Dylematy
Łakomstwo jest silniejsze ode mnie, więc udaję się (uwaga – będzie reklama!) na najlepsze w Polsce pierogi do Radio Cafe. Czekając na porcję, przeglądam Duży Format. Dzisiaj zaczyna się od tekstu na temat męskiej prostytucji na dworcu centralnym. Autor rozmawia ze stojącymi tam chłopcami i wyciąga z nich jakieś zadry z życiorysu – gwałty, tyranię rodziców, rozpady rodzin.
Po obiedzie idę na chwilę do Złotych Tarasów. Podziemne przejście w pewnym momencie zamknięte remontem, trzeba wyjść na Emilii Plater. Zaraz, zaraz – to przecież to miejsce opisywane w Dużym Formacie! Rzeczywiście, kręcą się jacyś chłopcy w obcisłych ubrankach. Muszę wyglądać jak potencjalny klient (wg Dużego Formatu określany przez nich jako Pokemon), bo patrzą na mnie zachęcająco, z lekkim drwiącym uśmieszkiem. Widzę w tych oczach chciwość, nie widzę tragedii.
Dlaczego zawsze musimy doszukiwać się jakiś uzasadnień, które przerzucają moralną odpowiedzialność z nas na bezimienne społeczeństwo? Prostytucja istniała zawsze i wszędzie, także w świecie zwierząt. Z rozbawieniem czytałem niedawno badania ptaków, z których wynikało że mucha przynoszona „obcej” jest ZAWSZE dużo większa, niż mucha przynoszona do własnego gniazda.
Czy skorzystanie z usług tych pełnoletnich chłopców jest grzechem? Według mnie tylko wobec dobrego smaku. Ja zresztą jeśli miałbym to zrobić z facetem, wolałbym kogoś dojrzałego. Ale o dobry smak tu trudno, łatwo natomiast o śmieszność. Tak, jak w ogłoszeniu na portalu, w którym jakaś dziewczyna oczekuje 500 złotych za godzinę dlatego, że NIE JEST profesjonalistką! Znaczy się, jako amatorka – choć z cennikiem za godzinę – może liczyć sobie drożej.
Wracam na parking w Mariocie na wszelki wypadek już przez główną halę centralnego. Hala przecięta w pół remontem. Tak się składa, że działa tylko połowa schodów ruchomych. Te idące w górę są niedostępne, działają więc te idące w dół. Pomysł, aby na czas remontu przeprogramować schody, aby szły odwrotnie – przekracza możliwości intelektualne polskich kolejarzy.
W drzwiach hotelu spotykam AM. Łapie mnie za guzik i po standardowym pytaniu jak fundusz i interesy, pyta: „ty widziałeś to od kuchni, powiedz dlaczego oni wszyscy dają się tak wodzić służbom za nos”? Akurat na służbach znam się najmniej, ale mam na to odpowiedź. Politycy szybko zakochują się w służbach. Oni po pierwsze wiedzą, jak w sobie rozkochać. A po drugie – jak oni lubią zaczynać dzień od czytania raportów służb! Pamiętacie konflikt w kancelarii prezydenta, po którym odeszła Jakubiakowa? Okazało się, że św. Pamięci Lech zaczynał dzień od ponad godzinnego zapoznawania się z raportem służb. Jak robi to prezydent USA, to czyta o wydarzeniach w świecie. W Polsce, czy robił to Gomułka, Jaruzelski czy Kaczyński – czyta się przede wszystkim o znajomych. A najchętniej – co powiedziano i co napisano o nim samym! Ciekawe, jak zaczyna dzień Tusk.
Ktoś dzwoni do AM, więc mogę uciec. I od razu wpadam na AZ. „Dlaczego” – pyta po wymianie standardowych grzeczności – „Tusk nie pyta od czasu do czasu o radę takich ludzi, jak ty lub ja, o których wie że nie chcą niczego osiągnąć w polityce i nie mają żadnej ukrytej agendy?”. Czemu ludziom się tak zebrało dzisiaj na pytania?
Ale akurat znam odpowiedź na takie pytanie. Po pierwsze, ludziom z okolic władzy wydaje się, że wszyscy marzą o tym, aby tam się znaleźć. I po prostu nie wierzą, że ktoś może tego naprawdę nie chcieć. Ale jest i powód drugi. Na pewnym etapie budowania dworu, władca chce słuchać rad tylko tych doradców, którzy od niego w jakiś sposób zależą. To daje komfort obcowania z ludźmi, którzy będą chcieli powiedzieć to, co chcemy usłyszeć. I powiedzą to w taki sposób, aby nam było miło. Na pewnym etapie władca nie potrzebuje zresztą doradców, ale wykonawców.
Pewno dlatego Tusk nigdy nie chciał poznać mojego zdania w żadnej sprawie (dlaczego zresztą by miał chcieć?) ale sondował, czy podjąłbym się koordynacji przygotowań do Euro 2012.
Pewien kot, który co wieczór uciekał z domu i rozsiewał swoje geny po całej okolicy – tak się naraził swojej właścicielce, że go wykastrowała. Ku jej zdumieniu, mimo tej przypadłości dalej co wieczór wymykał się z domu. Zapytany o przyczynę weterynarz tak to kobiecinie wyjaśnił: „Dawniej, proszę pani, to on się po prostu puszczał. Teraz natomiast, jako uznany ekspert, on po prostu innym doradza jak to dobrze robić”.
Nie daj Boże, abym kiedyś został doradcą!
Takie są dylematy człowieka, który urwał się z pracy na dobre pierogi. A co to jest dylemat, wyjaśnił mi Andrzej na pożegnanie: „Dylemat” – odpowiada rabin na pytanie sąsiada – „to wieprzowina za darmo”.