bardzo by się zdziwił! Tyle wprowadzono procedur. Jest system rozliczeń za mandaty i interwencje – a my się czepiamy jakiś band?
Jedyna szansa? Że ktoś postanowi sprawę załatwić na Euro 2010. Na, bo na to aby to załatwić przed lub po – nie ma co liczyć.