Wyrzucono z pracy szefową warszawskiego przedsiębiorstwa taksówkowego (MPT), tę która napisała na Facebook’u że codziennie budzi się piękniejsza, ale tego konkretnego dnia (proszę pamiętać – to cytat!) „kurwa już przesadziłam”. Oczywiście wyrzucono ją nie za to, ale za komentarze polityczne. Mam mieszane uczucia. Chyba jednak lepiej bym się czuł, gdyby nie wyrzucano z pracy za komentarze na Facebook’u.
Natomiast nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby starano się eliminować kretynów z eksponowanych stanowisk w państwie. W końcu ubiegłego tygodnia szerokie wypowiedzi prokuratorów wojskowych w sprawie katastrofy pod Smoleńskiem. Pytanie dziennikarzy – co prokuratura na to, że Rosjanie pół roku po wypadku dokonali zmiany protokołów przesłuchań personelu ziemnego lotniska. Polski prokurator przytacza dwa paragrafy stosownej konwencji międzynarodowej. Wynika z nich, że potrzebne jest, aby międzynarodowa pomoc prawna była zgodna z prawami kraju pochodzenia i prawami polskimi. Wynika z tego, że jak Rosjanie postanowili zmienić protokoły kilka miesięcy po tym, jak je nam przekazano – to zapisy starych protokołów muszą być zignorowane.
Skąd się biorą tacy kretyni? Może rozszerzmy pytanie – skąd się biorą prokuratorzy wojskowi? Może to zresztą jedno i to samo pytanie?
Czyli jeśli kontroler lotu przyznałby się, że wprowadził w błąd załogę, protokół byłby nam przekazany, a po pół roku protokół by zmieniono i wynikało by z niego, że to polska załoga wprowadziła w błąd kontrolera – to zgodnie z prawem polska prokuratura nie mogłaby uznać pierwotnej wersji za wiarygodną? Teraz zmiana jest dalece mniej istotna, ale właśnie dlatego istotne jest co innego – czy polska prokuratura wojskowa robi to, do czego jest immanentnie niezdolna (myśli), czy też mechanicznie wkłada do segregatorów to, co przekaże jej strona rosyjska?
Czy ci faceci w mundurach nie zdają sobie sprawy, że ich celem w tej sprawie nie jest wręczenie mandatów poległym pilotom (ani nikomu innemu) ale ustalenie „prawdy”. Wiem, że to z punktu widzenia prokuratury nieistotne – nie prawda jest ważna, ale stosowny paragraf.
Mnie przeraża to jeszcze, że tacy faceci mogą przyjść do mnie i zapytać: :”dlaczego kampania reklamowa Frugo kosztowała 3 miliony złotych, skoro firma reklamowa z Borzęcina była gotowa zrobić ją za 200 tysięcy złotych?”. A więc – działanie na szkodę spółki, kilka miesięcy w areszcie, za kilka lat – proces sądowy. Zakładam, że jednak wygrany. I odszkodowanie za kilka lat życia w wysokości 3 tysięcy złotych (chyba tyle dostał odszkodowania Kluska jak go wywlekli w kajdankach z domu na oczach rodziny i kamer telewizyjnych).
PIS nie straciło swojej pozycji głównej partii opozycyjnej. Wynik nie jest na tyle dobry, aby spuścić do zlewu inicjatywę „odszczepieńców”, ale nie na tyle zły aby pogrążyć Kaczyńskiego. On twierdzi, że jest o 2 punkty procentowe lepiej, niż poprzednio. Tyle, że wtedy 10% dostały Samoobrona i LPR, partie przejęte przez PIS. Więc jednak jest gorzej, ale nie na tyle aby było źle…
Platforma ma też lepiej niż miała, ale gorzej niż sondaże. I gdyby to przełożyć na wybory parlamentarne, byłoby źle… Tomasz Tomczykiewicz, wyciągnięty z kapelusza (a dokładniej – z Pszczyny) szef klubu parlamentarnego Platformy tłumaczy, że „lokalne listy zabrały nam głosy”. Kuriozalne tłumaczenie z ust przedstawiciela tej właśnie partii. A może Platforma, do tego „Obywatelska” mogłaby w wielu miejscach zapomnieć o partyjniactwie i wesprzeć lokalne inicjatywy?
Ładnie to ujął wczoraj prezydent Krakowa Majchrowski. Według niego w drugiej turze wyborcy będą musieli wybrać, czy chcą aby decyzje dotyczące Krakowa zapadały w Krakowie (a więc poprzeć kandydata niepartyjnego) czy w Warszawie (popierając kandydata Platformy).
W mojej miejscowości, tradycyjnie głosującej na Platformę, w tych wyborach (jak wynika z przecieków z komisji) przegrała (czwarte miejsce) kandydatka Platformy. Do rady nie wszedł ani jeden radny z Platformy! Dodam, że PIS na wszelki wypadek nie wystawił żadnych kandydatów na burmistrza ani do rady. W takiej Polsce chcę żyć!
Skoro 33% Polaków wierzy, że ludzie żyli kiedyś współcześnie z dinozaurami (pewno można rozszerzyć listę pytań), to i tak wynik PIS jest mniejszy od jego potencjału wyborczego. Musimy nauczyć się żyć ze świadomością, że jedna trzecia rodaków ma poczucie wykluczenia. Zazdrości pozostałym i będzie głosowało na partię frustratów.
Może warto zastanowić się nad tym fenomenem? W Gazecie Wyborczej skromny tekst w serii „Amerykański sennik: gdzie jest Janosik?”. Autor podaje, że współcześnie 70% Amerykanów uważa, że w jego kraju zdolności i praca są nagradzane. Według ekonomistów – to bujda na resorach. W ostatnich 30 latach 1% Amerykanów przejęło 80% tego, co zostało w tym kraju wypracowane! Wskaźnik mierzący poziom nierówności w USA (skala Giniego) wynosi 45 i jest niższy tylko od takich groteskowych krajów, jak Haiti (59) czy Sierra Leone (63). W Polsce wynosi 35, mniej więcej tyle co we Francji czy Anglii (ale więcej niż w Niemczech).
Dlaczego piszę o tym ja, stary i zapiekły liberał? Bo coś w tym jednak jest. Jako były globalny partner w największym na świecie funduszu private equity widziałem, jak miliarderami zostawali młodzi ludzie, których jedyną zasługą było zbudowanie agresywnego modelu finansowego pod dług bankowy potrzebny dla dokonania inwestycji. Nawet ja nie uważam, że taka praca jest warta takich pieniędzy.
W Stanach działa jeszcze propaganda z czasów, kiedy była to wolna i mobilna gospodarka. A w Polsce? Nie potrafimy sprzedać idei solidarności w budowaniu silnego państwa, bo też i podstawy tej solidarności są słabe.
Co mają myśleć ludzie z biednej Polski wschodniej, kiedy czytają pisane na poważnie teksty: „pierwszy milion trzeba ukraść”. Kiedy widzą, że największe polskie majątki powstały na styku z państwem – udziały w prywatyzacji, wielomilionowe kontrakty, quasi monopole. Kiedy czytają, jakie bonusy wypłacają sobie menedżerowie nie za skuteczne kampanie podnoszące sprzedaż lub wprowadzanie nowych produktów (to trudne zajęcie, trzeba się na tym znać i trzeba mieć szczęście). Najłatwiej jest obniżyć koszty wywalając ludzi z pracy lub zmuszając ich do przyjęcia poniżających kontraktów.
Dlatego tak łatwo w Polsce o skuteczny populizm. Budowania swojej pozycji na krytyce elit. Przeciwstawiania ludzi sukcesu ludziom wykluczonych. Pokazywania wrogów i budowania powszechnej zawiści.
Nie wystarczy się zżymać na Kaczyńskiego. Trzeba mieć pomysł na dotarcie do tych ludzi. Jeśli nie dziś i nie jutro, to przynajmniej nie wolno stracić następnego pokolenia.