Stołówkę w Focusie prowadzi Sodexo, a więc nie da się tam jeść częściej niż raz na dwanaście miesięcy. Swoją drogą to dziwne, że mimo nagromadzenia olbrzymiej ilości biurowców – nie można piechotą dojść do jakiegoś miejsca, gdzie można coś szybko i w miarę smacznie zjeść.
Ponieważ zaplanowałem małe zakupy w Złotych Tarasach i mam za sobą udany komitet inwestycyjny -postanawiam sprawdzić restaurację Il Patio. Przy wejściu okazuje się, że mam możliwość wyboru stolika – tylko jeden jest zajęty. Powinno mi to dać do myślenia. Po chwili pojawia się kelner. Proszę o ceasar salad, a na główne – kurczaka bez kości. Pan przez chwilę stoi bez słowa, a potem mówi: uprzedzam, że na kurczaka trzeba będzie czekać do pół godziny. Tak z wszystkimi daniami mięsnymi? Nie, tylko z kurczakiem… Jak słyszę takie słowa to wiem, że nie powinienem zamawiać kurczaka. Ale nie mam ochoty ani na steka, ani na pizzę… cóż, dziękuję i idę przeprosić się z pierogami…
Wiem, że jestem pieniaczem, ale czy czasem nie przesadzam? Przypomina mi to anegdotę o kliencie, który wchodzi do bardzo modnej cukierni: „chciałbym ciastko w kształcie litery >S<”. Sprzedawca potwierdza, że jest w stanie to wykonać - ale że to może kosztować. Klient stwierdza, że cena nie gra roli i umawia się za godzinę po odbiór. Kiedy wraca – okazuje niezadowolenie: „chciałem ciastko w kształcie litery >S> tak jak się pisze, a nie drukowane!”. Sprzedawca przeprasza i obiecuje, że wykona je raz jeszcze za kolejną godzinę. Po godzinie klientowi nie podoba się lukier – prosi, aby zostawić tylko różowy i zielony. Po kolejnej godzinie klient jest już całkowicie zadowolony. Sprzedawca zaczyna pakować, na co klient woła: „proszę nie pakować, zjem na miejscu!”.
Wiele lat temu miałem zadanie zabrać na imprezę w schronisku tyle tanich win, aby starczyło na grzańca dla dwudziestu osób. Kiedy zapłaciłem za nie w sklepie, pani ekspedientka z kamienną twarzą zapytała: „zapakować czy wypije pan na miejscu?”. No, wtedy byłem mniejszym pieniaczem.
Nagle wiele osób w moim otoczeniu zaczyna obchodzić czterdzieste urodziny. Dziwne, że im się wydaje to przekraczaniem jakiejś smugi cienia… Tak było może za czasów Conrada, ale nie dzisiaj. Dzisiaj smuga cienia to sześćdziesiątka!
W sobotę na miłej kolacji moment rozmowy o moim blogu, jak się okazuje tylko Z. go nie czyta. Krytyka dotyczy tematyki (za dużo o gospodarce) i obsesji na tematach (oprócz Galasa także EI). Moi drodzy! W moim wieku trudno już o zmiany…
Dzisiaj w recepcji siedzi dziewczyna na zastępstwie. Za każdym razem, kiedy przechodzę – wstaje grzecznie z miejsca. Na widok moich partnerów – siedzi sobie spokojnie. Coś za dużo tych sygnałów ostatnio. Sygnałów, że trzeba się ustatkować…
Rozmowa przy kolacji o różnych ludziach. Mam zawsze w głowie mętlik, nie potrafię skojarzyć twarzy z nazwiskami. To jeszcze jeden powód, dla którego nie powinienem być w polityce. To także utrudnia wykonywanie innych zawodów.
Facet w sklepie widzi przystojną kobietę, która uśmiecha się i mówi: ” dzień dobry”. „Czy ja panią znam?”. „Mam wrażenie, że jest pan ojcem jednego z moich dzieci” – uśmiecha się kobieta. Facet w panice usiłuje sobie uprzytomnić, jak to jest możliwe. Nagle przypomina sobie: „pani musi być tą striptizerką z mojego wieczoru kawalerskiego, która przywiązała mnie do stołu bilardowego i mnie zgwałciła, podczas gdy moi przyjaciele bili brawo, a pani koleżanka wylizywała ze mnie bitą śmietanę? Boże, ale to było szalone!”.
„Nie proszę pana. Jestem wychowawczynią pana syna”…
Wracajmy jednak do moich pieniaczach obowiązków.
Władze miasta zachęcają nas do korzystania z komunikacji miejskiej. Ponieważ ciągle się słyszy o pobiciach i awanturach, postanowiono poprawić sytuację w tym zakresie. Wydrukowano trzydzieści tysięcy ulotek w jaki sposób można w przypadku problemów wezwać straż miejską. Sprawa jest dziecinnie prosta – należy przede wszystkim zapamiętać numer telefonu, na który należy wysłać sms. Zapisujemy sobie 723 986 112 i w przypadku zagrożenia wpisujemy sms koniecznie z następującymi elementami: numer linii i numer pojazdu, nazwa ulicy na której jesteśmy, nazwa przejechanego przystanku, koniecznie kierunek jazdy oraz krótki opis zagrożenia… Proste jak drut! Ale zapamiętajcie radę doświadczonego człowieka! Jeśli będziecie kiedyś w tramwaju lub autobusie, w którym dochodzi do awantury – na boga nie wyciągajcie telefonu komórkowego i nie piszcie sms’s do ukochanej, bo jak amen w pacierzu dostaniecie po mordzie!
Pan prezydent Komorowski ostatecznie zgodził się przenieść z mieszkania do pałacu. Co prawda nie do pałacu prezydenckiego, ale do Belwederu – ale dobre i to. Moim skromnym zdaniem, Pałac Namiestnikowski to lepsze miejsce do mieszkania, niż Belweder. Ale to nie ja będę tam mieszkał. Co z tego wynika dla mnie, jako mieszkańca stolicy? Po pierwsze – odetną fragment Łazienek (akurat lubię tamtą część) ze względów bezpieczeństwa. I kilka razy dziennie ruch w centrum będzie odcięty, kiedy pan prezydent będzie jechał do pracy, z pracy, na lunch, na podwieczorek…. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Jakby nie zamykano ruch i nie robiono szopek z przejazdem na kogutach – to moglibyśmy zapomnieć, że mamy prezydenta!
Nie ma tego złego… rok temu komitet noblowski wygłupił się z pokojową nagrodą nobla dla Obamy. To w tym roku postanowili się zrehabilitować i przyznali tę nagrodę chińskiemu dysydentowi. Czy do tej decyzji można się przyczepić?
Miałem przed laty okazję brać udział w rozmowie w Pekinie z sędziwym Teng Siao Pingiem. W Chinach wszystko się zmienia, dzisiaj ten pan nazywa się Deng Xiaoping, a stolica Chin to Beijing. Teng, którego uważa się za ojca doktryny która zmodernizowała Chiny po rewolucji kulturalnej (nieważne jakiego koloru jest kot, ważne aby dobrze łowił myszy) opowiadał o olbrzymim poczuciu odpowiedzialności wobec swojego narodu. Że jest ich tak dużo, że nie można niczego puścić na żywioł; że niezbędne zmiany muszą być dokonane etapami, pod ścisłą kontrolą.
W czasie tej samej wizyty mieliśmy dowód na to, jak trudno zapanować nad tym tłumem. W pewnym momencie zwiedzania Szanghaju polski premier miał wsiąść do samochodu. Zamiast tego zaczął rozmawiać ze współpracownikami. Ruch był już wstrzymany, ludzie na chodnikach i jezdni nie robili niczego złego – po prostu stali. Zauważyłem, że nasza chińska ochrona jest bliska paniki. Po prostu w wyniku zatrzymania ruchu zbierał się tłum, gęstniał i napierał – i już za moment pewno nie dałoby się nad nim zapanować. Prawie siłą wsadziłem premiera do auta i odjechaliśmy.
Swoją drogą, gdyby inż. Galas był odpowiedzialny za organizację ruchu w Szanghaju, to albo reżym by już upadł albo Chiny drastycznie by zmniejszyły swoją populację. A więc – panie inżynierze Galas: do Chin!!!
Ale to jest proste wytłumaczenie, które chcemy przyjmować, bo chcemy robić interesy z Chinami. To trochę tak, jak rozmowa o ekonomii z red. Żakowskim lub działaczami związkowymi i rządowymi ekspertami. Ekonomia to nauka, która może (choć niekoniecznie) sprawdza się gdzieś tam w świecie, ale nie u nas – bo tradycja walki o niepodległość, bo lata komunizmu, bo my wiemy lepiej. Chińczycy podobnie podchodzą do demokracji. To się w świecie sprawdza, ale nie w Chinach – bo ich dużo, bo rewolucja kulturalna, bo stara cywilizacja… Gdyby to była prawda, to by nie sprawdziła się demokracja w Indiach, w Japonii, w Korei Południowej (no, tam może trochę długo eksperymentowano z czebolami, ale ostatecznie wrócili na ścieżkę demokracji).
A więc trzeba mówić o prawach człowieka, o demokracji, o Tybecie… trzeba mówić o podstawowych wartościach, bo jak Chiny się nie zmienią – to my się nie pozbieramy!
Jedna piąta ludzkości mieszka w Chinach. Robert Kennedy powiedział kilka lat przed śmiercią, że jedna piąta ludzi jest ciągle przeciwko czemuś… niestety, te 20% nie mieszka w całości w Chinach. Część z nich ma prawa wyborcze w Polsce i głosuje na PIS. Stąd te 20% minimum w następnych wyborach PIS ma jak w banku.
Ponieważ piszę za dużo o gospodarce, więc pominę milczeniem nowy podatek bankowy i ograniczenia związane z Bazyleą II. Ale opiszmy sytuację idealną z polsko-czebolskiego punktu widzenia: banki mogą udzielić pożyczki tylko tym, którzy mogą udowodnić, że nie potrzebują pożyczki (no chyba, że chodzi o firmy państwowe za którymi stoi autorytet państwa).
Lata 50-te, spotyka się na ulicy dwóch Starozakonnych. Jeden namawia drugiego do zakupu obligacji państwowych. „Nu, a ile można stracić”. „Nic nie można stracić, to jest gwarantowane przez polski rząd”. „Nu, ale polski rząd też może upaść…”. „To wtedy gwarancje przejmie Związek Radziecki wraz ze całą światową rodziną państw komunistycznych!”. „Nu, ale i Związek Radziecki i cała światowa rodzina państw komunistycznych też może upaść!”. Sprzedający nie wytrzymuje nerwowo – „Icek, jak upadnie polski rząd, Związek Radziecki i cała światowa rodzina państw komunistycznych – to tobie naprawdę będzie żal tych gównianych 50 złotych?!”
I na zakończenie dwie uwagi. W ramach „a nie mówiłem?” - zgodnie z moimi przewidywaniami Hiszpanie z grupy Santander poczekają sobie ponad rok na zgodę nadzoru. Santander w ubiegłym roku kupił w Polsce AIG Bank Polska, a więc był już przez polskiego regulatora prześwietlony. Ale przecież ośmielił się konkurować z PKO BP, więc jakaś kara go musi spotkać… Znam kilka polskich firm, które zamierzają inwestować w Hiszpanii. Ciekawe, czy tam też będzie obowiązywało prawo zemsty?
Ale może znowu pieniaczę? Może to po prostu musi tyle trwać? Duży wywiad z Michałem Bonim w Wybiórczej: „Mam dość tego >szybciej, szybciej<!”… Co my się ich czepiamy? Zawsze może być gorzej, gdzieś tam z wilczymi oczyma czai się to nieszczęsne 20%...