Optymizm
Wczoraj kolacja z Z. jak zawsze dobrze poinformowany i z bardzo strategicznym spojrzeniem w przyszłość. Bardzo optymistycznie nastawiony na przyszłość. Widać szansę na wielki plan polityczny – pojednanie z Rosją, zdobycie większości niezbędnej dla przeprowadzenia reform, zdobycie czołowej pozycji w Unii dla Tuska.
Zgadzamy się co do jednego – największym problemem jest sama Platforma. Jej poczucie triumfalizmu, jakie może nastąpić w przypadku wzięcia wszystkiego. To stara moja trauma. Kiedy PIS brał władzę, pocieszałem się, że od pełnej władzy i euforii po katastrofę jest bardzo krótka droga. Żeby nasi koledzy nie zapomnieli o tym. Władza jak szampan uderza do głowy, łatwo zapomnieć.
Z. w czasie tej rozmowy bardzo agresywna. Ma swoje zdanie i go broni. To dobrze. Ale trochę martwi mnie jej brak gotowości do wysłuchania, już nie mówiąc o akceptacji zdania innych. Słyszę to w rozmowie ze mną, co gorsza –także w trakcie jej wystąpień medialnych. Jak jej to wytłumaczyć, nie raniąc jej ego?
W czasie rozmowy po raz pierwszy widziałem Z., normalnie ugrzecznionego wobec niej, jak zniecierpliwiony parsknął: „może dasz mi skończyć?”…
Ja w dyskusjach politycznych zawsze mam wewnętrzna pokorę. Bardzo rzadko moje wizje przyszłości się spełniły. Pamiętam, jak w czasie wyborów prezydenckich z udziałem Wałęsy i Kwaśniewskiego byłem zapytany przez dziennikarkę Washington Post, kto wygra. Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że nie wiem bo kandydaci idą w łeb w łeb. „ja będę głosował na Wałęsę” – zakończyłem- „ale nigdy jeszcze w swoim życiu nie zagłosowałem na kandydata, który wygrał”. Dziennikarce podobało się to tak bardzo, że opublikowała to pod nazwiskiem. Moje relacje z Kwaśniewskim nigdy już nie były tak same…
Ale czasem po prostu czuję coś, co osoba młodsza, albo z innymi doświadczeniami czuć nie może. Zresztą mąż nigdy nie ma racji… kiedy PIS sięgnął po pełnię władzy byłem pewien, że nie ma mowy o koalicji. Z. mnie wyśmiała. Według niej to moje emocje były powodem takiej opinii, a koalicja pod dyktando PIS była oczywistością. Gdyby dzisiaj ją spytać, co wtedy myślała – na pewno już tego nie pamięta. Swoją drogą dobrze, że Z. nie czyta mojego blogu J